R 8. LXII

676 107 13
                                    

Minął tydzień odkąd Alfa opuścił stado. Moje nowe obowiązki okazały się znacznie łatwiejsze, niż mi się wcześniej wydawały. Zdawałem sobie sprawę, że to wszystko przez mój krótki staż. Jakbym miał pod opieką stado od kilku miesięcy, to moje obowiązki znacząco by wzrosły. Na razie ograniczały się do przyjmowania raportów od patroli i wydawaniu im nowych rozkazów. Nie było żadnych zagrożeń, katastrof, tragedii, bójek ani awantur. Nikt nie składał skarg, próśb ani pomysłów. No... prawie nikt. Najwięcej czasu zajmowało nam słuchanie starszyzny. Nie było dnia w którym nie byli oburzeni z jakiegoś idiotycznego powodu. Zwykle na kobiety które według nich nie nosiły się z godnością. Miały zbyt dużo ciała odkrytego, w dodatku miały czelność nie zakrywać swoich włosów chustami. Jedyne co mogłem zrobić to patrzeć na nich jak na bandę idiotów. Jak mi się udało dowiedzieć, wuj Astarona i Fenaxa przekonał Alfę na zniesienie tych idiotycznych obostrzeń, przynajmniej chust. Mieli szczęście, że nie mówili nic na temat mojego Aarona, bo wtedy dowiedzieliby się kilku niemiłych dla nich rzeczy. 

Jako opiekun stada miałem spokój, tak w domu tego nie miałem. Aaron choć wygląda jak uroczy, drobny omega to naprawdę potrafi dać w kość. Ten jego niewinny wygląd to pułapka, za tym wszystkim kryje się prawdziwy demon. Jeden dzień poświęciłem na przesuwanie wszystkich mebli by znaleźć im nowe miejsce, tylko po to by na sam koniec skończyły w tych samych miejscach. Wyspać się też jest ciężko. Jak śpi to się do mnie klei, i nie mówię, że tego nie lubię... jednak moje szczenię które jest w nim nie śpi i non stop to pokazuje. Czasami mam wrażenie, że jest w nim więcej niż jedno dziecko... jakaś gromada która czeka w kolejce na skopanie swojego ojca. Dziwi mnie, że Aaronowi to nie przeszkadza w spaniu. Budzę go ja, kiedy chce się od niego odkleić, przez co ląduje na podłodze.

Co do możliwości by urodził więcej niż jedno dziecko, to mało prawdopodobne. Kiedy nasłuchiwałem bicia serca mojego dziecka to czasami słyszałem jak to małe serduszko dziwnie szaleje. Choć wtedy zawsze Aaron mnie zrzuca i idzie coś jeść twierdząc, że jest głodny. Jak już porządnie zje pozwala mi znów położyć głowę na jego brzuchu, a wtedy słyszę już spokojne, silne uderzenia. 

By dać mojemu omedze chwile wytchnienia, oraz korzystając z ładnej pogodny zabrałem dzieci na spacer po lesie. Okazało się, że nie tylko ja wpadłem na ten pomysł. Trafiłem na Kaina oraz Thorina ze swoimi siostrzeńcami. Kain wyszedł na spacer kiedy jego partnerkę odwiedziła znajoma, a Thorin po prostu zajmował się chłopcami, by cały ciężar wychowania nie spadł na ich matkę. 

Nie wiedziałem jak skończyliśmy nad jeziorem. Chłopcy taplali się w wodzie, jak na swój wiek pływali zaskakująco dobrze. My, znaczy dorośli, również byliśmy w wodzie, w razie jakby któryś z nich popłynął za daleko. Był też inny powód dla którego mroziłem tyłek w wodzie... znając życie, gdybym tego nie zrobił pojawiłby się znikąd Aaron i na ten widok trzepnąłby mnie w łeb tak mocno, że widziałbym gwiazdy, albo dostałby zawału. 

-Czy długo wam zajęło nauczenie ich pływania? -Kątem oka spojrzałem na Kaina. Uważnie obserwował bawiące się szczeniaki. No tak, niedługo zostanie ojcem po raz pierwszy, więc na pewno ma wiele pytań i zapewne też się waha. Przed narodzinami Remusa również miałem wątpliwości czy dam radę, były to głupie myśli których już nigdy nie będę miał.

-Nie przypominam sobie bym ich tego uczył. Kilka razy kąpali się ze mną w jeziorze, już wtedy sami machali rączkami i nóżkami. Trochę od nich odpłynąłem to ci do mnie podpływali, i tak raz przepłynęliśmy pół jeziora.

-Tylko pół?  -Zapytał z udawaną drwiną. 

-Gdyby Aaron się nie pojawił i nie zacząłby na mnie krzyczeć, że dzieci topie, to pewnie byśmy przepłynęli jeszcze kawałek. Ta połowa ich wtedy strasznie wymęczyła i spali jak zabici.  

Szczenię |ABO|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz