Voldemort okrążył Alice niczym drapieżnik, szykujący się do ataku. Nie potrafiła spokojnie oddychać, każdy głębszy oddech kosztował ją mnóstwo wysiłku. Odnosiła wrażenie, że te oczy przeszywają ją na wskroś, widząc wszelkie myśli i emocje. Osaczona. Tak się czuła. Stała przed najpotężniejszym czarodziejem, którego każdy obawiał się wymówić imię. A wokół nich czaili się pozostali Śmierciożercy.
Ktoś podszedł do niej i położył rękę na ramieniu, a potem poprowadził w stronę jadalni, gdzie zwykle odbywały się spotkania. Dziewczyna ze zgrozą stwierdziła, że jest prowadzona przez samego Voldemorta. Starała się patrzeć przed siebie, czując narastającą potrzebę, by włożyć rękę do kieszeni bluzy. Usłyszała szelest ciemnych szat czarodzieja, który stanął ponownie przed nią.
- Moi drodzy, przyjaciele - przemówił głębokim głosem, a jednocześnie tak lodowatym, że Alice przeszły dreszcze. - O to jest przed nami Alice Manson...
Do jadalni wciąż wchodziło coraz więcej Śmierciożerców. Serce Alice zabiło mocniej, gdy tuż za Narcyzą stanął teraz Draco raz Snape. Ci, którzy skrzywdzili ją najbardziej - obserwowali ją ze stoickim spokojem. Chociaż przez twarz chłopaka przemknął cień niedowierzania i czegoś, co przypominała ból, ale Alice tego już nie zauważyła.
- Zapewne wielu z was jest bardzo ciekawych, dlaczegóż to właśnie tej dziewczyny poszukiwałem tyle lat, dlaczego byłem gotów na wasze poświęcenie. - Alice kątem oka dostrzegła, że w bladej dłoni Czarnego Pana znajduje się różdżka. - Otóż, zasłużyliście na wyjaśnienie. - Koniec różdżki przesunął się wzdłuż jej ramienia, a żołądek zacieśnił się w supełek. - Zapewne wielu z was wie, jak działają magiczne łzy feniksa, i jak trudne je uzyskać... Ale oto efekt czarnej magii, dziecko posiadające krew feniksa, zdolną do uleczenia każdego urazu, a nawet do pokonania śmierci.
Wśród Śmierciożerców przeszedł szmer aprobaty, każdy zadowolony z widoku fontanny życia dla swego Pana w postaci Alice. Lucjusz Malfoy odsunął się od żony i stanął tuż obok nastolatki, padając na kolana przed Voldemortem.
- Panie... - przemówił błagalnie.
- Zawiodłeś mnie, Lucjuszu, ale wiedz, że pomyłka z tamtego dnia zostaje ci wybaczona. - Alice posłała mu mordercze spojrzenie, wyobrażając sobie, jakim torturom go poddaje za to, co zrobił jej rodzinie. - Ach, cóż to za spojrzenie, droga Alice? Chcesz go zabić?
Lucjusz podniósł wzrok na swego Pana z obawą, nie rozumiejąc do czego zmierza. Zerknął też na więźnia.
- Całkiem to zrozumiałe... ktoś, kto udawał przyjaciela twej rodziny, pokazał, komu jest naprawdę lojalny. Teraz, gdy w końcu wpadłaś w moje ręce - przebiegł wzrokiem po zgromadzonym tłumie - dołącz do mnie i wypełnij swe przeznaczenie.
Chciała zaprotestować, ale głos ugrzązł jej w gardle. Nie potrafiła nawet jęknąć. Mroczna aura panująca w pomieszczeniu przytłaczała ją. Spuściła wzrok, wpatrując się w swoje buty. Nie ucieknie... to był jej koniec.
- Zatem, Alice... dokończmy to, co zaczęliśmy dawno temu. Oddaj mi swoją krew.
- Panie! - zawołał ktoś w tłumie. - Pozwól mi to zrobić! Natnę cienko i...
- Nie! Avada Kedavra! - zagrzmiał wściekle Voldemort, aż Alice się skuliła w sobie. Czarodziej poleciał wprost na ścianę. - Ona jest moja! Nikt jej nie tknie! Poza tym... - dodał już nieco spokojniej - krew, aby mogła zadziałać, musi zostać dobrowolnie oddana.
Alice podniosła wzrok na tę straszną twarz, widząc w tym swoją szansę. Nikt nie mógł jej tknąć, nie mogli poddać ją torturom, a tym bardziej zabić. Zwłaszcza, że musiała oddać z własnej woli krew, nie zamierzała tego uczynić.
![](https://img.wattpad.com/cover/87774503-288-k417764.jpg)
CZYTASZ
Avada Kedavra ✔
FanficTRWA POPRAWA BŁĘDÓW TRYLOGIA ZAKLĘĆ NIEWYBACZALNYCH - 1 tom ,,Gdy jedno zaklęcie odbierze ci wszystko, to jedno zaklęcie może ocalić ci życie''. Rodzina Manson, którą niegdyś łączyły bliskie relacje z rodem Blacków i Malfoy'ów pewnej nocy zos...