R 3. XVIII

1.2K 162 10
                                    

Powoli opadłem na łóżko, praktycznie pozbawiony sił. Ciągle wpatrywałem się w jeden i ten sam punkt. W ledwo tlącą się świece, która za kilka minut powinna zgasnąć. Miała tyle samo energii co ja, jak nie więcej. Przez ostatni tydzień upewniałem się, że Aaronowi niczego nie będzie brakować. Zapas drewna powinien mu wystarczyć by ogrzać... cóż, całą wioskę jak nie miasto przez calutki tydzień. Jedzenia również powinno mu wystarczyć. W jaskini, oraz składziku mieliśmy sporo worków z mąką, różnymi kaszami, ziemniakami i innymi darami natury. Miał też sporo grzybów w słoikach, ogórki, miód który ostatnio przestał mu smakować, ale zgaduje, że niedługo wróci do łask. W jaskini natomiast znajdowały się jeszcze wędzone ryby, kilka pęt kiełbas, kozi ser. No i jest jeszcze kozie mleko które lubił pić. Jeśli będzie chciał zjeść coś słodkiego, to będzie mógł pozrywać sobie jagód. Dzisiaj przesadziłem dla niego kilka krzaków, które znajdowały się zbyt daleko od domu. Owocowały cały rok, więc to na pewno ułatwi nam sprawę, zwłaszcza kiedy na świat przyjdzie nasze szczenię.  A jak będzie chciał jakieś świeże mięso, to od tego będzie miał Ali. 

Przybyła tu trzy dni temu, sama. Udowodniła tym samym, że dobrze zapamiętała drogę która do nas prowadzi. Miała przy sobie jedynie swój plecak, namiot oraz ulubioną zabawkę, kuszę. Pozostałe graty zostawiła tam, gdzie się umówiliśmy, że ją odbiorę. W jaskini przy wodospadzie. Kto musiał się przeciskać przez pajęczą jaskinie, ładować wszystkie graty na sanie i ponownie przeciskać się przez jaskinie? No oczywiście, że ja. 

Podróżowanie przez pajęczą jaskinie ostatnim czasy zrobiło się strasznie długie. No może nie tak, jakbym biegł normalną trasą, ale i tak odrobine się ten czas wydłużył. Wszystko przez sanie które często musiałem poprawiać, szarpać, przestawiać przy zakrętach. No i często przy takich 'zabawach' musiałem zbierać niektóre przedmioty które na złość musiały wypaść. 

Sapnąłem głośno kiedy przypomniałem sobie, jak musiałem zbierać wszystkie rzeczy, bo lina którą je związałem pękła. Zmiana w człowieka w tak niewielkiej przestrzeni nie była zbyt przyjemna, a zbieranie wszystkich pierdół w miejscu gdzie nie było zbyt dużo światła... sapnąłem głośniej oczekując nagrody za te męczarnie. Zwłaszcza, że jeden cwany pająk postanowił dziabnąć mnie w tyłek. 

Ich jad nie stanowił żadnego zagrożenia. Mało w ogóle było takich pająków na świecie które faktycznie mogłyby nam zagrozić. W dodatku musiały by nas gryźć kilkadziesiąt razy by nas zabić. Jednak przez tego jednego pająka, pośladek mnie swędział przez pół dnia. Na domiar złego ten przeklęty pajęczak gdzieś zwiał. Ma szczęście, bo następnym razem go zmiażdżę na papkę.

W rzeczach które przytargałem, znajdowały się głównie graty Ali. Nie zagłębiałem się co ze sobą zabrała. Planowaliśmy, że będzie tu miesiąc, może dłużej więc powinna się tu czuć jak u siebie. A dobrze by było, by była przygotowana na każdą ewentualność, nawet na przedwczesny poród. Ona się na tym znała, bywała przy porodach kobiet z wioski i doskonale wie co robić. Niestety, w naszym przypadku była mała, delikatna różnica. Aaron był omegą, męską omegą więc mogło pójść coś nie tak. Nie chce podważać umiejętności Ali, ale wolałem by poród przyjął jakiś wilkołak co się na tym zna. 

Aaron za tydzień zacznie ósmy miesiąc ciąży. Właśnie dlatego, jutro wyruszam do stada w redwood prosić o pomoc jakiegoś znachora, akuszerkę bądź jakąkolwiek osobę, która będzie wiedziała co robić. Mam nadzieje, że Astrid, Meg oraz Kain wstawią się za mną i obejdzie się bez zbędnych nieprzyjemności. Może też ich znajomość trochę wszystko przyśpieszy. Kiedyś wilkołaki bywały bardzo pomocne, ale przy ostatnich wydarzeniach nie zdziwię się, jak nie będą chcieli mi od razu pomóc. 

 Ziewnąłem głośno. Świeca wykorzystując okazje, że na nią nie patrzę postanowiła zgasnąć. Przyglądałem się jak dym unosząc się znika, tańcując w swój naturalny sposób. Nie było sensu zapalać kolejnej. Aaron zaraz powinien się tu zjawić, a on jak chodzi po domu to nosi swoją własną świece. Jak na zawołanie usłyszałem ciche skrzypnięcie deski, znajdującej się trzy kroki od drzwi do pokoju. Ciche kroki, lekkie skrzypnięcie drzwi i delikatny błysk światła który wdarł się do ciemnego pokoju. 

Szczenię |ABO|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz