To był naprawdę długi i odrobine męczący dzień. Większość czasu spędziłem z Bilem. Ciągle jest w kiepskim stanie. Źle sypia i mało je od tamtego nieszczęsnego wydarzenia. Thorin i jego siostra starają się jak mogą, by mu pomóc. Sam Thorin oddał mu swój pokój, by omega czuł się bezpiecznie. Choć dzisiaj odrobine z alfą rozmawiałem i wspomniał o swoich obawach, że Bil nie sypia za dobrze przez jego zapach. Wtedy nie wiedziałem czy jest to prawda, spytałem się nawet Bila czy zapach Thorina nie jest dla niego problemem. Wyznał, że dzięki niemu jest w stanie w ogóle zmrużyć oczy.
Z Bilem rozmawiałem głównie o mojej ciąży. Nie chciał słyszeć żadnych złych wiadomości, ani informacji o tym co się dzieje obecnie z Castelem. Nie dziwiłem mu się wcale. Chciał o tym zapomnieć, wymazać to ze swojej głowy. Niestety nie było to takie łatwe.
Na szczęście udało mi się go wyciągnąć na krótki spacer. Thorin bardzo się z tego cieszył, zwykle Bil nie opuszczał jego pokoju. Nie byśmy poszli gdzieś daleko, okrążyliśmy dom z pięć razy po czym wróciliśmy do środka. Jednak to zawsze było coś. Wyglądał nieco lepiej kiedy wyszedł, jakby odrobine odżył. Albo cieszył się z reakcji Thorina, ciężko było mi to stwierdzić.
Kiedy Bil był już mną wymęczony i chciał odpocząć poszedłem do Meg. W końcu obiecałem jej mężowi, że będę do niej zaglądał codziennie. Wiedziałem, że nie potrzebuje mojej pomocy. Radziła sobie sama doskonale. To co ją najbardziej drażniło to czekanie aż jej mąż wróci do domu z jej siostrą. Tęskniła za nimi, ale ciągle powtarzała, że wierzy w to, że nic im się nie stało i wrócą do niej cali i zdrowi.
Kiedy wracałem do domu dużo osób mnie zatrzymywało. Każdy chciał wiedzieć czy Ryland wraca szybko do zdrowia. Tak jakby nie mogli sami zajrzeć do naszego domu. Znając mojego durnego alfę zamiast odpoczywać i nie przemęczać się, robi coś czego nie powinien. Kocham w nim to, że jest taki pracowity, ale w momencie w takiej jak ta mnie to drażni. Jakbym musiał się użerać z dorosłym dzieckiem. Nawet gorzej. Dziecku łatwej jest wytłumaczyć, że czegoś nie może.
Zapewniałem wszystkich, że z moim ukochanym jest wszystko w porządku. Nie minie kilka dni, a znów będzie go pełno w wiosce upewniając się, że wszystko jest w porządku. Prosili, bym przekazał mu ich życzenia powrotu do zdrowia. Mi również życzyli, by moje szczenię urodziło się zdrowe. Do rozwiązanie jeszcze daleko, ale miło było usłyszeć takie słowa. Tylko po co teraz o tym gadali?
Niby wiedziałem, że dużo osób uważało, że nasz Alfa nie żyje i będzie potrzeba wybrania nowego. Dużo osób uważa, że Astaron wybierając Rylanda jako swojego zastępcę wybrał go również jako następcę w razie jakby coś złego się stało. Mojemu alfie się to zbytnio nie podobało. Jedyne co w tej chwili mógł zrobić to oczekiwać na powrót Astarona. Wierzył, że żyje jak i pozostali. Jeśli Castel tak spartaczył przejęcie stada to prawdopodobnie również spartaczył zabójstwo Alfy.
Po kilkunastominutowym spacerze zauważyłem mój dom. Mój alfa siedział na zewnątrz wraz Tavem, dzieci bawiły się z wilkami. O dziwo nie wyglądał jakby tyrał cały dzień. Chyba później mu pogratuluje. Powiem mu, że jest dobrym chłopcem to może wtedy będzie się mnie częściej słuchał.
-Słońce. -Powiedział radośnie, kiedy znalazłem się w zasięgu. Wstał chociaż wyraźnie mu kazałem tego nie robić i odsunął mi krzesło, bym mógł usiąść. Pocałował mnie w tył głowy, usiadł obok i chwycił moją dłoń. -Jak ci minął dzień?
-Spokojnie. -Nie musiał wiedzieć, że byłem zmęczony. Nieco zmarszczył nos wyczuwając moje kłamstwo. Uśmiechnąłem się niewinnie w jego stronę. Przez chwile zastanawiałem się, czy mu mówić jak dużo osób życzy mu powrotu do zdrowia. Postanowiłem to zachować dla siebie. Jeszcze by zaczął wszystkim udowadniać, że mu nic nie jest. -Dużo rozmawiałem z Bilem... odrobine lepiej z nim, ale wciąż... wiesz.
CZYTASZ
Szczenię |ABO|
Viễn tưởngKontynuacja opowiadania Mieszaniec. Przed przeczytaniem tego opowiadania zalecam przeczytanie poprzedniej części, choć nie jest to konieczne. Szczęście, radość z życia? Kiedyś dla Aarona te słowa były obce. Nigdy nie spodziewał się dobrego zakończen...