R 3. XIV

1.4K 153 28
                                    

Pierwsze dni, po usłyszeniu dobrych wieści, minęły zadziwiająco szybko, prawie jak jeden dzień. Na początku towarzyszyły mi mieszane uczucia. Cieszyłem się bardzo, że zostanę rodzicem, ale zarazem się tego trochę obawiałem. Nie miałem przecież żadnego dobrego wzorca, no chyba, że będę planował wyzyskiwać swoje pociechy w przyszłości. Jednak te myśli szybko minęły i zacząłem się cieszyć tym co jest. Jakimkolwiek rodzicem będę, na pewno będę lepszy niż moi. Poza tym miałem przy sobie swojego alfę, nie musiałem się więc o to martwić. 

Mieliśmy naprawdę sporo rzeczy do zrobienia i ustalenia. W planach było przygotowanie mieszkania by było bezpieczne dla dziecka, ponowne odnowienie pokoju dziecięcego, głównie łóżka by było stabilne oraz miało odpowiednie zabezpieczenia by dziecko z niego nie wypadło. Wszystko dosyć szybko zrobiliśmy... a mówiąc my, miałem na myśli Rylanda. Odkąd był pewien, że jestem w ciąży mój status niezależnego omegi zmienił się na damę w opałach. Wystarczyło, że podleciał do mnie jakiś owad a Gburek już był przy mnie odganiając niebezpieczne stworzenie. 

Nie mówię, że to mnie nie bawiło.  Raz wystarczyło, że kichnąłem a ten już stał na baczność czekając na nie wiadomo co. Niestety były też minusy tych jego dziwactw. Na dłuższy spacer po lesie mogłem iść wyłącznie z nim, gdyż według niego mogłem zasłabnąć, upaść i coś sobie zrobić. O cięższych pracach mogłem jedynie pomarzyć, na dodatek wpychał we mnie jedzenie jakbym już musiał jeść za dwóch. Doskonale wiedziałem, że w ciąży będę miał większy apetyt, wszystkie kobiety w ciąży które znałem potrafiły jeść za kilka osób, wiedziałem również, że męczą je poranne mdłości. Mnie też męczyły, ale nie wiedziałem czy to było spowodowane ciążą, czy może przez to jedzenie które chcąc nie chcąc musiałem zjeść, ponieważ ktoś stał nade mną jak jakiś kat. 

Kiedy Ryland skończył odnawiać dziecięcy pokój, ja postanowiłem go udekorować. Już znalazłem najlepsze futra którymi wypełniłem łóżeczko. Na ścianach powiesiłem kolorowe obrazki które dostaliśmy od rodziny Gburka, miałem w planach powiesić jeszcze jakąś ładną zasłonę, jednak pech chciał, że żadna mi tu nie pasowała. Napisze list do Ali by znalazła jakąś ładną, pasującą do dziecięcego pokoju, bo jak zleciłbym kupienie takiej mojemu alfie, to kupiłby pierwszą lepszą twierdząc, że nie dostrzega żadnych różnic. Mojemu alfie natomiast zleciłem zdobycie jakiegoś ładnego i miękkiego dywanu, mogłem się jeszcze zgodzić na futro, byleby było duże i miękkie. To były jedyne wymagania które musiał spełnić. Był szczęśliwy, że zlecam mu zadania, już zaczął planować kiedy i gdzie się udać. Nie chciał mi nic więcej powiedzieć, a ja nie zamierzałem go naciskać, dam mu wolną rękę... a jak mi się nie spodoba, to będzie musiał zdobyć nowe. 

Dzisiejszy dzień był niesamowicie gorący. Ryland nie miał ochoty by zrobić cokolwiek, ale się do tego zmuszał. Widziałem to w jego oczach. Nie chciałem mu mówić, że nie musiał tego robić, że może się w końcu pobyczyć. Odczytałby moje słowa w przeciwny sposób. Postanowiłem więc chwycić za moją ulubioną książkę i wyjść na zewnątrz, gdzie upalne powietrze aż biło po twarzy. Ja się pytam, dlaczego jest tak gorąco w samym sercu lasu? Gdzie nie spojrzeć znajdowały się drzewa, tak wielkie, że można dostać zawrotu głowy starając się dojrzeć ich czubek. W dodatku te tereny były dosyć chłodne, upałów nie powinno tu być. Nie przeszkadzało mi to, było wręcz przeciwnie, ale nie zmienia to faktu, że bardzo mnie to dziwiło. 

Rozłożyłem się na ławce. Otworzyłem w miejscu gdzie znajdowała się zakładka i prychnąłem sam do siebie, widząc kątem oka swojego nadopiekuńczego alfę. Niósł ze sobą drewnianą tacę z dzbankiem, kubkiem oraz talerzem. Postawił wszystko obok i wyczekiwał. Spojrzałem raz na tacę i raz na niego. Przygotował mi kanapki z rybą... tylko nie wiedziałem dokładnie jaką. Wyglądała trochę na surową.

Szczenię |ABO|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz