R 8. LXI

724 108 11
                                    

Pięć miesięcy później

Zima na szczęście nie okazała się zbyt ciężka, choć też do najlżejszych nie należała. W stadzie nie było osoby która nie wypatrywała pierwszych oznak jej końca. Mieliśmy już dosyć tego nieustannego zimna, które dla wielu utrudniało pracę. Ja na początku nie narzekałem, w mojej kuźni zawsze było gorąco przez co mój omega martwił się, że jak tylko z niej wyjdę na mróz to od razu się przeziębię. Nie potrafiłem mu wytłumaczyć, że przez taką błahostkę się nie załatwię. Jak tylko wychodziłem z domu, nie ważne czy do swojej kuźni, odśnieżenia drogi, przyniesienia drwa, spotkaniu z Alfą, czy też z przyjaciółmi musiałem wypić ohydną mieszankę ziół. Oczywiście też kiedy wracałem czekała mnie ta niemiła nagroda. Podejrzewam, że ta jego nadopiekuńczość wiąże się z jego ciążą. Zachowuje się trochę inaczej niż poprzednio. Jest znacznie spokojniejszy, nie tworzy nowych niejadalnych potraw... no chyba, że dla siebie, nam gotuje normalnie. Tylko, że stał się bardzo nadopiekuńczy. Jak wcześniej ignorował niektóre rzeczy, jak przewracanie się chłopców, tak teraz jak jeden z nich się potknie już jest przy nim i sprawdza czy nic mu się nie stało. Całe szczęście chłopcy na to w ogóle nie reagują, tylko tego by mi brakowało by nagle wpadali w histerie przez zwykłe potknięcie. 

Kuźnie ostatni raz odwiedziłem w połowie stycznia, jak nie wcześniej. Wtedy to wykonałem ostatnie zamówienia jakie zostały dopisane, i tak do teraz stoi ona nieużywana. Nie ma w sumie co się dziwić, by cokolwiek zrobić potrzebne są jakiekolwiek metale których tu brak. Mogę jedynie przetapiać i naprawiać to co jest pod ręką i liczyć na to, że jak dojdzie do handlu z innymi wioskami to trochę rzeczy wpadnie nam w ręce. 

Starałem się dalej być użytecznym dla stada. Kiedy mogłem pomagałem innym w ich obowiązkach. A że miałem więcej czasu wolnego w domu udało mi się wymienić część mebli i dodać do nich trochę detali których tak pragnął mój omega. Jednak i to się skończyło przez nikogo innego jak przez Fenaxa. Powiedział swojemu bratu, że jestem chętny by w razie potrzeby mu pomagać. Oczywiście o nic takiego nie prosiłem betę, ale też nie mogłem odmówić Alfie swojej pomocy. To znaczy mogłem, ale wtedy ten cały plan Fena mógłby przepaść, albo opóźnić się o kilka lat. A im szybciej Castel opuści stado, tym będzie lepiej dla wszystkich.

Jakiś czas temu znów doszło między nami do rękoczynów w domu spotkań. Wszystko przez to, że zachowywał się agresywnie wobec mojego Aarona. Miało to miejsce po porodzie Fiony. Aaron pomagał Emmie i jej ojcu w odebraniu dziecka co niezbyt podobało się Castelowi. Wkurzył się w momencie w którym Aaron wraz z Hanbeiem pogratulowali mu narodzin córki, bety. Podszedł wtedy zbyt agresywnie w ich stronę, zaczął bluźnić... mój instynkt wziął nade mną górę i szybko stanąłem przed swoim omegą. On zaczął warczeć, ja odwarkiwałem. Znalazły się osoby które starały się nas uspokoić. Hanbei zabrał mojego omegę jak najdalej, by nie stała mu się żadna krzywda. Jest delikatny zwłaszcza teraz, więc nie powinien się przemęczać ani denerwować. Castel znów zaatakował pierwszy. Jednym mocnym uderzeniem złamał mi nos, drugi cios wytrącił mnie z równowagi przez co przewróciłem się na stół. Długo nie byłem mu dłużny, może nie udało mi się złamać mu nosa, ale wybiłem mu jednego zęba oraz jestem pewny, że udało mi się złamać kilka kości. Rozdzielił nas Alfa który został o wszystkim poinformowany przez Hanbeia. Alfa długo nie musiał się zastanawiać kto był winny. Z jednej strony miał mnie, alfę który uległ swojemu instynktowi i stanął w obronie swojego omegi i nienarodzonego dziecka, a z drugiej alfę który miał powód do świętowania a stał się bez powodu agresywny.

Nie wiem co mu powiedział Astaron, mało mnie to w sumie interesowało, ale od tamtego czasu mało co tą parszywą gębę widzę. A chętnie bym mu przyłożył za ten złamany nos. Aaronowi niezbyt się spodobał, choć goił się odrobine ponad dzień. 

Szczenię |ABO|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz