R 4. XXVIII

946 142 9
                                    

-Dziwne czasy, doprawdy dziwne. -Mruknął Ran przyjmując ode mnie kubek z winem. W domu nie mieliśmy zbyt dużo alkoholu. Ja zbytnio go nie lubię, a Gburek woli najzwyklejsze na świecie piwo, którego swoją drogą od dawna nie mieliśmy. -Dziękuje ci. -Kiwnął delikatnie głową. Napił się odrobinę. Naszą uwagę przykuł ruch rączki w stronę Rana, a dokładnie w stronę kubka z którego nadal pił. Uśmiechnął się delikatnie, odstawił kubek na stół i wziął Remusa od Laetty. Położył małego na swojej piersi. Chłopiec wyciągał rączkę w stronę jego twarzy, wywołując tym większy uśmiech na twarzy mężczyzny, do momentu w którym mały przypadkowo nie chwycił za jego wąs. 

Nie zabrał jego rączki, jakby w ogóle mu ona nie przeszkadzała. Rodzina Rylanda zachwycała się Remusem jakby nigdy wcześniej żadnego dziecka na oczy nie widzieli. Małemu taka uwaga w ogóle nie przeszkadzała. Wydawało mi się, że nawet mu się to podoba. Jakby miał większą samoświadomość owinąłby sobie dziadków wokół palca, by spełniali każdą, nawet najgłupszą zachciankę.

-Zawsze to mówisz wuju. -Odpowiedział mu Gburek, nie okazując żadnych emocji w głosie jak i na twarzy. -Większość uznałaby takie wyróżnienie za zaszczyt.

-Zaszczyt. -Prychnął pod nosem. -Same obowiązki ten kr... -spojrzał na Remusa i ugryzł się w język. -ignorant chce mi dołożyć. Jestem handlarzem, mogę być członkiem rady wioski jak i stowarzyszenia kupieckiego, ale nie zamierzam się babrać w większą politykę. Natomiast Marlowe tego od nas oczekuje i nie przyjmuje teraz odmowy pisemnej. Będziemy musieli się do niego pofatygować by wysłuchać jego pier... -znowu się ugryzł w język. -ględzenia. 

-Według mnie... -Powiedziała spokojnie Laetta, która zamiast pić wino jak mąż i Gburek wolała gorącą, mocną herbatę. -...Wicehrabia obawia się utraty kontroli nad wioską. Nie da się ukryć, że większość osób to uchodźcy z Tranquill oraz miast które ogarnęła zaraza. Znajduje się tam wiele ważnych jegomości którzy są strasznie roszczeniowi, a Wicehrabiemu niezbyt to na rękę. Wysłuchiwanie tych wszystkich skarg i próśb jest dla niego strasznie męczące... zwłaszcza, że ostatnio zaczął coraz częściej spotykać się z pewną wdówką po baronie... -sapnęła cicho. W porę zorientowała się, że ja i tak nic z tego nie rozumiem, a Rylanda ludzka polityka w ogóle nie obchodzi. 

-A nie możecie go nakłonić by wybudował gdzieś drugą wioskę? -Laetta uśmiechnęła się słabo.

-Zamierza rozbudować naszą, dlatego też szuka... -Ran znowu popatrzył na Remusa. -...naiwniaków... którzy będą dopatrywać jego interesów. Jak to ujął, zaufanych, wiernych mu oraz Fogtown osób. Nawiasem mówiąc, osób które będą zajmować się całą beznadziejną robotą, będą obarczeni karami jeśli coś pójdzie nie tak, a oczywiście wszystkie zasługi będą kierowane w stronę Wicehrabiego.

-W którą stronę będą rozbudowywać wioskę? Wschód?

-Na chwilę obecną są jedynie wstępne plany. O ile dobrze zapamiętałam... 

-Po pięć kilometrów w każdą stronę. -Mruknął niechętnie Ran. Rylandowi w ogóle się to nie podobało. -Możliwe, że będą chcieli iść dalej wzdłuż rzeki... czas pokaże.

-Zanim wezmą się za robotę, to i tak nas tu już nie będzie... -Spokojnie stwierdził Ryland. Ostatnio o tym rozmawialiśmy i oboje się zgodziliśmy, że opuścimy ten dom za niecałe dwa lata, jak Remus trochę podrośnie i będzie można z nim bezpieczniej podróżówać.  

-Też tak uważamy. -Kiwnęła głową kobieta. Poprawiła lok który opadł jej na twarz i uśmiechnęła się smutno. -Jednak jest jedna zła wiadomość. -Czekaliśmy w ciszy nie wiedząc, czy my mamy się o to wypytać, czy oni będą kontynuować. 

-Profesor Rathma wrócił do Fogtown. 

-I to jest ta zła wiadomość? -Spojrzałem na nich mocno zdziwiony. -To...

Szczenię |ABO|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz