Miesiąc później.
Kiedy sam spaceruje z dziećmi leśnymi ścieżkami, często mam ochotę przywiązać ich do siebie jakąś liną. Miałbym trochę czasu by nazbierać dóbr jakimi obdarzyła nas bogini lasów. A tak muszę ich mieć cały czas na oku. Nie muszę się przejmować, że mi uciekną. Nawet z najlepszymi chęciami jest to dla nich obecnie niewykonalne. Biegają w zasięgu mojego wzroku, badają teren... no i na moje nieszczęście macają wszystko co wpadnie w ich łapy. Ostatnio musiałem ich długo szorować przez to, że znaleźli jelenie bobki.
Próbowałem tłumaczyć mojemu omedze, że to normalne. Muszą w końcu poznać wszystkie, nawet te najgorsze zapachy, by wiedzieć do czego należą, czy są świeże czy nie... ale to do mojego omegi nie trafia, tylko jeszcze bardziej go rozjusza.
Mnie tam natomiast to po części radowało. Obydwoje byli ciekawscy otaczającego ich świata i to mnie właśnie najbardziej cieszyło, zwłaszcza jeśli chodziło o Hawka. Na samym początku miałem pewne obawy, w zasadzie dalej mam, ale już nie tak wielkie. Myślałem, że przez swoją złą przygodę będzie bał się nowych rzeczy.
Może i by się bał gdyby nie Remus. Często go obserwuje i bierze z niego przykład, nawet jak coś sobie zrobią to tak bardzo nie panikują. Pomagają sobie nawzajem. Ostatnio Remus włożył rączkę tam gdzie nie trzeba i ugryzł go pająk. Głośno ryknął jakby mu rękę odcinano, a Hawke w tym czasie strącił pajęczaka z ręki brata. Po kilku chwilach zapomnieli o całym incydencie.
Oni zapomnieli... ale pewien omega latał za Remusem jakby miał zaraz zemdleć. I oczywiście mi się oberwało bo jak pilnuje swoich dzieci... Chciałem mu wtedy odpowiedzieć, że doskonale. Niech się uczą na błędach. Ale to byłby poważny błąd. W dłoniach mojego przeznaczonego znajdowała się wtedy miotła, i nie chciałem ją oberwać.
Nie wiem czemu miałbym się przejmować tym, że Remi został ugryziony przez pająka. Tutaj nie było takich gatunków, których jad mógłby cokolwiek nam zrobić. Najwyżej co to mogła pojawić się swędząca wysypka, albo jakieś bąble. A Remiemu i tak się nic nie stało. Dowiedział się, że ma nie wkładać łapek do dziur które są oblepione pajęczynami, oraz tego, że jak wpadnie w jakieś tarapaty to Hawke mu pomoże. Zgadywałem, że to działało w dwie strony, ale Hawi był tym spokojniejszym i ostrożniejszym. Nie wpadł jeszcze w taki problem w którym Remi mógłby mu pomóc.
Dotarliśmy na małą polane. Młodzi w mgnieniu oka podbiegli do krzaka z jagodami. Nie musiałem się im przyglądać. Przychodziłem tu czasami z Aaronem i się nimi zajadał. Mając pewność, że młodzi nie odbiegną nigdzie przez jakieś pięć minut zacząłem zrywać dla mojego omegi kwiaty. Płatki czerwone niczym krew, łodyga pełna ostrych kolców. Nie mam pojęcia jak się nazywają, on też nie, ale bardzo podoba mu się ich wygląd oraz zapach.
Związałem je niedbale sznurkiem, tak by wytrzymały drogę do domu i przywiązałem je do pasa. Podszedłem do krzaka skontrolować sytuacje. Obydwoje mieli ubrudzone buzie od jagód. Wniosek był jedne. Musiały być smaczne. Wyciągnąłem chustkę i nazbierałem do niej odrobine pyszności. Może to sprawi radość mojemu omedze.
Na szczęście nie musiałem ich nakłaniać na powrót do domu. Wymęczyli się tą ciągłą bieganiną oraz objedli jagodami. Co chwila na mnie patrzyli i wyciągali łapki by ich ponieść. Niedoczekanie. Królewicze małe. Dojdą do domu o własnych siłach, a wtedy zasną na kilka godzin. A tak jakbym ich niósł odzyskaliby część energii i dalej bym musiał ich pilnować.
Jak już znaleźliśmy się w okolicach domu, wytężyli resztki swoich sił. Pobiegli w kierunku ogródka w którym ostatnio Aaron przebywał non stop. Jakie było ich zdziwienie kiedy nie ujrzeli tam mamy. Podbiegli do drzwi i czekali aż im otworzę. Chyba nie mieli sił by próbować doskoczyć do klamki... chociaż nawet jakby próbowali to wątpię by doskoczyli. Któryś z nich musiałby robić za stojak to może wtedy mieliby jakąś szanse.

CZYTASZ
Szczenię |ABO|
FantasyKontynuacja opowiadania Mieszaniec. Przed przeczytaniem tego opowiadania zalecam przeczytanie poprzedniej części, choć nie jest to konieczne. Szczęście, radość z życia? Kiedyś dla Aarona te słowa były obce. Nigdy nie spodziewał się dobrego zakończen...