R 8. LXX

690 112 2
                                    

Miałem wielką ochotę wbić mojemu alfie trochę rozumu do głowy. Zeszłego dnia omal się nie zabił przemieniając się w człowieka, w rezultacie czego rozerwał większość szwów. Krew z niego ciekła, a nie miał jej w cale tak dużo. Był blady jak trup, ale nie przeszkadzało mu to w zamartwianiu się o mnie, o chłopców czy o stado. Dopiero Emmie udało się go powstrzymać. Podała mu napar po którym szybko usnął. Niestety ledwo minął dzień, a ten kretyn już postanowił opuścić lecznice, by upewnić się że stado jest naprawdę całe.  

Szedł powoli, w stronę domu Alfy. Każdy kogo mijaliśmy zatrzymywał i przyglądał się mu. Cóż na początku podejrzewałem, że myślą to samo co ja. Odbiło mu do końca. Jednak po wsłuchaniu się co szepczą między sobą, okazało się, że byli pod wielkim wrażeniem. Im również chciałbym wbić trochę rozumu do głowy, ale jeszcze wyjdę na jakiegoś agresywnego omegę. Może pomyśleliby, że to ja go tak urządziłem... cóż, baliby się wtedy ze mną zadrzeć. 

Dobra, nie było możliwości by tak pomyśleli. Starszy Batis i Thorin postarali się by wszyscy usłyszeli o nieuczciwych praktykach Castela. W ich oczach, jak i całego stada to Ryland wyszedł zwycięsko z walki, zwłaszcza że teraz dumnie przechadzał się po wiosce, dzień po tym jak został poważnie ranny.  Cóż, oni się zachwycali, ja zamartwiałem. Miałem nadzieje, że żaden szew nie puści. Tylko tego by mi brakowało, by wykrwawił mi się na środku stada. Wolałbym by teraz leżał i odpoczywał. Powinienem był go przywiązać do łóżka... ale pewnie by pomyślał, że znów mam ochotę na dziwne zabawy. 

Weszliśmy do domu Alfy, znajdowało się tu kilka osób i głośno rozmawiali o losie Castela. Wszyscy zamilkli kiedy ujrzeli Rylanda. Czekali aż zajmie miejsce obok Thorina. W pomieszczeniu znajdowała się starszyzna, kilka naszych alf, Kain oraz cała grupa Tavisha.

-Chyba powinieneś usiąść. -Thorin dotknął jego ramienia i wskazał krzesło Astarona. -Nikt nie będzie miał ci tego za złe. 

-Postoje...

-Usiądź. -Zgrałem się ze starszym Batisem i Thorinem. Ryland nie miał sił by się z nami spierać. Sapnął głośno i usiadł na krześle. Wyglądał.. cóż, jak Alfa. Trochę zmęczony, ale mimo to...

-Na czym skończyliśmy? -Mruknął Starszy Batis.  

-Chcemy byście wydali nam Castela. -Powiedział spokojnie Malcolm, najstarszy z grupy Tavisha. -Próbował nas spalić żywcem choć można powiedzieć, że byliśmy... jesteśmy waszymi gośćmi. Chce odpłacić mu za krzywdy które dotknęły moją grupę. -Wskazał na obandażowaną rękę Tava, oraz Simona stojącego za nim. 

-Chciał jeszcze zwalić na was winę śmierci Astarona. -Wszyscy spojrzeli na Rylanda jakby nie wierzyli, że to powiedział. Sam byłbym zdziwiony, gdybym się o tym wcześniej nie dowiedział. Ryland oparł się wygodnie, i zaczął opowiadać zebranym co Castel mu powiedział kiedy znajdowali się w wilczych formach, kiedy myślał, że już mu nic nie grozi. -Wybacz mi Malcolmie, rozumiem twoją wściekłość, ale nie możemy go wydać w twoje ręce. Istnieje szansa, że stoi za zabójstwem naszego Alfy.  

 -Brzmisz jakbyś w to nie wierzył.

-Wierzę, że zaplanował sobie wszystko. Nie wierzę jednak by Astaron umarł... nie kiedy był przy nim Fenax. Nie ufał nikomu kto był powiązanym z Castelem, więc na pewno był czujny. Zastanawia mnie również, dlaczego Vamir był ścigany. Może udało mu się zabić naszego Alfę i to odkryli, może mu się nie udało i został zdemaskowany, albo przez przypadek zabił kogoś innego. Istnieje kilka możliwości. Musimy potwierdzić co się faktycznie stało. 

-Jakie działania zamierzasz podjąć? -Starszy Batis odezwał się podchodząc do mojego alfy. -Możemy spróbować się skontaktować z innymi stadami, albo... 

Szczenię |ABO|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz