R 7. LVI

673 125 8
                                    

-Wciąż ciężko mi uwierzyć, że postrzeliłeś swojego alfę. -Delphi pokręciła głową z niedowierzaniem kiedy skończyłem swoją historię. 

-On też w to nie wierzył. -Spojrzałem kątem oka na swojego Gburka który najprawdopodobniej nie zdawał sobie sprawy, że o nim gadamy, chociaż siedział obok mnie. Brał udział w ożywionej rozmowie... na sam nie wiem jaki temat. 

Nasze przyjęcie... a raczej spotkanie trwało już dobre kilka godzin. Zaczęło się całkiem spokojnie, trochę drętwo, ale z każdą minutą i kolejnymi rozmowami stawało się coraz weselej. Jak na początku rozmawialiśmy na wspólne tematy tak musiała nadejść chwila w której stworzą się dwie grupy. W mojej znajdowały się kobiety oraz Bil, a w grupie Gburka byli faceci oraz Astrid. 

Dopiero na tym przyjęciu otworzyłem oczy, Gburek jak zwykle miał racje, choć kilka lat temu bardzo się z tym nie zgadzałem i starałem się udowodnić, że się myli. W tym wilczym otoczeniu byłem po prostu samicą, zdecydowanie łatwiej mi się rozmawiało z innymi kobietami i nawiązywało z nimi przyjacielskie relacje. Nie podoba mi się to, że Gburek ma racje... na pewno dostanie za to adekwatną karę.

Moja grupa rozmawiała w zasadzie o wszystkim. Jak zaczęło się od zwykłego pytania o odpowiednie przyprawy do dzika, tak zaczęliśmy rozmawiać o uprawie ziół, wychowywaniu dzieci, przebiegu ciąży Meg, aż przeszło na tematy miłosne, czyli w głównej mierze na naszych mężczyzn. Natomiast druga grupa odłączyła się od nas jak Gburek zaczął opowiadać jak to z Fenem polowali na dziki. 

Każdy w sumie miał co powiedzieć, trudno się dziwić było nas trochę. Jedenastu dorosłych i czwórka dzieci, chociaż dzieciaki znikły po zjedzeniu deseru. Co jakiś czas się pokazywały by poprosić o picie i wracali do pokoju dalej się bawić. 

-Jakby tylko ktoś ze starszyzny to usłyszał. -Pulchna beta pokiwała z rozbawienia głową. -Resztki włosów by im z głów pospadały. -Zaśmiała się wesoło a wraz z nią pozostali. 

-Prędzej zawału by dostali na takie wieści. -Powiedziała to z lekkim rozbawieniem Emma. Jej kamienna twarz znikła na tym spotkaniu, i wreszcie można było dostrzec jej w pełni radosną wersje. -Jakby to cudem przeżyli, Ryland dostałby od nich porządny wykład. 

-Słusznie. -Pokiwałem głową energicznie. -Może się okazać, że ta drobna blizna to za mało i ktoś inny musi mu wbić do głowy, że mnie się nie straszy. -Cała grupa wymieniła się spojrzeniami, po czym wybuchli gromkim śmiechem. Przypatrywałem się im nie rozumiejąc, co takiego śmiesznego powiedziałem. 

-Wykład tyczyłby się ciebie, i twoich... jak to oni zwykle nazywają? -Delphi powiedziała ironicznie, po czym spojrzała na Emmę oraz Meg.

-Brakiem manier. -Odpowiedziały razem. Patrzyłem się na nie, dalej niczego nie rozumiejąc. Fakt postrzeliłem swojego alfę przy naszym pierwszym spotkaniu, w dodatku kiedy ratował mnie przed tym cholernym zwyrolem, ale na swoją obronę nie wiedziałem, że to wilkołak. Chociaż gdybym wtedy to wiedział, również bym go postrzelił bo dalej bym się go bał. 

-Oni cały czas będą na to narzekać, jakby nie było innych ważniejszych spraw.

-Wiesz ile razy do mojego ojca chodzili oburzeni? Nawet do Astariona kiedy wysłał mnie bym w razie czego pomagała grupie Astrid. -Wskazała kciukiem siedzącą obok Meg. -Ją również.

-Do mnie wcześniej sami przychodzili, potem do Astrid a obecnie do Kaina... chociaż odkąd jestem przykładną kobietą... -położyła dłoń na swoim brzuchu -to jakoś nie zawracają sobie nami głowy.

-Ale o co im dokładnie chodzi? -Wtrąciłem się zanim zagalopują się i będę siedział jak ten ciołek nie wiedząc co się dzieje w rozmowie. 

-O broń skarbie. -Powiedziała spokojnie Delphi. -Przecież jak tak może być, by drobny omega -wskazała mnie dłonią -miał w ogóle w głowie używać kuszy. Co najwyżej może ją podać swojemu mężczyźnie, albo za niego ją wyczyścić. 

Szczenię |ABO|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz