Chyba wszędzie działa ta sama zasada. Jak jest za spokojnie to musi się coś nagle spieprzyć. Mój pierwszy kryzys jako zastępcy i akurat jeden z najgorszych. No dobra, mogły być gorsze jak pożar lasu czy też nagły atak wroga. Choć to akurat mogło zabiegać o kategorie ataku, albo przynajmniej jej zapowiedzi. Wilkołaki które patrolują nasze tereny złapały i przyprowadziły człowieka. Jakby przyprowadzili zwykłego wilkołaka nie byłoby takiego poruszenia. Jest takich trochę i czasami nieświadomie wchodzą na tereny jakiś stad. Teraz wszyscy byli zdenerwowani i trudno było im się dziwić. Mało kto ma dobre skojarzenia z ludźmi.
Człowiek został przywleczony do domu Alfy. Związano mu ciasno nadgarstki za plecami by niczego nie kombinował. Klęczał na podłodze. Z tego co mi przekazano miał przy sobie kilka noży do rzucania, łuk, krótki odrobine wyszczerbiony miecz, namiot, plecak z suchym prowiantem i bukłakiem pełnym wody. Przyjrzałem się mu. Nosił poszarpany szary płaszcz, buty i rękawice obwiązał skórzanymi paskami. Reszta jego ubioru... jakbym dalej mieszkał z wujem pomyślałbym, że to zwykły włóczęga.
Na oko miał jakieś trzydzieści parę lat. Nie golił się od kilkunastu dniu, miał świeże rozcięcie na policzku oraz podbite oko, przeciętą brew i złamany nos. Zielone oczy zdawały się zaciekawione otaczającymi go osobami. Co było dziwne, powinien być przestraszony, zestresowany, roztrzęsiony... Znajdował się w nieciekawej sytuacji w której jego życie zależało od nas. Musiał znajdować się już w podobnych sytuacjach, albo po prostu nie potrafi ocenić swoich szans na przetrwanie.
Do domu Alfy przyszło kilka alf którzy nie zostali wysłani do patrolowania okolicy i cała starszyzna. Obserwowali człowieka z nieukrywanym obrzydzeniem. Jako zastępca to na mnie spoczywał obowiązek przesłuchania pojmanego. Niezbyt się z tego cieszyłem. Nie brałem nigdy w czymś takim udziału. Jakie powinienem mu zadawać pytania, być agresywnym czy spokojnym? Muszę zdać się na swój instynkt. Stanąłem przed nim. Nie zareagował jakoś szczególnie, tylko spojrzał na mnie badawczo.
-Co robisz na naszych ziemiach człowieku? Ilu was tu jest? -Powiedziałem nieco groźnym tonem co nie zrobiło na nim specjalnego wrażenia.
-Tav. -Mój wyraz twarzy dał mu do zrozumienia, by lepiej mówił dalej, a nie poprzestawał na jednym niezrozumiałym wyrazie. -Tavish. Nazywam się Tavish, ale wolę krótszą wersję. -Wypalił bez skrępowania. Jego głos był przyjazny jakby rozmawiał z dawno niewidzianym przyjacielem, a nie z osobą od którego zależy jego być albo nie być.
-Nie każ mi powtarzać moich pytań, chyba że chcesz mnie zirytować. -Warknąłem na niego. -Tav. -Człowiek uśmiechnął się zwycięsko.
-Nie zamierzam cię denerwować Alfo, odpowiem na wszystkie...
-On nie jest Alfą. -Prychnął pogardliwie Castel. Miałem mu ochotę odpowiedzieć by mi nie przeszkadzał, ale to mogło się zmienić w niepotrzebną przepychankę słowną, co i tak podważyłoby moją pozycje.
-Rozumiem, że ty nim jesteś? -Spojrzał na Castela który warknął rozdrażniony. -Tak też myślałem. Jakbyś był kimś ważniejszym to byś ty zadawał mi pytania, albo stał obok niego, tak jak ten wilkołak z gór Tell, albo starzec z laską. -Niemal się uśmiechnąłem na te słowa. Widok zirytowanego Castela był czymś co sprawiało, że dzień stawał się lepszy. Nie mogę zaprzeczyć, odrobine polubiłem go.
-Wiesz, że jestem z Tell? -Thorin przybliżył się, z zaciekawieniem obserwował człowieka.
-Twój wygląd dużo mówi. Zanim zaczniesz mi grozić... bądź będziesz chciał mnie zabić, chce powiedzieć, że przez pewne decyzje też tam nie jestem mile widziany. Pochodzę z Caravoru. -Mina Thorina natychmiastowo się zmieniła we wrogą.
CZYTASZ
Szczenię |ABO|
FantasyKontynuacja opowiadania Mieszaniec. Przed przeczytaniem tego opowiadania zalecam przeczytanie poprzedniej części, choć nie jest to konieczne. Szczęście, radość z życia? Kiedyś dla Aarona te słowa były obce. Nigdy nie spodziewał się dobrego zakończen...