R 6. XLVI

778 137 5
                                    

Poprawiłem koc pod którymi spali chłopcy. O dziwo spanie w wozie w ogóle im nie przeszkadzało, a nawet miałem wrażenie, że było wręcz przeciwnie. Może przez to całe kołysanie, które akurat mi nie pozwoliłoby zmrużyć oka nawet gdybym tego chciał. Albo tylko ja byłem taki wybredny. 

Spojrzałem na swojego alfę prowadzącego wóz. Odkąd się przebudziłem był jakiś taki osowiały. Nie byłem do końca pewien z jakiego powodu, a jak próbowałem go o to pytać to coś mruczał pod nosem i szybko zmieniał temat. Mogło to być spowodowane informacjami jakie zdobył na temat swojej rodziny. Albo tym, że nie zapewnił nam odpowiedniego bezpieczeństwa, i nie potrafił nas obronić przed zagrożeniem. To były oczywiście jego słowa, bo według mnie zrobił wszystko co było w jego mocy. Po mojej stronie był Morgan który opowiedział mi o tym jak wielkim niebezpieczeństwem był wilkołak który nas zaatakował. 

Mówił dużo o jego umiejętnościach, a ja niewiele z tego zrozumiałem. Było dla mnie jasne, że to on pozbył się części naszych wilków i dlatego nas nie zaalarmowały. Według Morgana mój alfa nie powinien brać tego tak do siebie, a raczej wręcz przeciwnie, powinien się z tego radować. Nie dość, że przeżył spotkanie z nim to i poważnie go zranił. Morgan opowiedział kilka historii o Cosmosie, wilkołaku który nas zaatakował. W jednej z nich ten wilkołak samodzielnie wybił niewielkie stado składające się z trzydziestu wilkołaków, dziesięciu alf i reszty bet. Wyszedł z tego bez jakiegokolwiek zadrapania. 

Ryland odwrócił na chwile głowę. Uśmiechnąłem się lekko kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały. Wydawało mi się, że sapnął z ulgą, po czym wrócił do mozolnego wpatrywania się w dal. 

Chciałbym mu jakoś pomóc, ulżyć w tym zamartwianiu, ale nie wiedziałem jak. Jak jechaliśmy na wozie wolałem mieć na oku chłopców, bo gdy nie drzemali to wychylali się by obserwować... i to nie piękno lasu tylko trawę. Natomiast kiedy nocowaliśmy to mój alfa czuwał. Chociaż to nie było wcale dziwne zachowanie z jego strony. On zawsze tak robił, a później był półtrupem za dnia. Może kiedy już będziemy w stadzie to trochę odpocznie, albo kiedy pokonamy mosty. Mam nadzieje, że stanie się to jak najszybciej.

Otuliłem chłopców jeszcze raz, tak by w razie jakby się obudzili musieli się trochę namęczyć nad opuszczeniem ciepłego materiału, co spowoduje hałas przykuwający moją uwagę. Gdy byłem pewny, że moja komfortowa pułapka działa, ostrożnie przeszedłem na przód wozu i usiadłem obok swojego alfy. Spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem. Oparłem głowę o jego ramię. 

-Nie martw się, wszystko będzie dobrze. -Wypalił pierwszy wprawiając mnie w lekkie zaskoczenie. 

-Nie martwię się. -Uniósł odrobinę brew. Chyba go tym zdziwiłem. Sam się tym dziwiłem, ale taka była prawda. Nie martwiłem się. Może wędrowaliśmy do nowego miejsca trochę wcześniej niż przypuszczaliśmy, wręcz zostaliśmy do tego zmuszeni. Jednak nie martwiłem się tym. Moje dzieci były całe, mój alfa był przy mnie a w nowym miejscu mieliśmy kilku znajomych, a jeden z nich nas tam prowadzi, by nie powiedzieć, że ciągnie siłą. 

Nie martwiłem się też, że zostaniemy znów zaatakowani. W tej grupie było wystarczająco dużo osób, by trzymać się od nas z daleka. W dodatku były to wilkołaki które poświeciły na to życie. Nie mówiąc już, że przy moim alfie czułem się po prostu bezpieczny. Wszelkie zmartwienia po prostu zanikały, chociaż to wszystko zdarzyło się całkiem niedawno. A może po prostu starałem się być silny, nie tylko dla siebie ale dla moich dzieci i alfy. Cóż, ciężko mi to stwierdzić. Czasami sam nie rozumiałem co podświadomie robiłem.

-Wiem że wszystko będzie dobrze, bo jesteśmy razem. -Położyłem dłoń na jego. -Za jakiś czas to wszystko po prostu będzie tylko złym wspomnieniem, z którego wyszliśmy zwycięsko. Zobaczysz.

-Od kiedy z ciebie taki optymista? Ej. -Prychnął kiedy uderzyłem go łokciem w brzuch.

-Sam kazałeś mi być bardziej optymistycznym, więc teraz nie przewracaj mi oczami kiedy mówię w to co wierzę. Mnie bardziej zastanawia, dlaczego ty jesteś taki... pesymistyczny.

-Nie jestem... wierzę, że wszystko w końcu pójdzie po naszej myśli. 

-Ale?

-Ale to nie powinno się wydarzyć. Ta cała akcja z łowcami. Powinienem był...

-Przestań.

-Co mam przestać? Wytykać sobie błędy? To miejsce nie było bezpieczne, a ja postanowiłem tu zostać i założyć rodzinę. 

-Nie wiedziałeś że nie jest tu bezpiecznie. Nic się przez ten czas nie wydarzyło...

-A mogło. Gdyby... -Sapnąłem zrezygnowany.

-Gdyby babcia miała wąsy toby była dziadkiem.

-Co?

-Gdybasz o czymś co nigdy się nie wydarzy. Równie dobrze ja mógłbym gdybać o wielu rzeczach. Dla przykładu jak łowcy mnie złapali i umieścili w klatce, to mógłbym gdybać co by było gdybym odmówił pracy u profesora. Wiele rzeczy by mnie ominęło, kilka przykrych... ale i wiele wspaniałych. Dzięki jednej zlej przygodzie odmieniło się całe moje życie. Znalazłem przyjaciół którym mogę zaufać. Zamieszkałem w miejscu w którym czułem się bezpieczny. Zaznałem ciepła o którym nigdy nie marzyłem. Nie odczuwam już tego paskudnego uczucia głodu ani samotności. Nie muszę jeść śmieci by przeżyć. Mało tego znalazłem osobę na której zależy mi ponad własne życie. Zakochałem się w durnym alfie dla którego zrobiłbym absolutnie wszystko. Założyłem rodzinę. Przez jedną złą przygodę mam kochającego alfę oraz dwójkę wspaniałych synów. Może i ta zła przygoda coś odmieni w naszym życiu. Znajdziemy coś czego się nie spodziewaliśmy. Co tak na mnie patrzysz? 

 -Durny... alfa?

-To wszystko co zapamiętałeś z mojego monologu? 

-Durny alfa... -powtórzył ciszej. Kiedyś mi to wypomni, coś czuje że będzie to najmniej spodziewane.  

-Oj no już, nie bocz się tak na to. -Szturchnąłem go delikatnie, choć wyczuwałem, że udaje. Zdradzał to jego zapach. Był... odrobine bardziej zrelaksowany niż kilka minut temu. Czyli moje biadolenie mu trochę pomogło. 

-Nie wiem czy to będzie łatwe do zapomnienia. 

-Na pewno znajdę sposób by ci to jakoś wynagrodzić. -Ruszyłem kilka razy brwiami co poskutkowało rozbawionym prychnięciem. Od kilku dni nie słyszałem tego. 

-Zboczony omega.

-Nie wiem o czym myślisz, ale to chyba ty masz zbereźne myśli. Poza tym każda zmiana jaka we mnie zaszła miała źródło u ciebie. Kilka lat temu było to dla mnie nie do pomyślenia...

-Że z własnej woli będziesz mnie ujeżdżał? -Znów go trąciłem co poskutkowało kolejnym rozbawionym prychnięciem. Jechaliśmy chwile w ciszy, pozwalającej nam usłyszeć tych co jadą za nami, czyli Fenaxa oraz grupy wilkołaków która odłączy się od nas przy mostach. -Dzięki słońce. 

-Nie ma za co. -Odpowiedziałem zadowolony. -A za co? 

-Za wszystko -pocałował mnie w skroń. -Wszystko będzie dobrze, dopóki trzymamy się razem. 

Szczenię |ABO|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz