-Nie martw się, będzie z nim dobrze. Chodź, sprawdzimy czy tobie nic się nie stało.
Emma wyciągnęła w moim kierunku dłoń, ale nie chciałem jej przyjąć. Musiałem być przy moim alfie, potrzebował mnie teraz. Był teraz taki bezbronny. Nim Kain z Tavem dotarli z nim do domu Emmy i Hanbeia, mój alfa stracił przytomność. Stracił dużo krwi, pewnie jakby był w ludzkiej postaci byłby blady jak trup. Wyciągnęli z jego ciała kły i pazury, zdezynfekowany rany, nasmarowali go jakimiś śmierdzącymi maściami, zszyli i obandażowali. Podali mu również jakieś wywary. Głaskałem go po głowie i starałem się nie rozpłakać. Musiałem być w tej chwili silny, dla niego, dla naszych dzieci i dla siebie. By oszczędzić chłopcom widoku rannego ojca, poprosiłem Meg by się nimi zaopiekowała. Chociaż pewnie dobrze widzieli jak Castel rozrywał jego brzuch... Mam nadzieje, że o tym szybko zapomną.
-Idź z nią wilczy przyjacielu. -Drgnąłem kiedy ktoś dotknął mojego ramienia. Najpierw spojrzałem na dłoń. Uwagę przykuł złoty pierścień znajdujący się na serdecznym palcu. Spojrzałem na twarz właściciela, był to człowiek który pomógł Rylandowi, Tav. -On potrzebuje czasu by się zregenerować. Jak jakimś cudem by się teraz obudził i zobaczył cię w takim stanie... mało który wilkołak zachowałby się spokojnie widząc, swoją własność w takim stanie. Wierz mi.
-Nie jestem jego własnością tylko przeznaczonym! Partnerem! -Niemal syknąłem na niego. Wyraz jego twarzy odrobine się zmienił, ale o dziwo nie na zdenerwowany, urażony czy też gniewny tylko na radosny.
-Wybacz mi. Co stado to inaczej nazywacie takie relacje. Jednak przesłanie zostaje takie samo, jak nie staje się silniejsze. Jak jesteście przeznaczonymi to zareaguje mocniej. Pogorszy mu się, jak cię takiego zobaczy. Zwłaszcza, że jest teraz wilkiem, nie będzie rozumiał co się do niego mówi... brakuje tylko by się gwałtownie przemienił i zniszczył całą robotę jaką zrobili lekarze. -Spojrzałem na niego podejrzliwie. Sporo wiedział o zachowaniu wilkołaków...
-O dziwo człowiek mówi prawdę. -Wtrącił się Hanbei pojawiając się znikąd. -Nie możemy pozwolić sobie na to, by z tak błahego powodu zagroził swojemu życiu. To silny wilkołak więc istnieje ryzyko, że szybko się wybudzi i nie będzie chciał nas słuchać. Idź z Emmą do drugiego pokoju dziecko, on jest tu bezpieczny. A ty rozbierz się, opatrzę twoje oparzenia.
Emma wciąż trzymała wyciągniętą dłoń, przyjąłem ją. Zaprowadziła mnie do następnego pomieszczenia. Znajdowało się tu lustro. Cóż, człowiek faktycznie mówił prawdę. Gdyby Ryland mnie takiego zobaczył to pewnie by wyszedł z siebie. Miałem na twarzy wiele siniaków, podbite oko, rozcięty policzek, i olbrzymiego guza na czole.
Emma pomogła ściągnąć ze mnie koszulkę. Usiadłem na przygotowanym dla mnie miejscu. Najpierw sprawdziła, czy wszystko w porządku z moim dzieckiem. Kiedy była pewna, że nic złego się nie stało, obmyła mi twarz i posmarowała wszystkie bolące miejsca.
-Na szczęście nie masz żadnego wstrząsu. -Stwierdziła z nieukrywaną ulgą. -Nie widzę żadnych powodów do obaw. Siniaki powinny ci zniknąć za dwa dni. Po tym rozcięciu na pewno blizny nie będzie, guz również niedługo zniknie. Twoje dziecko też jest całe, choć ten stres niezbyt mu służy.
-Łatwo jest powiedzieć by się nie stresować... mój alfa jest ciężko ranny, grożono moim szczeniakom śmiercią...
-Tobie, twoim szczeniakom i Rylandowi nic już nie grozi. Mój ojciec osobiście się nim zajmuje, więc naprawdę nie masz się czym martwić. On nie lubi dawać złudnych nadziei, jakby było źle to by to powiedział. Ryland wolałby byś zajął się sobą i dziećmi niż niepotrzebnie ślęczał nad jego łóżkiem.
Emma dotknęła mojego ramienia i miło się uśmiechnęła. Wyszła z pomieszczenia zostawiając mnie samego. Chwile siedziałem z koszulką w ręku. Miała racje, Ryland wolałby żebym zajął się sobie i dziećmi niż zamartwiał się o niego. Niestety on ma teraz mało do powiedzenia, końmi mnie od jego łóżka nie odciągną.
CZYTASZ
Szczenię |ABO|
FantasíaKontynuacja opowiadania Mieszaniec. Przed przeczytaniem tego opowiadania zalecam przeczytanie poprzedniej części, choć nie jest to konieczne. Szczęście, radość z życia? Kiedyś dla Aarona te słowa były obce. Nigdy nie spodziewał się dobrego zakończen...