R 6. XLI

810 137 15
                                    

-Nie, nie, nie. To do drugiej skrzyni. -Wskazałem Gburkowi palcem by wiedział, gdzie ma pakować graty. Alfa spojrzał na mnie lekko zirytowany, ale nie powiedział nic. Posłusznie podszedł do dalszej skrzyni. 

Dzień w którym opuścimy na dobre to miejsce zbliżał się wielkimi krokami. Musieliśmy wszystko przygotować, dlatego powoli zaczęliśmy pakować te rzeczy których na pewno nie będziemy używać w przeciągu tego miesiąca. Najwięcej takich rzeczy miał oczywiście mój alfa, w tej swojej zagraconej jaskini. By dać mu jakiś przykład, również spakowałem część swoich rzeczy. Poprzekładałem ubrania do kufrów, oraz wyniosłem już część jedzenia z naszej spiżarni. Wyłącznie to, które mieliśmy w słoikach. W końcu kiełbas nie było sensu pakować. Przynajmniej nie teraz, przecież w domu było kilku wygłodniałych mięsożerców.  

Skończyłem zdecydowanie wcześniej niż on. Właśnie dlatego, obserwowałem go ze schodków naszego domu, z ciepłą herbatką w dłoniach i rzucałem mu delikatne sugestie, do których skrzyń co powinien pakować. Później będę się przyglądał jak przekłada te skrzynie na wozie. 

Natomiast chłopcy zaprzyjaźniali się z nowymi zwierzętami. Fenax przybył nas odwiedzić tak jak się wcześniej zapowiadał. Tyle że wraz z nim do naszego domu przybyły trzy konie. Trzy. Na szczęście mieliśmy wręcz nieograniczone miejsce... ale to nie zmienia faktu, że to aż trzy dorosłe konie którymi trzeba się zająć. Nie wiem czy Fen miał jakiś szósty zmysł, że przyprowadził je właśnie teraz. Przecież nie mógł wiedzieć, że zmieniliśmy plany dotyczące naszej przeprowadzki. Cóż... darowanemu koniowi nie patrzy się w zęby... 

Hawke lubił karmić nowe zwierzaki marchewkami. Wystarczyło dać mu ją do rączek i od razu biegł w kierunku jednego z koni. Remus również to lubił, ale nie w takim samym stopniu co Hawke. Zamiast tego wolał siedzieć na grzbiecie zwierzęcia. Oczywiście w asyście dorosłego. Trzeba było go ciągle pilnować, by nie ciągnął zwierzęcia za grzywę.  Fen zabrał małych na małą przechadzkę na koniu, więc wraz z Rylandem cieszyliśmy się chwilową ciszą. Zapomniałem jakie to uczucie jak nie słyszy się śmiechu, płaczu czy jakiś bełkotów dzieci. 

Estell znów przykuła moją uwagę. Podniosła się gwałtownie i zaczęła wypatrywać czegoś w lesie. Po kilku minutach takiego gapienia się wracała na swoje miejsce, bądź je zmieniała by po jakiejś godzinie ponownie to powtórzyć. Trochę mnie to niepokoiło gdyż ona nigdy dziwnie się nie zachowywała. Według Rylanda wypatrywała jedynie Sina. Podejrzewał, że w następnym roku mogą się pojawić szczeniaki. To byłby dobry trening dla moich dzieciaków. Musieliby opiekować się najmłodszymi członkami stada. 

Słońce powoli zachodziło, czas przygotować jakąś kolacje. Wszedłem do środka, odrobine już pustego. Może trochę zbyt dużo rzeczy spakowaliśmy... jeszcze pobędziemy tu z miesiąc jak nie dłużej, a było tu... pusto. Cóż, nie zamierzam wypakowywać tych rzeczy teraz. Skupmy się na tym co jest ważne. Kolacja. 

*

-Aaron. -Poczułem jak ktoś mnie próbuje wybudzić z przyjemnego snu. Otworzyłem niechętnie oczy i spojrzałem gniewnie na Gburka. -Ubierz się szybko i bierz dzieci.

-Po co? -Przetarłem leniwie oczy. Wzrok szybko przyzwyczaił się do ciemności, i wtedy to ujrzałem. Krew. Mojemu alfie krwawiło ramię. -Co się stało?! 

-Ludzie. -Sapnął zirytowany. -Znaleźli nas... zabili część naszych wilków... Ubieraj się. -Wstał z łóżka i wyszedł z pokoju. 

Zrobiłem jak mi kazał. W mgnieniu oka narzuciłem na siebie łachy i pobiegłem po chłopców. Byli bardzo zmęczeni, ale jakoś udało mi się ich przekonać do wstania. Udałem się do głównej izby. Ryland z Fenaxem wyglądali przez okno, obydwoje mocno poddenerwowani. 

Szczenię |ABO|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz