R 3. XXII

1.1K 161 13
                                        

Dwadzieścia. Dwadzieścia gałązek ułożonych obok siebie. Dwadzieścia kamyków położonych pod każdą gałązką. Dwadzieścia małych dołków które wykopały dla mnie wilki, Happy oraz Estell. Dwadzieścia małych bałwanów z których pierwsza dziesiątka wyglądała jeszcze normlanie, a co kolejny to gorszy. Dwadzieścia dni, które budzę się sam w łóżku. Dwadzieścia dni które czekałem na powrót mojego alfy. 

Mówił mi to przed podróżą, że może to trochę potrwać. Spokojne dotarcie do stada w redwood miało mu zająć ni mniej ni więcej niż dwanaście dni. Niby był też jakiś skrót, który zmniejszał czas o kilka dni, ale tłumaczył mi to tak chaotycznie, że niewiele zrozumiałem, a próbowałem. Teoretycznie miał jeszcze trochę czasu by wrócić. Jeśli liczyć, że biegł spokojnie w obydwie strony wychodzi dwadzieścia cztery dni, ponad trzy tygodnie które jeszcze nie minęły. Nie mówiąc, że jeszcze musi namówić kogoś na pomoc, co może trochę potrwać. 

Nie ma co się oszukiwać, on na pewno nie biegł spokojnie. Znam go zbyt dobrze by to wiedzieć. Zapewne krótko sypiał, mało jadł czy też pił. Tylko biegł do celu by jak najszybciej wrócić do domu. Ali w pierwszych dniach przyznała mi racje, ale po trzech... a może czterech dniach zmieniła taktykę, chyba by nie dawać mi zbyt wielkiej nadziei na jego szybki powrót. 

Ta moja racjonalna część to rozumiała, ale przegrywała z moim instynktem. Po tygodniu zacząłem miewać obawy, że mogło coś mu się stać. Czułem dziwne kłucie w sercu, duszności, wydawało mi się, że nawet moje znamię zaczęło pulsować. Mój wilk był bardzo niespokojny, przez co Ali chodziła po ścianach starając się ze wszystkich sił mnie uspokoić. 

Cieszę się, że zgodziła się zostać ze mną kiedy nie ma Gburka. Gdyby nie ona sam chodziłbym po ścianach, denerwując się każdą błahostką. Mogłem też z kimś porozmawiać o swoich obawach, inaczej moimi jedynymi towarzyszami byłyby zwierzęta, które nie były zbytnio rozmowne. Wilki jak do nich mówiłem czasami mi odpowiadały w swoich pomrukach, albo przynosiły patyk z myślą, że o to mi właśnie chodzi. Kozy z jakiegoś powodu unikały mnie jak ognia. Natomiast jedna kura mnie ostatnio polubiła. Za każdym razem kiedy znajduje się blisko zrywa się do szaleńczego biegu, skacze i na tyle na ile może podlatuje. Zwykle ląduje na moich butach, ale ja ją podnoszę i trzymam na rękach albo stawiam na ramieniu. Wbrew zdrowemu rozsądkowi oraz radom Rylanda, by nie nazywać zwierzaków które będziemy jeść, postanowiłem dać jej imię. Nazwałem ją Matylda. 

 Gdyby nie Ali to zapewne większość czasu spędzałbym w domu, czekając na powrót swojego alfy. Motywowała mnie do wielu rzeczy, głównie przez to, że była tu gościem. Starałem się wstawać przed nią, przygotowywać śniadanie, sprzątać... ale jak to bywa z rodziną Gburka, to było awykonalne, zwłaszcza gdy się na coś uprą. Ali ze wszystkich swoich sił, starała się wyręczyć mnie ze wszystkiego co mogło mnie przemęczyć. Przynajmniej dowiedziałem się  skąd u Rylanda tak mania, od nich się tego wszystkiego nauczył. 

Ale w gruncie rzeczy, nie było tego złego. Nauczyła mnie wielu ciekawych rzeczy. Wiele przepisów dla dziecka, choć dobrze wiedziałem, że w pierwszych miesiącach jadłospis dziecka składa się wyłącznie z mleka. Podarowała mi również kilka wzorów na lekarstwa. Dobrze, że ona o tym pomyślała, bo mi to zupełnie z głowy wypadło. Dzieci powinny dostawać znacznie mniejsze dawki niż dorośli, by to ich nie zatruło. Miałem nadzieje, że nie będę musiał podawać żadnych lekarstw mojemu szkrabowi, ale jeśli coś złego się zdarzy, lepiej być przygotowanym. 

Prawie wszystko było gotowe. Pokój dziecięcy lśnił czystością, w niewielkim kuferku znajdowały się już zabawki które zrobił Ryland oraz kupiła jego rodzina, w szafie znajdowało się kilka kompletów ubrań, z których zapewne wyrośnie zanim zdąży przymierzyć choćby połowę. Przeróżne wzory na gorączki, czy inne bóle jakie będą nawiedzać dziecko, jak ząbkowanie. Łóżko obładowałem najmiększymi futrami, Ali zawiesiła jasnozieloną firankę którą kupiła na targu. Na podłodze znajdowało się wielkie futro, by kiedyś dziecko mogło się na nim bawić. Jedyne czego brakowało, to ojca szkraba oraz kogoś kto będzie potrafił go odebrać.

Szczenię |ABO|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz