7. Luna Lovegood

12.2K 817 341
                                    

Harley siedziała w skrzydle szpitalnym. Pani Pomfrey dała jej jakiś niebieski specyfik, mówiąc, że pomoże to na nerwy. Zapewne myślała, że to przenosiny tak na nią zadziałały. Gdy starsza kobieta gdzieś zniknęła na krótką chwilę, Harley skupiła uwagę na swoich dłoniach. Miała za złe ciotce, że ją do tego zmusiła. Chciała sprawdzić jej siłę woli? A może to był sposób na to, by dziewczyna otworzyła się i wyjawiła wszystko. Niedoczekanie.

Tuż obok niej pojawił się Nick, czesząc palcami swoje wąsy. Przyglądał się jej badawczo. Rozpoznał ją i wiedział kim jest. Jednak z drugiej strony nie bała się tego. Ta, którą w niej zauważył od dawna była już martwa. I wierzyła, że nikomu nic nie powie. Zwłaszcza, że ostatnio w Proroku Codziennym znów była wzmianka na temat tragedii na Dworze Meyling.

- Powinnam chyba wrócić do dormitorium, zaprowadziłbyś mnie? - Duch ruszył bez słowa pierwszy. A za tę ciszę była mu cholernie wdzięczna.

I to był póki co najgorszy dzień w Hogwarcie, ale wtedy nie wiedziała, że koszmar jest dopiero przed nią. Odpuściła sobie obiad i wróciła od razu do Wieży Gryffindoru. Siedziała tam do końca zajęć, nikt jej nie szukał ani nie miał pretensji, że opuściła lekcje. Była prawie pewna, że zarówno Snape jak i ciotka donieśli o dzisiejszym zajściu dyrektorowi. On już wiedział wszystko. Dumbledore miał uszy i oczy w każdym zakątku tego ogromnego i pełnego tajemnic zamczyska.

Do dormitorium zaczęły wracać uczennice, ale żadna nie zwróciła uwagi na leżącą na łóżku Harley. Tylko Hermiona podeszła do niej z troską na twarzy. Przystanęła przy dziewczynie i szturchnęła ją lekko, a Benson otworzyła leniwie oczy.

- Harley, wszystko w porządku? - zapytała. Harley usiadła na skraju łóżka, przyglądając się Gryfonce. Jak na życzenie reszta uczennic wyszła, zostawiając tylko je dwie.

- Tak... - jęknęła. - Dzięki za troskę.

- Domyślam się, że zmiana szkoły w ciągu semestru może być trudna, ale możesz na mnie liczyć. Na mnie, Harry'ego i Rona - wyliczała. - Chcesz iść z nami do Hagrida?

- Hagrid to ten owłosiony facet, nie?

Skinęła głową. W sumie było to lepsze niż siedzenie i użalanie się nad sobą. Ten etap Harley miała za sobą. Zgodziła się i po kolacji spotkała trójkę znajomych twarzy. Rozejrzała się dookoła. Może nie znała jeszcze na tyle dobrze Hogwartu, by uznać się za specjalistkę, ale wydawało jej się, że wszyscy powinni wracać do swoich domów. Wtedy Harry pokazał jej pelerynę niewidkę i cała czwórka, mocno ściśnięta, opuściła szkołę.

Minęli błonia i znaleźli się przed małą chatk wykonaną z kamienia, którą otaczały pola dyni, dziwny strach na wróble i przede wszystkim las. Zapukali do drzwi, zza których zaczęły dobiegać różne dźwięki. Przesuwane szkła, coś ciężkiego, ostatniego dźwięku nikt nie był w stanie zidentyfikować W końcu ciężkie drzwi stanęły otworem, a w nich pojawił się Hagrid.

- Cholipka, późno trochę na odwiedziny - zauważył, na co trójka przyjaciół się uśmiechnęła. Harley trochę przeraziło to, że zaraz mogła wylądować na dywaniku, ale milczała. Mężczyzna ją zauważył. - A ty jesteś zapewne nową przyjaciółką Hermiony?

- To Harley. Jest nowa w szkole - powiedział szybko Ronald, drapiąc się po rudej czuprynie.

- Ano to miło poznać. Rubeus Hagrid. - Wyciągnął do niej wielką dłoń. - Gajowy Hogwartu oraz nauczyciel od Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami.

