Nie wiem co musiało to dziecko przejść, ale za każdym razem kiedy widziałem jego siniaki, miałem ochotę kogoś walnąć bądź coś zniszczyć. Jaki potwór wyżywa swoje frustracje na dziecku? I nikt mi nie wmówi, że zrobił sobie to samo. Rozumiem, żwawe dzieci, takie jak Remus, potrafią narobić sobie siniaków przez ciągłe przewracanie się, czy wbieganie w różne obiekty, ale te siniaki nie były nigdy duże ani nie znajdowały się na jego ciele zbyt długo. W końcu wilkołaki mają zwiększoną regenerację, więc jeśli to małe dzieciątko dalej miało widoczne siniaki po czterech dniach od przybycia do naszego domu, oraz było wspomagane przez maść Emmy, to coś naprawdę było nie tak. Skończyło się na tym, że z frustracji uderzyłem pięścią w drzwi i zasyczałem mocno. Dlaczego Ryland wstawił tu tak solidne drzwi?!
Chłopiec dzięki pomocy Remusa, stał się wobec mnie bardziej ufny. Nie płakał już tak często, a gdy zaczynał Remi do niego podbiegał i się przytulał. Rylandowi udało się go umyć. Kiedy go zobaczyłem czystego, ledwo mogłem go rozpoznać. Tam gdzie nie było siniaków była jasna skóra, włosy kolorem do złudzenia przypominały moje, były również mocno pokręcone. W kącikach oczu miał czarne trójkąciki. Z początku myślałem, że to bród, ale się myliłem. Natomiast oczy miał złote jak Ryland.
Ubraliśmy go w czyste ubrania Remusa. Z jedzeniem nie miał najmniejszego problemu, zjadał wszystko co dostawał, chociaż z początku wahał się z wzięciem do buzi pierwszego kęsa. Jakby bał się, że coś mu się stanie. Największy problem jaki z nim był to jego sen. Spał z Remusem w łóżku, ale często się budził i wołał kogoś o imieniu "ana". A kiedy on się budził, budził się również Remus który pokazywał swoje niezadowolenie płaczem.
Emma oraz Meg pomagały mi z nimi. Będą tu dopóki stan Fenaxa się nie poprawi, nie chcieli wyruszać do stada kiedy on nie mógł się przemienić w wilka. Emma zakładała, że za niecały tydzień powinien wrócić do pełnego zdrowia. Ja ani Ryland nie mieliśmy problemu by się tu zatrzymali nawet na dłużej. Towarzystwo zawsze było mile widziane, a dla Remusa to było coś niezwykłego. Jedyne osoby które znał poza mną i Rylandem, była rodzina Gburka... oraz Fen. Teraz poznał kolejne wilkołaki oraz kogoś w swoim wieku. Pewnie będzie mu ciężko, kiedy go zabiorą, ale jeszcze się spotkają. Będzie miał już tam przyjaciela.
-Jesteś pewna? -Ryland przekręcił odrobine łeb. Spoglądał na Emmę która jak zwykle wyglądała śmiertelnie poważnie. Ja natomiast zacząłem masować bolącą rękę, na szczęście nikt się nie zorientował co zrobiłem.
-Tak.
-Mam mu nadać imię? -Kobieta skinęła potwierdzając jego słowa. -A dlaczego nie wy? Fenax go pierwszy uspokoił, niech on da mu imię.
-To był właśnie jego pomysł. Zauważył, że to ty pierwszy pomogłeś małemu. -Zauważyłem delikatne drgnięcie na jego szczęce. Chciał się odezwać, ale Emma mu nie dała. -Mona natomiast nie chce tego zrobić z szacunku dla zmarłego omegi.
Gburek zmarszczył nos. Nie był zbyt zadowolony z tego pomysłu. I nie dlatego, że nie chciał tego zrobić. Wręcz przeciwnie. Wczorajszej nocy, w łóżku rozmawialiśmy o możliwych imionach dla niego i wybraliśmy nawet jedno. Nie chciał tego uczynić z jednego, bardzo prostego powodu. Nie chciał się zbytnio przywiązywać do malca, którego i tak będzie musiał oddać. Ale jak zwykle, mój alfa myślał jedno, a robił drugie.
-Zastanowię się. -Emma kiwnęła głową, po czym podniosła Remiego który wyciągał w jej kierunku rączki. Polubił ją, a ona chyba go. Trudno się dziwić, kto by nie polubił mojego małego słodziaka.
-Co tam trzymasz kruszynko? -Uśmiechnęła się do niego, a on zaśmiał się głośno. Machnął rączką w której trzymał drewnianego jelenia. -Jaki ładny. Pokażmy go drugiemu chłopcu, co ty na to? -Mały znowu się zaśmiał. Emma z delikatnym uśmiechem ruszyła do Meg która bawiła się z drugim dzieckiem.
Odstawiła Remusa na ziemie, ten od razu usiadł i zaczął bawić się drewnianą zabawką. Emma już miała siadać obok gdy drzwi do domu się otworzyły. Kain nie wszedł do środka, czekał na zewnątrz i szukał wzrokiem Emmy. Szybko ją znalazł.
-Em...
-Jeśli przychodzisz powiedzieć mi, że znowu rozerwał sobie szwy, to przekaż mu, że teraz może się wykrwawić. -Powiedziała przeraźliwie chłodno. Kain odwrócił głowę i powtórzył głośno jej słowa. Udało mi się usłyszeć Fenaxa który nerwowo się zaśmiał. -Nie wierze... -Sapnęła odrobine zirytowana. -Gorzej niż z dzieckiem. W tym tempie wrócimy do stada za kilka miesięcy. -Spojrzała na mnie ciepłym wzrokiem, później na Gburka. -Nie macie może jakiś łańcuchów? Albo grubej liny? -Zaprzeczyłem kiwnięciem głowy, chociaż nie byłem do końca pewien, Ryland natomiast wspomniał, że liny mogą się znajdować w jaskini.
Emma sapnęła i wyszła z domu. Kain zajął jej miejsce, usiadł obok Meg i obserwował jak dzieci się bawią. Nie jestem pewien co powiedział, ale policzki Megary nabrały różowych odcieni. Nie zwracając na to uwagi wróciłem do swojego wcześniejszego zajęcia. Wskazałem palcem na wielki gar by dać Gburkowi znak, by zamieszał zupę kilka razy, a sam zacząłem naprawiać misia. To co zrobił z nim Ryland nadawało się tylko na chwilę. Rozprułem misia, powpychałem w niego różne pierdoły które miały sprawić, że będzie mięciutki i na powrót zszyłem, tylko teraz tak, by nie było widać nici. Zrobiłem mu oczka z guzików, doszyłem ucho, a na sam koniec wyprałem by był czysty i pachnący. Posadziłem go w miejscu w którym powinien wyschnąć do wieczora.
Idealnie jak skończyłem doprowadzać pluszaka do porządku, zupa była gotowa do jedzenia. Porozlewałem ją do misek, i wraz z Rylandem roznosiliśmy je naszym gościom. Mnie przyszedł zaszczyt wręczenia ich Emmie oraz Fenowi. Jak tylko wszedłem do namiotu bety, zrozumiałem dlaczego kobieta miała ochotę go ukatrupić. Jego rana wyglądała naprawdę paskudnie, a ten w ogóle się tym nie przejmował. Trochę było to dziwne jak na niego, bo zwykle był bardzo posłuszny. Może maści które w niego wcierała rzuciły mu się na głowę i dlatego był tak nadpobudliwy? A może lubił zwracać na siebie jej uwagę...
Kiedy wróciłem do domu Meg i Kaina już nie było, wzięli swoje porcje i korzystając z wolej chwili poszli zjeść na osobności. Gburek natomiast sadzał chłopców na ich krzesełkach. Maluchy gadały ze sobą jak jakieś nakręcone katarynki, to znaczy głównie mówił Remus, ale drugi mu odpowiadał, czasami w dłuższych zdaniach. Oczywiście nie były to żadne słowa które normalny człek może zrozumieć, byłem pod wrażeniem, że sami rozumieją co do siebie mówią. Język dziecięcy to zaiste trudny język.
Usiadłem z miską obok Remusa, a Ryland obok drugiego chłopca. Większość posiłków mogli jeść sami, ale zupy jeszcze nie. Raz sprawdzałem jak Remi radzi sobie z łyżką... nie dość, że próbował wcisnąć ją sobie do nosa, to finalnie uderzyła z impetem w sufit i w łeb jego ojca.
Nabrałem odrobine zupy, podmuchałem kilka razy i przybliżyłem łyżkę do buzi Remusa. Mały chwycił za wolne miejsce na łyżce, przez co omal jej zawartość nie wylała się na stół, i włożył ją sobie do ust. Spojrzałem na Rylanda, zrobił dokładnie to samo co ja, tylko z tą różnicą, że jego karmiony nie rwał się do zabrania łyżeczki.
Po skończonym obiedzie dzieciom zachciało się spać. Ryland zabrał ich do pokoju. Nie wracał dosyć długo, zdążyłem posprzątać po obiedzie, z pomocą oczywiście innych wilkołaków którzy chcieli jakoś się odwdzięczyć. Jak zajrzałem do pokoju okazało się, że mój durny alfa wykorzystał sytuację i zdrzemnął się wraz z chłopcami. Spali na jego brzuchu, a on ledwo co trzymał w dłoni książkę z bajkami.

CZYTASZ
Szczenię |ABO|
FantasiKontynuacja opowiadania Mieszaniec. Przed przeczytaniem tego opowiadania zalecam przeczytanie poprzedniej części, choć nie jest to konieczne. Szczęście, radość z życia? Kiedyś dla Aarona te słowa były obce. Nigdy nie spodziewał się dobrego zakończen...