8. Nowy zawodnik Gryffindoru

11.6K 806 266
                                    

Harley szybko pożałowała swej decyzji. Dawno nie latała i w ogóle nie mogła wyczuć miotły, którą dostała od ciotki. Niektórzy Gryfoni nie wierzyli w to, co widzieli. Sama się zaoferowała, a grała gorzej niż pierwszoklasista. Neville lepszymi umiejętnościami popisał się w pierwszej klasie. Miotła Harley jak obrażona zrzuciła ją.

Leżąc na plecach patrzyła na wciąż latającego Pottera. Nie mogła... tu nie chodziło o umiejętności, ale strach. Wyszła ze swej nowej roli i dała do głosu Alice, która kochała latać. Ta szkoła tak na nią działała. Poruszała śpiące demony przeszłości. To był fatalny pomysł.

- Harley, w porządku?! - zawołał Wybraniec, nieco zniżając swój lot. Dziewczyna pomachała mu.

Mogła im pokazać swój popisowy manewr, a jednak strach ją paraliżował. To tak, jakby robienie tego, co lubiła Alice, miało pokazać wszystkim, kim jest. A przecież nie miała tego na czole.

- I tyle jeśli chodzi o nowego zawodnika. Harry, to się nie uda. Lepiej wziąć już Neville'a - obruszył się Weasley.

Kpina ze strony tego rudzielca działała lepiej niż zimny prysznic. Zrobiła się czerwona, jak barwy Gryffindoru, wstała, zaciskając mocno dłoń na miotle. Tak mocno, że pobielały jej knykcie. Usiadła z powrotem na niej i wzbiła się wysoko. Ciągle była niepewna, ale nie mogła dać satysfakcji rudemu. Właśnie opracowała postać ,,Harley". Wiedziała kim będzie. Silna, nieugięta.

Taka, jaka powinna być Alice. Taka, jaka Alice by była, gdyby miała okazję dorosnąć. Umarła młodo.

Raz Weasley'owi śmierć, powiedziała sobie i poszybowała w stronę bramek. Unikała zgrabnie tłuczków, niekiedy ledwo je muskając. Czasem tak mało brakowało... Nie była wybitnym graczem, ale dawała radę. Jedną cechą, a jednocześnie zaletą mogła się poszczycić.

Sokoli wzrok.

Gdy przyszło jej rzucać kaflem do bramki, trafiała. Miała doskonałego cela.

- Mówiłeś coś, rudy? - syknęła, a Ron tylko wzruszył ramionami.

- Trzeba było tak od razu. - Uśmiechnął się.

Harley westchnęła ciężko i również uniosła kąciki ust. Popatrzyła na Harry'ego, który powoli się zbliżał.

- Witaj w drużynie. W sobotę gramy z Slytherinem - oznajmił dumnie, jakby już był pewny wygranej. Dziewczyna była pewna, że to będzie ciężki tydzień, by nauczyć się imion kolegów z drużyny oraz ich zagrywek i strategii.

*****

Następnego dnia padało. Pierwszą lekcją było zielarstwo, dlatego zaraz po śniadaniu zaczęła iść w stronę szklarni. Dzięki Nickowi szybko się tam znalazła, bez wychodzenia na ulewę. Niektórzy woleli iść na około, w deszcz. Przywitała się z Hermioną oraz pozostałą dwójką Gryfonów. Po chwili do środka weszło dwoje Ślizgonów, ale czegoś im brakowało. A raczej kogoś. Zabini spojrzał na nią obojętnie, nie czując żadnego obrzydzenia, w przeciwieństwie do swej ciemnowłosej towarzyszki, zabijającej wzrokiem, prawie jak Bazyliszek.

Nie było Malfoy'a. Wiadomość, że to był jej przyjaciel z dzieciństwa ciągle do niej nie docierała. Taka zmiana.

Na następnej lekcji również nie było chłopaka. I na kolejnej. Eliksiry z proferosem Slughornem były idealnym kontrastem lekcji z księciem ciemności. Bez stresu, na wesoło. Pod koniec zajęć jednak Snape się pojawił.

- Przypominam, że wasze zaliczenie mija za trzy dni, a nikt poza panną Granger nie oddał pracy.

Wszyscy się spakowali i zaczęli wychodzić, nagle Snape złapał Harley za ramię i przyciągnął bliżej siebie, pozwalając reszcie uczniów opuścić klasę w lochach. Dziewczyna popatrzyła zaskoczona na nauczyciela. Chodziło o pracę z Draconem? Nie. Slughorn udawał, że go tu nie ma, sprzątając kilka fiolek z biurka.

- Dzisiaj o dwudziestej pierwszej tutaj. - I puścił ją, a jego silny głos odbijał się długo w jej głowie. Umówiona z nauczycielem, jakkolwiek to brzmiało.

Szła przez korytarz na czwartym piętrze, gdy zauważyła Zabini'ego i Parkinson. Podeszła do nich, zagradzając im drogę, co wyglądało kosmicznie, biorąc pod uwagę fakt, że Diabeł był od niej znacznie wyższy. Pansy zresztą też. O jakieś pięć centymetrów.

- Czego chcesz? - zapytała nieuprzejmie.

- Gdzie Malfoy?

- Nie twój interes - odpowiedziała Śluzgonka, której iskry tryskały z oczu. Nie przepadała za Harley z byle powodu. Nie chodziło tylko o to, że była Gryfonką, znaczy to była główna przyczyna, ale czarę goryczy przelał fakt, że Benson wraz z Malfoy'em pracować.

Zabini położył dłoń na ramieniu dziewczyny i patrzył spokojnym, ale niecierpliwym wzrokiem.

- Smoka nie ma obecnie w Hogwarcie.

Harley przewróciła oczami. Tyle sama wiedziała. Albo to albo chłopak był chory. Akurat... Zignorowała dziwną ksywkę Malfoy'a, choć szczerze ją bawiła.

- Zauważyłam. Gdzie on jest? Trzy dni. Tyle do pracy z Eliksirów, mógłby ruszyć dupę i pomóc - warknęła, a Pansy zrobiła się czerwona.

Blaise Zabini dla świętego spokoju oraz by Draconowi się nie oberwało, wziął głęboki oddech i powiedział:

- Smok jest na cmentarzu, ale nie pamiętam nazwy i miejsca.

Pansy pobladła, słysząc przyjaciela. Tak łatwo wydał Smoka. Nie docierało to do niej. Posłała mu mordercze spojrzenie, co Harley odebrała jako potwierdzenie słów ciemnoskórego chłopaka. Na cmentarzu... zamyśliła się. Próbowała przypomnieć sobie, jaki był dziś dzień. Jednak pamięć ją zawodziła. Pokręciła głową.

- Czy coś się stało? - spytała, udając przejętą.

- Słuchaj, Gryfonko, prywatne sprawy Draco nie są twoimi sprawami, więc odwal się, kapujesz? - Piekliła się Parkinson.

Jednak to pytanie było skierowane do Diabła, który wydawał się bardziej skory do rozmowy. Chciała poznać powód, dla którego jej przyjaciel z dzieciństwa nie przejmuje się zaliczeniem dla Snape'a. Może poznałaby przyczynę jego zachowania. Wpatrywała się w ciemne oczy Ślizgona, ale on milczał. Była pewna, że łatwo nie zdradzi przyjaciela, bo nim chyba dla niego był. Crabb i Goyle to były typowe małpy jako obstawa.

Musiała jakoś go podejść. Może ktoś z krewnych zmarł i po prostu udał się na pogrzeb? Jakaś rocznica? Nagle ona pobladła. Popatrzyła to na Parkinson to na Zabini'ego.

- Który dzisiaj?

- Piętnasty listopada.

Teraz Harley wydawała się być blada niczym duchy, które właśnie ich minęły.

- Proszę, powiedzcie, co się takiego stało, że Malfoy nie może zająć się zaliczeniem - wyjąkała.

- Słyszałaś o masakrze na dworze Meyling? - Skinęła głową. - Rodzina Malfoy'ów była blisko z rodziną Manson.

- Zabini, Smok cię zabije!

- Dziś jest rocznica śmierci przyjaciółki Draco. Co roku idzie zanieść kwiaty. Siedzi tam cały dzień dlatego nie czatuj na niego, bo wróci jutro. Przykro mi z powodu pracy, ale zrozum, że to był dla niego cios - mówił, nie zwracając uwagi na wściekłą Pansy. - Zresztą Alice Manson była i naszą przyjaciółką.

Pansy przestała bić go po ramieniu. Smutno wpatrywała się w pustą przestrzeń. Harley - Alice nie pamiętała tego.

- Widywaliśmy się rzadko - dodała. - Ale to miało się zmienić, gdy rozpoczął się nasz rok w Hogwarcie. Nie udało się, bo zginęła. I to zmieniło Draco. Przez tą stratę stał się taki, jaki teraz... nie przywiązuje się do nikogo, jest zimny.

- Alice Manson...

Pamiętał ją. Cierpiał i tęsknił za nią. Przez nią stał się dupkiem.

- Dziękuję za waszą szczerość.

- Ciesz się! Ale masz być cicho, nikomu nie mów, co ci powiedzieliśmy. Zrobiliśmy to dla Alice. Ona byłaby dla ciebie miła i powiedziała wszystko. Zawsze taka była.

Zawsze taka byłam, przyznała.

I postanowiła, że w jeden sposób odciąży Malfoy'a. Jeden problem z głowy. Jedna ulga...

Avada Kedavra ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz