Stanąłem na krótką chwilę, by otrzepać się z nieprzyjemnej mazi powstałej z przegniłych roślin. Wykorzystałem okazje by rzucić okiem na całą okolice. Doprawdy dziwne miejsce, przypominające do złudzenia bagna. Drzewa w większości pozbawione swoich liści, a te na których się jeszcze ostały zmieniły się w taką samą maź którą miałem na łapach. Niektóre z nich były wykrzywione, powyginane, pęknięte a nawet rozerwane w pół, tworząc widok jak z koszmarnych snów. Krzewy zniszczone, poszarpane, przegniłe, zdeptane, a te które wyglądały na zdrowe, walczyły o życie z chmarą owadów. Przewrócone drzewa, oraz same kłody zdawały się tak słabe, że wystarczyłoby tylko na nie dmuchnąć, by się rozwaliły z nieprzyjemnym trzaskiem. Ziemia była mokra, ale nie zmieniała się w błoto. Zalatywało tu strasznie, gorzej niż na zwykłym bagnie. Była tu również woda. Zbiornik był bardzo płytki, natomiast nie zamierzałem skracać sobie tak drogi. Woda była strasznie mętna, ciemnozielona i jakby równie zgniła jak reszta scenerii. Całe otoczenie spowijała nieprzyjemna, wręcz duszna, zielonkawożółtawa mgła, która budziła we mnie pewnego rodzaju niepokój. I nie tylko mój, gdyż od kilku godzin nie zauważyłem żadnego zwierzęcia, nie licząc oczywiście uporczywych owadów. Niestety też nie widziałem nieba, jakbym znajdował się w pułapce. Butwiejący las, gdyż taką nazwę podała mi Astrid, był najszybszym skrótem prowadzącym do stada w redwood.
Kobieta ostrzegała mnie, że gdy użyje tego skrótu, to najlepiej jakbym go pokonał w ciągu jednej doby. Niby osoby które spędzają tu więcej czasu mogą zatracić swoje zmysły. Cóż, nie dziwie się. Ktokolwiek chciałby spędzić tu noc, pośrodku tego cholernego smrodu, musiał mieć coś nie tak z czerepem. Mi zwykle brzydkie zapachy nie przeszkadzały, a tu wciąż walczyłem, by nie zwrócić wczorajszego królika. To samo się tyczyło zwierząt. Jeśli jakieś zobaczę, to najlepiej bym je zostawił w spokoju, a jeszcze lepiej jakbym szybko od nich zwiał. Nie wiem czy robiła tak sobie ze mnie jaja, czy mówiła poważnie. Niekiedy alfy lubiły opowiadać jakieś bzdury naiwnym by wypaść przy tym bardziej męsko, bądź by inni wypadali gorzej od nich. Cóż, jakakolwiek była prawda, mało mnie to teraz obchodziło. Muszę pokonać ten cholerny las jak najszybciej, bo nie wiadomo jak długo będę prosił o pomoc.
Zrobiłem kilka kroków i sapnąłem w myślach, kolejne cholerstwo przykleiło mi się do moich łap. Wyglądał trochę jak liść paproci, jednak nie byłem do końca pewny. Wszystko zaczynało się rozlewać i przyklejać do moich łap. Walka z tym jest bezcelowa. Marsz zmieniłem na powolny, ostrożny bieg. Nie zamierzałem szarżować na zupełnie nieznanym mi terenie. Było zbyt ślisko, a widoczność mocno ograniczona. Co gorsza, nie mogłem polegać na swoim nosie, no chyba, że chciałbym zwrócić to co znajdowało się jeszcze w moim żołądku. Takie warunki były dla mnie niekorzystne. Jeśli będę nieostrożny, mogę stać się czyimś celem.
Biegłem wciąż na północny wschód, zgodnie z zaleceniami Astrid. Przynajmniej taką miałem nadzieje. Byle do przodu, ani kroku w tył. Przeskakiwałem nad kłodami oraz głazami, które jakimś cudem się tu ostały. Niektóre coś przedstawiały, możliwe, że były ładnymi posągami które czas i otoczenie zmieniło w gruz. Omijałem szerokim łukiem miejsca w których znajdowały się skupiska owadów. Wolałem nie sprawdzać, dlaczego tyle ich jest w jednym miejscu. W moim lesie jak są takie skupiska to oznacza to tylko jedno, rozkładające się resztki jakiegoś zwierzęcia.
Po kilku godzinach męczącego biegania, a raczej unikania każdego skupiska owadów, ostrożnego przechodzenia na drugą stronę na lichej kładce, w końcu zacząłem dostrzegać drobne zmiany. Powietrze stawało się przyjemniejsze, czystsze i chłodniejsze. Coraz więcej drzew wyglądało na zdrowe, ziemia stawała się twardsza i zimniejsza, a w niektórych miejscach znajdował się śnieg. To był dobry znak, biegłem w dobrym kierunku i jak utrzymam tępo może uda mi się dotrzeć do czerwonego lasu.
CZYTASZ
Szczenię |ABO|
FantasíaKontynuacja opowiadania Mieszaniec. Przed przeczytaniem tego opowiadania zalecam przeczytanie poprzedniej części, choć nie jest to konieczne. Szczęście, radość z życia? Kiedyś dla Aarona te słowa były obce. Nigdy nie spodziewał się dobrego zakończen...