-No dajesz Hawi, nie bój się, pogłaszcz wilczka. -By go jakoś zachęcić pogłaskałem Estell po głowię. Chłopiec bardzo, ale to naprawdę bardzo niechętnie wyciągnął łapkę, już przed samym dotknięciem wycofał się.
Gestem ręki przywołałem swojego asystenta. Remi wystartował jak jakiś szalony ogier. Przed samą wilczycą potknął się i wylądował idealnie w jej futerku. Zaśmiał się radośnie przytulając się do wilczycy. Ta w ogóle się nie przejęła, liznęła małego po główce po czym wróciła do obserwowania Hawka.
Ryland postanowił dać mu imię które wcześniej wybraliśmy, by nie wołać na niego ciągle chłopiec. Czy reagował na nie... oczywiście, że nie. Możliwe, że miał inaczej na imię, ale nikt nie wiedział jak. Oby nie myślał, że ma na imię 'chłopiec', chociaż to by było naprawdę oryginalne imię. Na imię Hawke zaważył głównie wygląd małego. Jak czasami siedział nieruchomo to wyglądał bardziej na malutkiego pisklaka niż szczeniaka.
Widząc, że Remus dobrze bawi się tuląc do wilczycy, Hawke nabrał odrobine odwagi i ponownie wyciągnął dłoń. Musnął nos wilczycy, ta obwąchała drżącą rączkę po czym lekko zniżyła głowę, jakby domagała się w ten sposób głaskania. Mały dotknął głowy wilka, przejechał rączką. Wilczyca wyprężyła się jak jakiś kot, co spowodowało, że mały schował się za mną.
-Nie bój się Hawi. -Pogłaskałem go po jaśniutkich, kręconych włoskach. -Zobacz. Estell chce byś ją tylko pogłaskał. -Spojrzał na wilczyce która nie poruszała się z miejsca. -Chyba nie chcesz by było jej przykro? -Pokręcił przecząco główką. Wyszedł zza moich pleców i jeszcze raz powtórzył całą czynność, tym razem głaskał ją dłużej. -Brawo. Dzielny Hawi, patrz jak Estell się z tego powodu cieszy. -Wskazałem na ogon wilczycy.
To mu dodało pewności siebie, znowu pogłaskał Estell i zaśmiał się cichutko kiedy ogon zaczął merdać szybciej. Przestał w chwili kiedy dostrzegł Rylanda, na krótką chwile zamarł. Gburek kucnął z otwartymi ramionami, to był sygnał dla Remusa by jak najszybciej podbiec do taty... i tradycyjnie wywrócił się kilka razy. Hawke ruszył do niego kiedy go zachęcił, ale nie biegł tylko szedł powoli i ostrożnie, wywracając się tylko raz, tuż przed Gburkiem. Kiedy wstawał miał minę jakby miał zaraz się rozpłakać, ale tego nie zrobił. Kiedy obaj chłopcy znaleźli się w jego ramionach podniósł ich i ruszył w kierunku huśtawki.
Ja zostałem na schodkach i obserwowałem jak Ryland huśta się z dzieciakami. Nie za wysoko, nie dlatego, że chłopcy się bali, chociaż nie wiem jak Hawke zareagowałby jakby Ryland rozhuśtał ich maksymalnie, tylko dlatego, że to ja widziałem oczyma wyobraźni jak spada z chłopcami daleko, bardzo daleko i robi im krzywdę.
Obok huśtawki siedział Fenax, na swoim nowym krześle z kołami. Zrobił go dla niego Ryland tylko dlatego, że miał dość jego marudzenia, oraz narzekań Emmy na niesfornego bete. Zmarnował na to pół dnia, ale to było moje najlepsze pół dnia. On majstrował w drewnie, dzieci się mu przyglądały zaciekawione co majstruje, a ja miałem spokój. Do momentu aż durnemu alfie nie wymsknęło się drobne przekleństwo. Dostał za to po łbie. Wiele razy mu mówiłem, by przy naszym dziecku nie używał przekleństw... by w ogóle przy jakimkolwiek dziecku tego nie robił.
Emma usiadła obok mnie. Trzymała w dłoniach kubek z gorącą herbatą. Odrobinę się uśmiechnęła oglądając jak mężczyźni bawią się z dziećmi.
-Czy jest szansa, że on zapomni o tamtych wydarzeniach? -Mruknąłem do kobiety. Ta milczała długą chwile, aż sam zacząłem się zastanawiać, czy wypowiedziałem te słowa ustami czy myślami.
-Szansa zawsze jest. -Szepnęła. Napiła się ostrożnie gorącej herbaty. -Jest jeszcze młody, wiele rzeczy może zapomnieć, mam nadzieje, że to również zapomni, jednak wszystko zależy od osób które będą go wychowywać. Na chwile obecną widać, że ma problem z zaufaniem, szczególnie wobec alf. Wystarczy, że Ryland zniknie mu z oczu na jakiś czas, a potem pojawi się znikąd to mały się boi. -Wiedziałem o co jej chodzi, chociaż śmiech Hawka znajdującego się w ramionach Gburka mógł wprowadzić w błąd. -Trochę czasu mu zajmuje by upewnić się, że Ryland się nie zmienił i dalej jest takim samym alfą... co tylko pokazuje co musiał przejść. Ale nie masz się o co martwić. -Powiedziała prawie niezauważalnie zmieniając ton. -W stadzie na pewno znajdzie się rodzina która go przygarnie.
-Mam taką nadzieje. Byleby byli dla niego dobrzy i cierpliwi.
-Bety z naszego stada są cierpliwe... oczywiście mówię o tych którzy są w związkach, bo ci bez... -zmrużyła oczy spoglądając na Fenaxa, który przewrócił swój wózek i wylądował w zaspie ku ucieszy dzieci. -...są narwani.
-A alfy?
-Wydają się... tradycyjni, ale akurat o nich nie ma co myśleć. Nie wezmą młodego po opiekę.
-Dlaczego? -Spojrzała na mnie, niby tym samym wyrazem twarzy, ale zauważyłem w jej oczach nutkę zdziwienia.
-Alfy nie lubią wychowywać nie swoje dzieci. Preferują swoje i to jeśli są wystarczająco silne. Znajdą się tacy, którzy potrafią wyrzec się słabego potomka, albo oskarżyć swoją partnerkę o niewiernosć. Zwykle też nie spędzają zbyt dużo czasu z młodymi... ale są wyjątki. -Ponownie się uśmiechnęła kiedy Ryland wraz z dzieciakami wskoczyli w śnieg. -Rzadki widok.
-Jak w ogóle wygląda życie w stadzie? -Znowu to jej zdziwienie w oczach, chyba się wyrabiam. -Ryland czasami opowiadał, ale z tego co mówi to wygląda i zarazem nie wygląda jak życie w ludzkiej wiosce.
-Z własnych doświadczeń nie wiem jak wygląda życie wśród ludzi, trochę słyszałam więc spróbuje to jakoś porównać. Jedną z zauważalnych różnic o jakiej jestem pewna, to to, że my nie używamy pieniędzy. Nie płacimy za nasze domy ani różne usługi, ale staramy się jakoś na nie zasłużyć. Dla przykładu podam siebie i ojca. My nie polujemy, zbieramy i hodujemy zioła, tworzymy różne maści, mikstury, kadzidła... pomagamy wszystkim w stadzie, a wilki ze stada pomagają nam. Zapewniają jedzenie, materiały, jakieś koraliki i inne przedmioty które mogą się przydać. Jeśli nie są nam potrzebne to nie przyjmujemy albo dajemy tym którzy potrzebują. Każdy robi to co może by pomóc stadu przetrwać i się rozwijać. Nawet starsi starają się pomóc. Jest jeden starszy wilk który uczy dzieci pisania, czytania, podstaw przetrwania w dziczy, naszej historii i wielu innych rzeczy. Oczywiście, jest to też obowiązkiem rodziców, ale wiesz jak to bywa. Handlujemy z innymi stadami wymieniając się dobrami. A jeśli chodzi o władze... to oczywiście ma ją nasz Alfa.
-Czyli Alfa może zrobić wszystko.
-Niekoniecznie. Dla przykładu, nie może wyrzucić ze stada osoby której nie lubi bo tak mu się podoba. Musi dowieść przed starszyzną, że dana osoba jest jakimś zagrożeniem czy też przestępcą który nie powinien mieszkać wśród nas. Albo znaleźć odpowiednią ilość osób, którym towarzystwo owej osoby również nie odpowiada i zawadza. -Napiła się herbaty, po czym zorientowała się, że jestem odrobine zmieszany. -Naszym Alfą nie masz co się przejmować, jest dosyć przyzwoity i sprawiedliwy. Twojemu alfie już wskazał dom który dostanie za uratowanie życia jego brata. -Spojrzałem na nią trochę podejrzliwie, bo nie miałem pojęcia o czym mówi. Najwidoczniej Gburek czegoś mi nie powiedział.
-A co z dziećmi?
-A o co dokładnie pytasz?
-Czy jest ich dużo.
-To zależy ile dla ciebie jest dużo. W przedziale wiekowym od roku do dziesięciu, będzie z piętnaście. O ile nie pominęłam kogoś, a jest to możliwe. Kilka par planuje dzieci, nasz Alfa również powinien zatroszczyć się o potomka w najbliższym czasie. O to też nie musisz się martwić, Hawke oraz Remus będą mieli się z kim bawić, bić, kłócić i przepraszać.
-Raczej nie chciałbym, żeby się bili i kłócili.
-To chłopcy nic z tym nie zrobisz.
Napiła się ponownie herbaty, po czym dalej zaczęła odpowiadać na moje pytania o stadzie, chociaż nie ukrywałem, że głównie chciałem wiedzieć, do jakiej rodziny może trafić Hawke.

CZYTASZ
Szczenię |ABO|
FantasíaKontynuacja opowiadania Mieszaniec. Przed przeczytaniem tego opowiadania zalecam przeczytanie poprzedniej części, choć nie jest to konieczne. Szczęście, radość z życia? Kiedyś dla Aarona te słowa były obce. Nigdy nie spodziewał się dobrego zakończen...