Harley długo przyglądała się dłoni, ale uścisnęła ją i posłała gajowemu lekki uśmiech. Siedziała tam z nimi i musiała przyznać, że czuła się całkiem swobodnie. Wypiła herbatę o dość ciekawym smaku i rozmawiała z nimi. Kłamiąc o sobie na każdy możliwy temat. Ale w końcu musiała nadać jakiś charakter kolejnej postaci.

Następnego dnia czekało ją nie lada wyzwanie. Poza lekcjami, które musiała sama nadrabiać w wolnym czasie to jeszcze musiała zacząć pracować nad projektem dla Snape'a z dupkiem, który był niegdyś jej przyjacielem. I z uroczego, niewinnego dziecka wyrósł na prawdziwy wrzód. W trakcie obiadu nie usiadła obok trójki Gryfonów, z którymi trochę się lepiej zapoznała. Poza Ronem polubiła nawet Granger i Pottera.

Odsunęła na bok pusty talerz, gdy zobaczyła naprzeciw siebie jasnowłosą dziewczynę o łagodnym usposobieniu i niebieskich oczkach.

- Witaj - powiedziała spokojnym, miłym dla ucha głosem. - Dlaczego siedzisz tu sama?

- Nie lubię tłumów.

- A co lubisz? - dopytywała.

- Spokój.

- A ja lubię budyń - dopowiedziała.

Harley spojrzała na swój deser, który akurat okazał się być budyniem waniliowym. Długo nie myślała i posunęła go w stronę dziewczyny w kolorach Ravenclawu. Jasnowłosa popatrzyła na nią chwilę, a potem przeniosła wzrok na deser.

- Dajesz mi go?

Benson pokiwała głową. Uczennica Ravenclawu wzięła go i posłała jeszcze bardziej uroczy uśmiech.

- Jestem Luna Lovegood.

- Harley Benson.

- Znam cię. Jesteś nową przyjaciółką Harry'ego. To miłe, że nie uważasz go jak większość za oszusta. Bo on nie kłamał, wiesz? O Sama-Wiesz-Kim.

Harley uniosła kąciki ust. Pamiętała, jak głośno było o Wybrańcu i dyrektorze Hogwartu. Cała afera związana z Voldemortem była próbą Dumbledore'a, aby zasiać chaos w Ministerstwie. Większej głupoty nigdy nie słyszała. Ale cóż... politycy nawet w świecie magii byli kompletnymi kretynami. To musiała przyznać.

Po obiedzie Harley udała się, za namową Hermiony, na trening Gryffindoru w quidditcha. Sama lubiła latać, kiedyś nawet ścigała się nałogowo z Malfoy'em. Znowu przyłapała się na tym, że myślała o tym bakłażanie. A przecież nie pozostało w nim nic z dawnego siebie. Bardzo nurtowało to Harley, co takiego zaszło w życiu Dracona, że stał się kimś takim... pozbawionym empatii, zarozumiałym i przede wszystkim aroganckim blondasem.

Wraz z Hermioną skupiły się na zdenerwowanej drużynie. Kilkakrotnie ktoś podniósł głos.

- O co chodzi? - spytała samą siebie Hermiona, wstając z miejsca.

Harry podleciał do dziewczyn na trybunach z tęgą miną.

- Brakuje nam zawodnika - oświadczył. - Potrzebujemy kogoś, bo zdyskwalifikują nas podczas meczu ze Slytherinem w następną sobotę.

- I gdzie wy kogoś znajdziecie? - zmartwiła się Granger.

Tymczasem w Harley Benson toczyła się cicha wojna. Nie chciała się rzucać w oczy, a jednak perspektywa powrotu na miotłę za bardzo kusiła. W dodatku mogła utrzeć nosa domowi Węża. Przełknęła ślinę i podniosła rękę jak na lekcji, a Granger i Potter spojrzeli na nią zaskoczeni.

- J-ja potrafię dobrze latać... - wyjąkała. Sama się o takie zawstydzenie nie posądzała, ale najwidoczniej pragnienie i miłość do miotły zwyciężyło wszelkie postanowienia i obietnice. - Mogę dołączyć.

Harry chwilę jej się przyglądał, po czym uśmiechnął szczerze.

- Świetnie. Wskakuj na miotłę i pokaż, co potrafisz.

Avada Kedavra ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz