R 7. LIX

771 116 8
                                    

Szczerze miałem wielką nadzieje na to, że zima w tych terenach będzie przypominała bądź odrobine odbiegała od tego, co już bardzo dobrze znałem z Fogtown. Oczekiwałem, że jak zwykle Fenax przesadzał twierdząc, że w jego stronach jest znacznie zimniej. Niestety ten jeden jedyny raz, kiedy liczyłem na to że przesadza, musiał powiedzieć prawdę. Bezczelny.

Śnieg sypał z nieba przez kilka dni, jakby chciał okryć cały świat swoim białym puchem. Nie miałem ochoty wystawiać choćby małego palca na zewnątrz. Na całe szczęście nie musiałem zbyt często tego robić. Jak zwykle Ryland męczył się by odśnieżyć ścieżkę, chodził do swojej kuźni i opowiadał co dzieje się w wiosce. Kilka osób zachorowało, ale Emma jak i jej ojciec nie potrzebowali mojej pomocy. Jak to mówili, wszystko mieli pod kontrolą. Jedyne co ode mnie chcieli, to bym pilnował chłopców, by oni nie zachorowali. Nie wiem czy mówiąc o chłopcach mieli też na myśli mojego Gburka... On to jak jakiś kundel, spotka się z Fenem i wraca do domu cały oblepiony tym białym cholerstwem.

Przyglądałem się swoim synom. Bawili się grzecznie na dywanie w głównej izbie... choć grzecznie to może za dużo powiedziane. Kilka razy siłowali się o zabawkę, podnosili czasami na siebie głosy, nie trwało to nigdy długo, minuta może dwie po czym o wszystkim zapominali i wracali do wspólnej zabawy. 

Coś mi jednak nie pasowało... ich ubiór. Był zbyt lekki, jakby była jesień albo wczesna wiosna. Powinienem ich ubrać w coś cieplejszego... ale gdy tylko się do nich zbliżałem z takim zamiarem, powstrzymywał mnie Gburek twierdząc, że jest im wystarczająco ciepło. On sam chodził w koszuli z krótkim rękawem i samych spodniach. Ja natomiast trząsłem się jak osika choć nosiłem na sobie kilka par skarpet, i to głównie Gburka bo jego były o dziwo grubsze niż moje, dwie pary spodni, kilka warstw koszul i tunik, a na dokładkę dwa koce. 

-Nie jest ci... gorąco? -Bil wyrwał mnie z zamyślenia, wróciłem wzrokiem do omegi który siedział tuż obok mnie. Odwiedził mnie by sprawdzić jak się czuje po mojej rui, przyniósł trochę ziół oraz ciastek które zrobił. Bil podobnie jak mój alfa nie miał na sobie zbyt dużo, no może on był lepiej ubrany. Nosił długą koszule, grube spodnie i skarpety, ale i tak bym coś jeszcze na niego włożył. Może płaszcz, czapkę i szalik... nie żebym go wyganiał, ale by mi się nie przeziębił w moim domu. 

-Nie. Jest mi zimno jak patrzę na nich -kiwnąłem głową na chłopców -na nich -kiwnąłem ponownie głową w kierunku Gburka i Fena. Siedzieli przy stole w kuchni i o czymś rozmawiali -i na ciebie. 

-Nie przesadzasz? Jest tu naprawdę gorąco... jakbyście otworzyli drzwi i okna to na pewno cały śnieg z okolicy by stopniał. -Prychnąłem na te słowa. Nie po to kazałem Gburkowi rozpalać w domu by mi teraz zimno do domu się wdzierało. Może jeszcze przed snem trochę dorzucę... -...może jesteś chory? Albo najprawdopodobniej nie doszedłeś jeszcze do siebie po rui... niektóre omegi potrzebują kilku dni więcej.

-Może... sam nie wiem. -Sapnąłem. -Nie czuje się na chorego, po prostu jest mi zimno. 

-Jutro również do ciebie zajrzę jak się nie poprawi to powiem Emmie. 

-Nie ma potrzeby by jej zawracać głowę takimi pierdołami. A ty wpadać możesz kiedy chcesz, przez ten śnieg odechciewa mi się wychodzić, więc towarzystwo kogoś znającego się na manierach będzie miłą odmianą. -Sapnąłem cicho wtulając się w miękki, ciepły koc. -Szkoda, że te tereny nie są odrobine cieplejsze...

-Według mnie niema co narzekać. -Powiedział pewnie. 

-Z miejsca z którego pochodzę było odrobine cieplej. I nie przypominam sobie by tyle śniegu padało. 

-Przypominało wilcze rzeki?

-Wilcze co?

-Stado znad wilczych rzek, tam podobno zimy nie są tak ciężkie jak w innych częściach północnych stad. 

Szczenię |ABO|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz