Pół roku później.
Ta zima nie była tak sroga jak poprzednia. Fakt, śnieg spadł dosyć szybko, bo na samym początku listopada, ale nie było go specjalnie dużo. Nie sypał tak często jak rok temu. A jak już padał, to najczęściej z deszczem przez co na zewnątrz było niesamowicie ślisko. Pewnego razu Ryland poślizgnął się na schodach, w efekcie czego upadł na zamarzniętą ziemi, po której również się ślizgał. Zatrzymał się dopiero kiedy wpadł na pierwsze drzewo. Pod sam koniec lutego śnieg całkowicie zniknął. Dzięki temu mogłem częściej i znacznie dłużej zajmować się swoimi sprawami poza domem. Najczęściej przebywałem na polanie, gdzie była postawiona moja tarcza do strzelania. W końcu nadszedł ten czas, że strzały wyciągałem wyłącznie z niej, a nie z drzew czy ziemi. No może raz na jakiś czas strzeliłem gdzieś dalej, by Happy mógł się przebiec. Teraz tylko czekałem na moment, aż Gburek zacznie mnie uczyć tropienia.
Na to mogłem trochę poczekać. Za każdym razem kiedy o tym wspominałem, to odpowiadał mi, że na ten moment nie mogę się przemęczać. Albo, że jak nie chce kury tylko coś specjalnego to mam mu powiedzieć, zapoluje na wszystko nie ważne czy zechce zająca, dzika, czy jelenia. Jak powtórzył to trzeci raz postanowiłem sprawdzić, czy mówił poważnie. Wysłałem go po dzięcioła. Jak wyruszył z samego rana tak wrócił następnego dnia, z trzema niewielkimi sztukami. Niestety to go nie zniechęciło. Nie wiem co mogło być takiego męczącego w samej nauce. Mógłbym zrozumieć, gdyby mówił to po moich rujach. Wtedy i tak był zbyt opiekuńczy, starał się mnie wyręczyć ze wszystkich ciężkich obowiązków. Według mnie nie było takich, jednak co ja mogłem wtedy zrobić. Nic do tego pustego łba nie docierało.
Nie mogłem się wtedy na niego zbyt długo denerwować. Po części go rozumiałem, mogłem być wtedy przy nadziei, a zbyt wielki wysiłek mógł to wszystko zniweczyć. Do tej pory mieliśmy jedynie dwie szanse, ale ta jego nadopiekuńczość włączała się również po pełniach. Stwierdził, że nie jest do końca przekonany w wiedzę tamtej trójki. W końcu niektóre stada wierzyły, że męskie omegi mogą zajść podczas zwykłych pełni. Zaczynałem się powoli gubić, podobnie jak on. Pewnie sam nie wiedział w co dokładnie wierzyć. Raz był na tak, zaraz zmieniał zdanie na nie... i to ja mam wszystko ogarniać. Przecież to na dłuższą metę można dostać jakiegoś świra.
Postanowiłem wierzyć w wersję w której mogłem zajść tylko podczas mojej rui. Brzmiała... no cóż, nie mogę powiedzieć, że logicznie. Wilczy świat wciąż poznaję, jest jeszcze tyle rzeczy o których nie mam pojęcia, że w ogóle istnieją. Jednak ta wersja mnie przekonywała. A jeśli uda się mi zajść podczas pełni, to wtedy będę wiedział, że tak można. Tak więc, dzisiaj miała być nasza trzecia próba. Zaczynałem trochę powątpiewać w to, że nam się uda. Ryland wspominał, podobnie jak tamta trójka, że jeśli omegi nie wypijają specjalnych naparów przed rują to ciąża jest gwarantowana. Ryland podczas pierwszych dwóch prób naprawdę przechodził samego siebie. Praktycznie całą ruje był we mnie.. czułem się wtedy, jakbym się rozpływał. Jednak to nie poskutkowało. Tak więc postanowił spróbować czegoś innego. Odkąd skończyła się ostatnia pełnia, tak w ogóle tego nie robiliśmy. Nie wiem czy to mogło poskutkować, ale jak chciał spróbować, to czemu by nie.
Ja natomiast jedyne co mogłem robić to czytać książki, które podarowała mi Ali. Ryland znalazł dobrą metodę na kontakt ze swoją rodziną. Wyznaczali między sobą dni, w których będą się spotykać w danym miejscu. Dla nikogo nie było to zbyt daleko. Ryland musiał jedynie pokonać pajęczą jaskinie, a jego rodzina dojść do wodospadu. Tam spotykali się w kolejnej jaskini i rozmawiali.. to znaczy, taki był cel, gdyż zawsze coś przynosił ze sobą. Rozgryzłem kto co mu dawał. Jego wuj bardziej praktyczne rzeczy jak narzędzia, czy też sanie które mieściły się w pajęczej jaskini. Ali natomiast przeróżne książki, miałem już kilka o ziołolecznictwie, szyciu, gotowaniu. Ostatnio podarowała mi książkę z bajkami dla dzieci. Natomiast jego ciotka wciskała mu przeróżne składniki. Mąka, zioła, kasza, czasami również herbatę. On nie zostawał im dłużny, dawał im rzeczy które mogli sprzedać z zyskiem. Poroża, kły, czasami pióra.
![](https://img.wattpad.com/cover/338541627-288-k521381.jpg)
CZYTASZ
Szczenię |ABO|
FantastikKontynuacja opowiadania Mieszaniec. Przed przeczytaniem tego opowiadania zalecam przeczytanie poprzedniej części, choć nie jest to konieczne. Szczęście, radość z życia? Kiedyś dla Aarona te słowa były obce. Nigdy nie spodziewał się dobrego zakończen...