Trzy miesiące później.
Tak jak zapowiadał Ryland, zima przyszła niepostrzeżenie i była bardzo sroga. Śnieg w jedną noc pokrył całą okolicą śniegiem. Było cholernie zimno. Sam z siebie nie wychodziłem z domu, bo nie ważne co na siebie założyłem, było mi zimno. Wychodziłem tylko po to, by nakarmić zwierzęta, resztą zajmował się Ryland. On natomiast nie narzekał na zimno... dziwne by było, gdyby to robił. Na szczęście nie chciał zabierać Remusa na spacery, nawet on miał odrobine oleju w głowie i stwierdził, że taka pogoda dla szczeniaka jest zbyt surowa.
Po długim okresie nieprzyjemnego chłodu, nastał cieplejszy dzień. Tylko trochę cieplejszy i to nie na długo. Tak przynajmniej twierdził nos mojego alfy, a jeśli chodzi o sprawy pogodowe to on jest bardzo trafny. Korzystając z okazji, postanowił pobawić się z Remusem na zewnątrz. Wszystko wcześniej porządnie przygotował, bo normalnie śnieg sięgał do brzucha.
Wyjrzałem przez okno i coś mnie złapało za serce. Uśmiechnąłem się szeroko widząc jak dobrze się razem bawią. Remus podbiegał do Rylanda który go podnosił, mały machał rączkami i nóżkami z ekscytacji, śmiał się głośno. Gburek podrzucał go i łapał ,a na sam koniec wrzucał w puchaty śnieg. Mały wyczołgiwał się szczęśliwy i wszystko zaczynało się od nowa. Kiedy wymęczyli się tą formą zabawy zaczęli tworzyć karykaturalną wersję bałwana, przez którą będę miał koszmary w nocy.
Remi z każdym dniem wydawał się coraz większy. Czasami nie mogę uwierzyć, że jest z nami od roku. Jeszcze niedawno był tak mały... taką kruszynką którą można było położyć w koszyku i miał dla siebie sporo miejsca. Potrafił już tak dużo, wydawało mi się, że rozumie więcej niż nam się wydaję. Chociaż według Rylanda mi się po prostu tak wydaję. Niby każdy rodzic postrzega swoje dziecko jako wyjątkowe. Ale ja wiem swoje.
Mały potrafił już wymówić poprawnie mama i tata, chociaż czasami dalej nazywał nas mata i tama. Umiał również wymienić imiona wszystkich wilków w naszej małej rodzince. Hapa oraz Eta oznaczały Happiego oraz Estell z którymi Remi spędzał najwięcej czasu. Eo wołał na staruszka Zero, In na Sina, oraz Haa do Halma. Umiał jeszcze wypowiedzieć Maaaa co wcale nie oznaczało mama tylko Matylda.
A jak chodzi o jego umiejętności chodzenia to opanował je w jakimś stopniu. Jakby chodził spokojnie to zapewne by się nie wywracał... przynajmniej tak myślę, bo on w ogóle nie stara się chodzić spokojnie tylko biegał... a raczej przypominało to coś w stylu biegania. Zawsze się wywraca co kilka metrów. Jednak to go nie zniechęcało.
Na szczęście Ryland sam się zorientował, że dla małego to zbyt długi czas na zimnie. Nie musiałem wchodzić w role złego rodzica, niszczyciela zabawy. Weszli do środka, ubrania przemoknięte z przyklejonym do nich śniegiem, a na twarzach różowoczerwoni jak jakieś buraki. Ryland zaczął rozbierać małego, a ja natychmiast zabrałem rzeczy by je rozwiesić nad ogniem.
-Przygotuje dla niego ciepłą kąpiel by się trochę rozgrzał...
-Już wam przygotowałem. -Powiedziałem spokojnie. Ryland spojrzał na mnie niepewnie. -Wykąpiecie się, a później zjemy kolacje. Oj nie patrz tak na mnie, woda jest tylko ciepła, a nie gorąca. Wejdziesz, umyjesz siebie i Remiego, a później zjemy kolację.
-Dzięki słońce. -Powiedział zmieszany. Odrobine niezadowolony z tego, że musi się myć, i bardzo zadowolony z tego, że w końcu upiekłem kaczkę. Męczył mnie od kilku dni bym to zrobił więc w końcu powiedziałem mu by upolował kilka sztuk. Największą upiekłem, a z reszty zrobiłem pasztet.
Gburek poszedł z małym, a ja zacząłem rozwieszać przemoczone ubrania. Chociaż pewnie i tak później je wrzucę do reszty brudów i zrobię większe pranie.
Postawiłem na stole dzbanek ze słodkim sokiem, nalałem od razu sobie i Remusowi, a dla Rylanda nalałem piwo które udało mu się jakiś czas temu zdobyć. Kaczka wylądowała na środku stołu, obok niej miski z surówką i ziemniakami, jedne tłuczone z cebulką, drugie pokrojone i przypieczone.
Stwierdziłem, że moje dwie alfy były w balii dosyć długo, przynajmniej na standardy Rylanda, więc postanowiłem sprawdzić co oni tam robią, przy okazji przynosząc im czyste ubrania. Otworzyłem po cichu drzwi. Ryland powoli mył małemu włosy, a Remus najzwyczajniej w świecie się bawił. Jedną rączką uderzał w wodę, a drugą bawił się konikiem.
-Zaraz wychodzimy. -Powiedział delikatnie odwracając głowę, w ogóle nie spuszczając wzroku z malca. Chwycił za małe wiaderko z wodą i powoli wylał ją na główkę Remusa, który w ogóle nie zareagował. Najwidoczniej zabawa konikiem była ważniejsza. Dokładnie spłukał włosy małego... natomiast swoje tragicznie. Nabrałem trochę czystej wody do wiaderka i stanąłem za nim. -No wiesz... -wzdrygnął się kiedy po jego plecach spłynęła zimna woda.
-Co? -Poczochrałem mokre włosy. -Źle spłukałeś. Może...-zamyśliłem się na chwile bawiąc się jego włosami. -...może jutro ci je trochę skrócę? Remusowi też by się przydało. -Spojrzałem na chłopca który na dźwięk swojego imienia odwrócił się i radośnie powiedział mama. Wyciągnął w moją stronę rączkę puszczając konika. -Kończycie? -Ryland mruknął na potwierdzenie.
Chwyciłem za ręcznik, Ryland przytrzymał małego którego szybko owinąłem. Położyłem go na stole który wstawił tu Gburek, by łatwiej było zajmować się małym... no i by można było trzymać na nim pierdoły... tak mówił oczywiście Gburek. Wytarłem dokładnie małego i zacząłem go ubierać. Spojrzałem ze zmrużonymi oczami na Rylanda który dopiero co wyszedł z wody i chwytał za koszulkę. Sapnął cicho, wyciągnął dłoń i przyjął ręcznik.
Po kilku minutach wszyscy siedzieliśmy przy wspólnym stole. Nałożyłem wszystkim, Remusowi odpowiednio mocno rozdrobniłem mięso by się nie poparzył. Podejrzewałem, że będę musiał go pilnować przy piciu, albo jedzeniu, ale tym zajął się znowu Ryland.
Często obserwowałem jak zajmuje się Remusem. Nie trzeba było go do tego zachęcać, on to po prostu uwielbiał. Został stworzony do bycia ojcem. Mały wziął do rączki kawałek mięska i włożył sobie do ust.
-Aaaam -wymlaskał głośno.
-Zgadza się. -Przytaknął. -Kuchnia twojego mamy zawszę jest aaam. -Prychnąłem rozbawiony.
-Ryland... -alfa spojrzał na mnie pytająco, wciąż asekurując małego by nie upuścił kubka. -...jak Remi jeszcze trochę podrośnie to udamy się do wilczego stada, prawda?
-Zgadza się. Pewnie za jakiś rok... skąd to pytanie? Przecież już na ten temat rozmawialiśmy. -Miałem mu odpowiedzieć, ale kontynuował. -Chodzi o dom? Ten zostawimy... jakbyśmy kiedyś chcieli odwiedzić Fogtown to będziemy mieli gdzie się zatrzymać, a w stadzie jest kilka wolnych miejsc, Fen to zagwarantował. Jak ci nie będzie odpowiadać to zbuduje dla ciebie coś większego.
-Nie o to chciałem pytać, ale dobrze wiedzieć.
-To co ci chodzi po głowię?
-Istnieje szansa, że w najbliższym czasie pojawi się moja ruja.
-Zgadza się... ale nie musisz się tym przejmować. Zaplanujemy podróż tak byśmy uniknęli pełni w lesie.
-Też nie o to mi chodziło.
-To?
-Jak dostanę w najbliższym czasie rui... może spróbujemy zrobić drugie dziecko? -Ryland zachłysnął się piwem. Spojrzał na mnie odrobine zdziwiony i zaskoczony, co mnie zdziwiło.
-Chcesz kolejne tak szybko?
-Przecież sam chcesz. Szansa na to, że ruja się pojawi cały czas rośnie, ale równie dobrze może pojawić się jak już przeprowadzimy się do wilczego stada. Biorąc pod uwagę ile nam zajęło zmajstrowanie tego wilczka -podrapałem Remusa po główce. -...im szybciej zaczniemy się starać tym lepiej... poza tym, dobrze by było powiększyć rodzinę. -Ryland uśmiechnął się, co mogło oznaczać, że podobał mu się ten pomysł.
-Jeszcze nawet nie zaczęliśmy się starać... a już nie mogę się doczekać aż go powitamy na świecie.
-Albo ją. -Poprawiłem Rylanda który zaśmiał się cicho i przytaknął mi. Na szczęście nie dodał nic, że mogą pojawić się bliźniaki, albo gorzej, trojaczki.
CZYTASZ
Szczenię |ABO|
काल्पनिकKontynuacja opowiadania Mieszaniec. Przed przeczytaniem tego opowiadania zalecam przeczytanie poprzedniej części, choć nie jest to konieczne. Szczęście, radość z życia? Kiedyś dla Aarona te słowa były obce. Nigdy nie spodziewał się dobrego zakończen...