63. Plan Dumbledore'a

8K 625 204
                                    

Draco Malfoy długo czekał, aż Snape wyjdzie z jadalni, w której rozmawiał z Voldemortem. Bellatrix nie zachowała niczego dla siebie - powiedziała swemu Panu o Alice, że Snape znał jej tożsamość, pojawiła się wraz z Potterem i ponownie im umknęła. I choć stał w pobliżu, ale nadal poza zasięgiem Czarnego Pana, słyszał parę podniesionych głosów, na szczęście żaden nie należał do Voldemorta.

Niedługo potem Severus znalazł się w głównym holu, urządzonym w bardzo surowym stylu, niemal grobowym. Chłopak od razu ruszył za nim, by samemu odbyć z nim pogadankę. Dopiero, gdy znaleźli się na piętrze w pobliżu pokoju, Snape zatrzymał się, powoli odwracając w stronę chrześniaka. Zacisnął usta w wąską linię, obserwując zaciśnięte pięści młodzieńca.

- Chcesz czegoś, Draco? - zapytał od niechcenia. Doskonale wiedział, jakie uczucia w tej chwili targają chłopakiem. Jakie pytania go dręczą, ale nie zamierzał niczego mówić sam z siebie.

- Wiedziałeś... - warknął. - Wiedziałeś o Alice!

Snape mlasnął niezadowolony, a potem uchylił drzwi do pokoju Draco, wchodząc do niego jako pierwszy. Tamten wszedł za nim, z trzaskiem zamykając drzwi. Machnął różdżką rozpalając wszystkie światła w pokoju, byleby móc patrzeć na twarz Snape'a, kiedy ten będzie się tłumaczył - o ile dobrze pociągnie nauczyciela za język.

Pokój chłopaka charakteryzował się nagością i surowością; zielone ściany i ciemne panele ledwo co odżywiały pomieszczenie przy ciemnych meblach. W centrum stało podwójne łoże z czarną pościelą. Tylko dwie stojące fotografie w srebrnych ramkach ukazywały, że ktoś tu mieszkał.

Jedyną rzeczą, która rzucała się w oczy był wiszący szal Slytherinu wraz z plakatami i chorągiewkami drużyn quidditcha, którym Draco kibicował.

- Przez cały ten czas wiedziałeś, że Alice żyje, że Benson nią jest! I nic nie powiedziałeś?!

- Nie tym tonem, Draco - ostrzegł go. - O cudownym zmartwychwstaniu dziewczyny dowiedziałem się kilka dni przed tym, jak miałem ją sprowadzić do Hogwartu. Miałeś własną misję, nie miałem, zamiaru cię od niej odrywać, zwłaszcza, kiedy cię kryłem. Ta dziewczyna należy do twojej przeszłości. W tej obecnej chwili wybrałeś inną drogę niż ona, co czyni was wrogami.

- Gdybym wiedział...

- Czy gdybyś znał prawdę ośmieliłbyś się sprzeciwić ojcu i Czarnemu Panu? - Chłopak pobladł. - Otóż nie. Nadal się boisz, Draco.

- Przeklęta Gryfonka! Zrobiła ze mnie durnia! - wrzasnął, podchodząc do komody, na której stały dwa zdjęcia w srebrnych ramkach. - Jakże doskonale się musiała bawić... - zamilkł, przypominając sobie ich pierwsze spotkanie.

Był tak wtedy pochłonięty tym, co miał zrobić, że nie zwrócił uwagi na to, że zajęcia ze Snapem zaraz się zaczną. Mimo wszystko szedł spokojnym krokiem, aż ktoś, jak burza, wypadł zza rogu, wpadając na niego.

- Cholera... - jęknęła.

- Patrz jak chodzisz! Matka cię nie nauczyła, że się uważa? Głupia Gryfonka.

- Wybacz... nie zauważyłam cię. Bardzo się śpieszę na lekcję eliksirów. Czy wiesz, gdzie to jest?

- Może wiem, a może nie.

Przecież zobaczył ją wtedy! Całkowicie zdezorientowaną, jakby nie wiedziała, co się wokół niej dzieje. To podekscytowanie i jednoczesny strach na nowe doświadczenia czające się w jej oczach powinny wydać mu się znane, tym bardziej ten melodyjny, czasem chrapliwy głos, ale nie. Nie poznał jej.

,,Okropeczny!'' - Mimo wszystko, chociaż dawała mu dyskretne znaki, nie widział w nich Alice. To było nie do pomyślenia! Jak mógł chociaż pomyśleć, że Harley to Alice, skoro widział, jak jej trumna opada na dno wykopanego dołu. Z jakiegoś powodu rodzina Manson nigdy nie zbudowała własnych katakumb.

Zignorował obecność chrzestnego i oparł się rękoma o komodę, wpatrując w pierwszą ruchomą fotografię: stał na niej wraz z młodą Alice, trzymając razem miotłę. Pamiętał, jak tamtego dnia pierwszy raz wzbili się razem w powietrze, a potem Alice stwierdziła, że chce sama pilotować, przez co spadli, nieźle się kalecząc przy tym, mimo wszystko byli wtedy bardzo roześmiani.

Płakała... tamtego dnia, pamiętał, że Harley Benson płakała w noc wigilijną, kiedy otworzył się przed nią i pokazywał stare blizny.

,,Kochałeś ją?'' - zapytała.

,,Spokojnie... Jestem tutaj... Nie musisz więcej męczyć się sam... Draco... Ja naprawdę jestem tutaj, z tobą'' - kto wtedy mówił te słowa? Harley czy Alice?

Wbił paznokcie w mebel, zaciskając mocniej zęby, a potem zwinnym ruchem zrzucił obie ramki, które upadły z hukiem. Dźwięk tłuczonego szkła nie zrobił na Snape'ie żadnego wrażenia. Wywrócił oczami, chociaż zdawał sobie sprawę, co mógł czuć Ślizgon.

- Tańczyłem, jak mi grała przez cały ten czas... Nienawidzę jej. Po tylu latach... - warczał wściekle - naprawdę, ale to szczerze, nienawidzę Alice Manson!

Snape podszedł bliżej młodzieńca i położył mu rękę na ramieniu. Odegrał swoją rolę idealnie, ale teraz byli tu sami. Ktoś mógł ich podsłuchiwać, dlatego nie pozwolił sobie nic powiedzieć. Ścisnął mocniej ramię Draco, dodając mu tym otuchy, chociaż wychodziło mu to nieporadnie.

- Mnie nie oszukasz, Draco - powiedział spokojnie. - Tak naprawdę cieszysz się, jak małe dziecko, że przeżyła i wróciła.

- Ty wiedziałeś przez cały ten czas.

Przemilczał tę uwagę.

*****

Alice miała dość bezczynnego leżenia w skrzydle szpitalnym, w którym położyła ją pani Pomfrey po wyleczeniu wszelkich dolegliwości. Wstała z łóżka i wyszła na pusty korytarz. Miała wrażenie, że nawet duchy uciekły z Hogwartu, lecz tak naprawdę każdy zajął się swoimi sprawami lub w ciszy łkał, rozmyślając nad wszystkim, co miało tu miejsce.

Nogi zaniosły ją do gabinetu Dumbledore'a, gdzie przebywali członkowie Zakonu Feniksa, a także trójka znanych jej Gryfonów. Dyrektor uśmiechnął się na widok dziewczyny, przerywając wypowiedź. W gabinecie zapadła absolutna cisza.

- Alice, jak dobrze, że zaszczyciłaś nas swoją obecnością... Zajmij, proszę, miejsce.

Nikt nie wydawał się być zakłopotany obecnością Albusa, który jeszcze niedawno miał mieć swój pogrzeb. Każdy musiał być zadowolony z takiego obrotu spraw, że ich przywódca, najpotężniejszy czarodziej na świecie, żyje i poprowadzi ich we właściwym kierunku - ku zwycięstwu.

Alice usiadła obok Rona, który podpierał brodę na ręce, znudzony typowymi sprawami Zakonu.

- A kto umarł, ten nie żyje - mruknął.

W innym wypadku może Harry czy Alice parsknęliby śmiechem, ale teraz posłali mu jedynie rozzłoszczone spojrzenie.

- Tak jak mówiłem - dobiegł ich głos dyrektora. - Harry zajmie się horkruksami , jestem przekonany, że panna Granger i pan Weasley będą mu towarzyszyć. Co się tyczy panny Manson...

Wzrok wszystkich skierował się na Alice, która nadal była blada po sporym ubytku krwi, a jednak wbijała twarde spojrzenie w starszą twarz bez cienia zmęczenia. W końcu miała się dowiedzieć, jakie plany względem niej miał Zakon.

- Zostanie przeniesiona do tymczasowej kryjówki. Będą jej towarzyszyć aurorzy Lynch i Fitzgerald.

A więc przenosiny - pomyślała gotowa na wszystko, co teraz jej na nowo odzyskane życie przyniesie.


Avada Kedavra ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz