Podłużna czerwono-różowa wstążeczka, z wyszytymi białymi płatkami kwiatów oraz czarnymi frędzelkami, po raz kolejny zerwała się do dzikiego tańca. Poderwała się wysoko, na krótkie sekundy zatrzymując się, jakby w czasie. Zmienił to wiatr, który narzucił jej szaleńcze tempo. Zaczęła gwałtownie falować, szarpać cienki, ozdobny sznurek na którym została zawieszona. Po kilkunastu sekundach, może minucie, wiatr ustał, a wstążka wróciła zwycięsko na swoje miejsce. Takich wstążek było tutaj o wiele więcej, każda inaczej ozdobiona. Aaronowi by się spodobały, on lubi ładne rzeczy, zwłaszcza jak są kolorowe. Może uda mi się jakąś zdobyć dla niego, od biedy sam spróbuje zrobić... chociaż niezbyt mi się uśmiecha wyszywanie tak małych elementów.
Zmieniłem stronę poduszki na tą chłodniejszą. W pokoju w którym mnie umieścili było zadziwiająco jasno. Była to swego rodzaju lecznica, przynajmniej podobną widziałem w Fogtown. Znajdowały się tu cztery jednoosobowe łóżka, po dwa przy najdłuższych ścianach, chociaż nie były ustawione wzdłuż ściany, przez co przejście na samym środku było dosyć wąskie. Poza łóżkami były jeszcze cztery szafki nocne, cztery niewielkie kufry postawione przy ścianie na którym znajdowało się okrągłe okno, oraz dwa niewielkie regały stojące przy drzwiach. Zapełnione były bandażami, jakimiś pudełkami, szmatami oraz awaryjnymi ubraniami.
Fenaxa również tu umieścili, choć jakby nie patrzeć to on był tu pierwszy. Jego brat nieźle się na niego powydzierał. Poleciała cała wiązanka synonimów od 'jak można być tak głupim' po 'ty skończony debilu'. Słowem tradycyjne rodzeństwo. Mnie Ali też często ochrzaniała jak wracałem ranny. Jak z nim skończył, Fenax był bladszy niż mleko. Później mi przyszedł zaszczyt rozmowy z alfą. Niejaki Astaron. Z wyglądu byli bardzo do siebie podobni. Wysoki, jak na alfę przystało bardzo dobrze zbudowany, czarnowłosy, o ciemnych złotych oczach. I muszę przyznać trochę się zdziwiłem.
Zawsze jak odwiedzałem nowe stado, nawet to najbardziej przyjazne, ich przywódcy podchodzili do mnie ostrożnie, bez większych emocji. Pytali często o te same rzeczy typu skąd pochodzę, czego szukam, dokąd zmierzam, czy jestem sam i tak dalej. Natomiast Astaron nie bawił się w te podchody. Był nadmiernie przyjacielski, i dosyć szybko zaproponował mi miejsce w stadzie, chociaż nawet nie podałem mu swojego imienia. Może wystarczył mu sam fakt uratowania jego brata oraz Emmy. Bo o tym, że to ja jakiś rok temu pomogłem jego ludziom dowiedział się od Hanbeia.
Cała rozmowa z nim przebiegła dosyć przyjemnie. Odpowiedziałem na większość jego pytań, a i mi pozwolił je zadawać co rzadko się zdarzało, przynajmniej w pierwszych dniach. Jednak nie miałem na nie czasu, Hanbei chciał przebadać mnie w spokoju, więc gdy upewnił się, że reszta nie potrzebuje jego usług, wyrzucił ich by mieć święty spokój.
Odwróciłem głowę w kierunku drzwi. Fenax starał się wejść do środka nie robiąc niepotrzebnego hałasu, ale niezbyt mu to wyszło. W tym trochę przypominał mnie. Jak byłem mały prawie każdej nocy budziłem się za potrzebą, i starałem się jak mogłem nie budzić Ravena i rzadko kiedy mi się to udawało. Fenax spojrzał na mnie i głupkowato się uśmiechnął, podobnie jak ja to robiłem kiedy mój brat chciał mnie zabić wzrokiem.
-Obudziłem cię?
-Nie... -sapnął przedwcześnie, wyraźnie mu ulżyło, a nie powinno. -... wcale nie słyszałem jak spadasz z hukiem z łóżka.
-Wybacz, jestem przyzwyczajony do...
-Barierek?
-...ściany. -zmrużył lekko oczy. Podszedł do swojego łóżka przytrzymując spodnie, by całkowicie nie spadły mu z dupy.
Mnie również wcisnęli w te spodnie i podobnie musiałem je przytrzymywać by nie świecić tyłkiem. Zwykle po pięciu krokach były zbyt nisko, a czasami wystarczały dwa by znajdowały się na kolanach. Gdybym mógł przynajmniej użyć swojego pasa, to nie musiałbym się tym przejmować. Może był to ich zabieg by pacjent zbyt często się nie przemieszczał... kto to wie.
CZYTASZ
Szczenię |ABO|
FantasyKontynuacja opowiadania Mieszaniec. Przed przeczytaniem tego opowiadania zalecam przeczytanie poprzedniej części, choć nie jest to konieczne. Szczęście, radość z życia? Kiedyś dla Aarona te słowa były obce. Nigdy nie spodziewał się dobrego zakończen...