R 7. LIII

721 117 14
                                    

-Nie denerwuj się tak, nie jesteśmy wcale daleko od wioski. -Powiedziałem do Bila który co chwila obracał się zdenerwowany. 

Postanowiłem się przejść z chłopcami po lesie by zebrać odrobine świeżych ziół. Jeszcze trochę powinno udać mi się znaleźć nim spadnie pierwszy śnieg. By móc otworzyć do kogoś usta stwierdziłem, że muszę wziąć ze sobą jakąś osobę. Oczywiście mógłbym mówić do moich synów, w zasadzie często to robimy z Rylandem, ale ich odpowiedzi bywają zagadkowe. 

Zaprosiłem Bila by się z nim bardziej zaprzyjaźnić oraz chciałem go wyrwać z jego nudnej rutyny. Jest całkiem sympatyczny, bardzo nieśmiały, ale nad tym z nim popracuje. Gotuje też bardzo dobrze, poznałem od niego kilka przepisów które przypadły do gustu moim głodomorom. Chociaż im to prawie wszystko przypada do gustu. Jeśli poznam od niego jakiś przepis na buraczki które zjedzą moje szczeniaki ze smakiem to będę zachwycony. 

Bili jest też bardzo pomocny, albo po prostu jest wykorzystywany. Tego akurat nie potrafiłem stwierdzić. Niby jakiś dobry kontakt z Fioną ma, pomaga jej w obowiązkach domowych, a raczej całkowicie ją wyręcza. Sprząta, pierze, gotuje dla niej i swojego byłego alfy. Z tego co zrozumiałem pomaga jej głównie ze względu na ciąże. Niby Fiona ciężko przeszła pierwszą, a druga zdaję się być gorsza, ale jak jest na prawdę tego nie potrafiłem stwierdzić. 

-Po prostu... rzadko wychodzę z wioski... 

-Nie spacerujesz po lesie? Nie zbierasz grzybów, jagód?

-Czasami... jednak one rosną znacznie bliżej...

-Jak rosną tak blisko to na pewno nie ma ich dużo. Trzeba wejść trochę głębiej w las a na pewno się coś dobrego znajdzie. 

-Może, ale... sam nie wiem.

-Boisz się czegoś? -Spojrzałem na omegę który wyglądał na odrobine przygnębionego. Z tą nową fryzurą wyglądał jeszcze bardziej niewinnie niż wcześniej. W końcu nie byłem jedynym omegą z krótkimi włosami, chociaż i tak miał odrobine dłuższe niż moje. Pasowała mu taka długość, i pewnie nigdy by się o tym nie przekonał gdyby nie ten delikatny wypadek. Podczas rozpalania paleniska zagapił się... szczęście, że się w porę zorientował. Ciężko było je teraz ułożyć, żyły niemal własnym życiem, ale to właśnie dawało mu większego uroku. Kiedy robił smutną minę to miałem ochotę go przytulić, a jeśli ja tak reagowałem to zapewne inni też.

-Trochę.

-A czego konkretnie? 

-Nie...nieważne. 

-Wiesz jeśli mi powiesz to może będę mógł ci jakoś pomóc. -Uśmiechnąłem się do niego, po czym wróciłem do zrywania zioła które znalazły moje dzieci. -Sam kiedyś miałem obawy mieszkać w samym środku lasu. Myślałem, że będzie tam wiele dzikich zwierząt które mnie zaatakują, albo że jak wyjdę sam na spacer to nie będę wiedział w którą stronę mam wracać. Wiem że to głupio brzmi, ale najpierw trzeba odrobine zaryzykować by zyskać trochę pewności. Później się na to nawet uwagi nie zwraca.

-W sumie to trafiłeś... co jeśli pojawi się jakiś niedźwiedź czy dzik? Nie jestem wystarczająco szybki by im uciec, ani silny by wspiąć się na drzewo. A moja orientacja w terenie... nie jestem pewien ile razy skręciliśmy w prawo a ile w lewo... jeśli teraz mnie zostawisz wątpię bym trafił do domu.

-Spokojnie, trochę czasu ze mną i nabierzesz odpowiednio dużo pewności siebie by się tego nie bać.  

-Czy ja wiem... ty jesteś tu nowy a już zachowujesz się tak... swobodnie. 

-Bo wiem, że tu mi nic nie grozi. Słyszałem, że w tym lesie bawią się wszystkie dzieciaki więc nie może być niebezpieczny. 

Bil lekko posmutniał. Cóż, nie zamierzam odpuścić. Przypominał mi trochę mnie sprzed kilku lat. Jak byłem strasznie niepewny i bałem się wielu rzeczy. Chociaż ja swój strach przekuwałem w bezczelność która mnie przez pewien czas chroniła, natomiast Bil nie robi nic. Ulegał. 

Szczenię |ABO|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz