Ostatni raz popatrzyła na twarze znajomych i ciotki, która jej skinęła na pożegnanie. Nie oczekiwała łzawego pożegnania, zwłaszcza po akcie czułości z jej strony na dworze Meyling. Nie podobało jej się to, że zostanie ukryta, gdy reszta będzie ryzykować, gdy Ron, Harry i Hermiona ruszą na poszukiwania horkruksów. Zdawała sobie jednak sprawę, że ta wojna nie dotyczyła wprost jej. Był to konflikt między Wybrańcem a jego Przeznaczeniem, który rozpoczął się bardzo dawno temu.
Stanęła w zielonych płomieniach i czuła przyjemne ciepło w brzuchu, gdy używała proszka fiuu, który miał przenieść ją do nowej kryjówki. Lynch, młoda aurorka o śniadej cerze i jasnych włosach uśmiechnęła się do niej pokrzepiająco, natomiast Fitzgerald, o dziwo, ją ignorował. Unikał jej spojrzenia jak ognia.
Pojawili się w kamiennym kominku przytulnego domku. Za oknem panowała noc, więc Alice założyła, że przenieśli się do zupełnie innej strefy czasowej. Jednak górzysty widok za oknem wcale nie zdradzał, gdzie konkretnie się znajdowała. Usiadła na turkusowej kanapie, z bólem stwierdzając, że jest niewygodna. Aurorzy przeszli po całym domu, szukając niebezpieczeństwa, a potem zaczęli odnawiać wcześniej narzucone zaklęcia ochronne.
- Na chwilę obecną jesteśmy tu bezpieczni - powiedziała znudzona Lynch, oglądając w dłoniach swoją różdżkę. Alice nie była pewna, czy kobieta mówi do niej, czy do swojego partnera. - Ivan, co ty robisz?
Alice popatrzyła na mężczyznę, który wyciągnął zza ciężkiej kurty małą butelkę i opróżnia ją bardzo szybko.
- Jak to co? - odezwał się w końcu, a głos wydał się Alice znajomy.
Nie potrafiła, jednak stwierdzić, gdzie go wcześniej słyszała. Fitzgerald należał do Zakonu, więc prawdopodobnie mógł brać udział w jej przesłuchaniu. Zmrużyła oczy, przyglądając się z odległości butelce.
- Leki biorę...
- Leki? Niby na co? Na szkorbut? - prychnęła złośliwie. Mężczyzna zarechotał sztucznie, a potem pokazał jej wulgarny gest.
- Na kaszel. Mam z nim problem.
Alice poczuła się senna, nie była potrzebna już tutaj, więc wstała z kanapy i udała się do sąsiedniego pokoju, nie zwracając uwagę na przytulny wystrój. Położyła się na łóżku, ale długo nie mogła zasnąć. Zaczęła drapać się po rękach, czując niemiłe swędzenie skóry. Chociaż tak naprawdę coś dokuczało jej pod skórą.
Żyły uwidoczniły się na jej ciele, chciała pisnąć, ale nie mogła. Krzyk zamarł na jej ustach. Przez chwilę przemknęło jej, że wpadła w paraliż senny, ale nic się wokół niej nie działa. Wstała z łóżka, a potem wszystko zalała oślepiająca biel. Nie wiedziała, co się dzieje. Przymknęła oczy, gdy poczuła na policzku powiew chłodnego wiatru. Otworzywszy oczy, doznała szoku.
Stał przed nią młody, przystojny mężczyzna o blond włosach do ramion. Nie uśmiechał się. Powaga gościła na jego bladej twarzy. Dłonie schował do kieszeni czarnego płaszcza.
- Kim jesteś? - powiedziała, nim się zastanowiła.
Nie wiedziała, gdzie jest, ani kim jest mężczyzna przed nią, a co ważniejsze, czy mógł zrobić jej krzywdę.
- Myślałem, że wraz z krwią Howletta, zyskałaś również jego wspomnienia - odparł aksamitnym głosem, aż Alice przeszły przyjemne dreszcze. - Cóż, nie można mieć wszystkiego - prychnął, szczerze rozbawiony, postępując kilka kroków w stronę dziewczyny. - Sam fakt, że masz w sobie krew feniksa wydaje się naprawdę kuriozalny.
Ten gość coraz bardziej jej się nie podobał. Nawiedzał ją w dziwnej próżni, znając tak istotny szczegół jej życia, jak los Howletta i to, co miała w sobie.
- Nie odpowiedziałeś mi...
- Czyżby? - Uniósł wysoko brew. - Możliwe. Naprawdę nie wiesz, kim jestem? - Pokręciła głową w odpowiedzi. - Rozumiem... Zatem, jestem... twoim panem. Może powinienem powiedzieć panem Howletta.
- Kłamca! Howlett należał do mojego ojca!
Mężczyzna zaśmiał się, kręcąc głową.
- Zabawne dziewczę. Jak myślisz, od kogo twój ojciec go dostał? Od swojego ojca, a on od swoich przodków. Mówi się, że gdy któryś z Dumbledore'ów potrzebuje pomocy, feniks zjawi się, by pomóc. W ten cudowny sposób Fawkes dostał się w ręce Albusa, jakim cudem w moje ręce dostał się jego brat? Sam tego nigdy nie odkryłem, czym zasłużyłem sobie na lojalność tego ptaszyska. Czy wiedziałaś, że jeśli rzucisz Avadę na feniksa, ten zmieni się w proch, by znów się z niego odrodzić?
- Co chcesz przez to powiedzieć? - Cofnęła się pod jego czujnym spojrzeniem.
- Naprawdę nie rozumiesz? Feniks nie mógł zginąć od takiego zaklęcia, zatem pytanie, jak jego krew mogła zostać przetłoczona do twojego ciała? - Zmrużył oczy, a Alice skrzywiła się.
Zboczeniec... - pomyślała z obrzydzeniem.
- Twój ojciec, Maghnus użył starego zaklęcia z dziedziny czarnej magii. Tylko w ten sposób było to możliwe. I to ja go tego nauczyłem.
- Byłeś krewnym mojego ojca?
- Byłem jego nauczycielem, chociaż faktycznie... jakieś powiązania rodzinne nas łączyły, chociaż nie bardzo zwracałem na to uwagę. Maghnus był potężnym czarodziejem, ale nie na tyle, bym się nim zainteresował. Przekazałem mu parę rad, a jak żył, tak skończył. Marnie.
- Nie obrażaj mojego ojca! - wrzasnęła. Chciała chwycić za różdżkę, ale jej nie miała przy sobie.
- Gdzieżbym śmiał - Podniósł ręce w geście poddania. - Bardziej interesujesz mnie ty... W rzeczywistości jestem dużo starszy, a mój czas dobiega końca.
- I chcesz mojej krwi, by przeżyć? - rzuciła oschle.
- Nie. Niedługo zjawi się u mnie ten, przed którym uciekasz, a wtedy odejdę. Przybyłem do ciebie, ponieważ bardzo chciałem poznać tę, która narodziła się z mojego ptaka. Tam, gdzie jestem plotki nie chodzą tłumami, ale kiedy któregoś dnia zjawił się u mnie Albus i powiedział o tobie... byłem zaintrygowany. I o to stoi przede mną, Alice Manson.
- Nie uwierzę, że jesteś tu, bo chciałeś mnie tylko poznać.
Mężczyzna zaśmiał się ponownie, irytując jeszcze bardziej Alice.
- Bystra jesteś. Rzeczywiście jestem tu z pewnym interesem. Jak wiesz... krew nie może dostać się w ręce Toma, tylko ja mam do niej prawo, ale jej nie chcę - westchnął, znudzony. - To, co masz w kieszeni.
Automatycznie wsadziła rękę do kieszeni bluzy, zaciskając palce na czarnej butelce.
- Wiesz, co to za eliksir, prawda? Jako wybryk natury, nie ma dla ciebie miejsca w świecie czarów. Niedługo i ty wpadniesz w jego ręce, a wtedy, nieważne, jak bardzo się boisz, wypij go i odejdź. To moja ostatnia prośba przed śmiercią, czy spełnisz ostatnią wolę starego czarodzieja? - Przełknęła głośno ślinę. - Nie pozwól, aby ofiara Howletta dla tak zwyczajnej istoty, jak ty, poszła na marne. Inaczej odnajdę cię i osobiście poddam torturom.
- Rzeczywiście musimy być spokrewnieni. Jesteś chamski.
- A ty pyskata - parsknął śmiechem. - Chcę cię też ostrzec. Uciekaj. Tam, gdzie się ukrywasz - zaczął się robić przeźroczysty - nie jesteś bezpieczna.
- Hej! Zaczekaj spokrewniony ze mną zboczeńcu!
Czarodziej ostatni raz na nią spojrzał.
- Kim jesteś?!
Zobaczyła jego uśmiech, a potem biel zastąpiła czerń. Nim się obudziła z transu, w który zapadła, usłyszała dwa słowa. Imię tajemniczego mężczyzny.
Gellert Grindelwald.
CZYTASZ
Avada Kedavra ✔
FanfictionTRWA POPRAWA BŁĘDÓW TRYLOGIA ZAKLĘĆ NIEWYBACZALNYCH - 1 tom ,,Gdy jedno zaklęcie odbierze ci wszystko, to jedno zaklęcie może ocalić ci życie''. Rodzina Manson, którą niegdyś łączyły bliskie relacje z rodem Blacków i Malfoy'ów pewnej nocy zos...