22. Umowa

9.7K 775 85
                                    

Drzwi prowadzące do sali eliksirów trzasnęły z hukiem, że zapewne wszystkie duchy obecnie tam przesiadujące, usłyszały to. Harley, odprowadzona karcącym spojrzeniem nauczyciela, zajęła miejsce na jednym ze stołków przy stole. Snape szybko dopadł do swojego stanowiska i przejrzał jeszcze szybciej jakąś księgę, a potem ponownie skupił się na Gryfonce.

- Czyś ty kompletnie zgłupiała?!- uniósł się Snape, opierając ręce po obu jej stronach. Pochylający się nad nią nauczyciel wydawał się być jeszcze bardziej nieobliczalny i niebezpieczny.- Czy ty rozumiesz, jak ważne jest, by utrzymać twoje istnienie w tajemnicy?

Istnienie, nie życie. Dla Zakonu była tylko obiektem zawierającym wszelakie tajemnice, które dopiero mieli odkryć- o ile im na to pozwoli. Przełknęła głośno ślinę, a Severus odsunął się, zwiększając odległość między nimi.

- Co chciałaś w ten sposób osiągnąć? Dracon jest osobą, która stanowi dla ciebie największe zagrożenie. Znał doskonale Alice Manson, jeśli odkryje twój sekret, wszyscy poniesiemy tego konsekwencje. Zachciało ci się na wspominki, chciałaś być blisko niego, ale jest to rzecz, na którą nie możesz sobie pozwolić. Tylko ja dzielę cię od tego, by Dumbledore nie wyrzucił cię ze szkoły- wysyczał niczym wąż- Parkinson już wie, bo zbyt się odsłoniłaś! Najwidoczniej Weasley i Potter zarazili cię głupotą, nic kompletnie nic, nie używasz swojego mózgu, Benson!

- Nie musi profesor tak na mnie krzyczeć...- wymamrotała cicho, ale na jej nieszczęście, usłyszał ją.

Profesor podszedł do niej, jeszcze bliżej niż wcześniej. Chwycił palcami jej podbródek i podniósł do góry, by móc spojrzeć w jej wystraszone oczy. Twarz Snape'a wykrzywiła się w okropnym grymasie, który miał być chyba sarkastycznym uśmiechem.

- Nic nie rozumiesz...

A jednak w tej chwili... spojrzenie nauczyciela ją tchnęło. Zrozumiała dziwną rzecz. Snape nie obawiał się Dumbledore'a ani Zakonu, nie przejmował się konsekwencjami milczenia. Za tym wszystkim kryło się jeszcze coś. Raz ukradkiem podsłuchała rozmowę Pottera i jego przyjaciół.

Nie interesowała ją tożsamość jakiegoś księcia, ale to, co usłyszała innym razem... Snape był Śmierciożercą, służył Voldemortowi, a teraz był po stronie dobra, czasem szpiegując Śmierciożerców. Obawiał się gniewu Czarnego Pana.

- Pan wie- odezwała się niespokojnie, jeszcze bardziej blednąc- pan wie, czego oni szukali w moim domu...

Mężczyzna poprawił poły czarnej szaty, która zawirowała w powietrzu przy jego gwałtownym obrocie w drugą stronę. Nie spojrzał na nią, a ona obawiała się cokolwiek powiedzieć, ale trafiła w sedno tej sprawy. Severus rozmasowywał sobie skronie.

- Możemy sobie wzajemnie pomóc- ponownie zabrała głos, więc Snape spojrzał na nią spod przymrużonych powiek.- Wiem, że profesor Dumbledor wymusza na panu jakieś szczegóły, cokolwiek, by mieć pewność, że śledztwo idzie dalej.

- Do rzeczy, Benson.

- Pan chce wiedzę, tak samo jak ja. Możemy sobie pomóc. Ja powiem panu kilka szczegółów, by tymczasowo zadowolić dyrektora, a pan powie mi... czego... oni szukali. Dlaczego to wszystko musiało się tak potoczyć?

Sprytnie, pomyślał Severus. To była dość kusząca propozycja, na którą jednak nie mógł przystanąć. Nie mógł pozwolić, aby ta smarkula myślała, że ma go w garści, że jest zależny od niej. Z drugiej strony mur wybudowany w jej umyśle, chroniący przed wydobyciem się wspomnień z tamtego dnia, wydawał się pozostać niezniszczalny.

Nie miał ochoty na walkę z wiatrakami, a Dumbledore nie przestanie każdego ranka pytać o postępy. Skrzyżował ręce na piersi i zastanowił się dłuższą chwilę, chociaż decyzję podjął niemal od razu. Zgodzi się, ale do tego powinien trzymać dalej Dracona od tej dziewczyny. On był zagrożeniem dla niej, a ona dla niego i jego misji, od której zależało jego życie.

- W porządku- sapnął cierpko- uznajmy, że się na to godzę, ale ty pierwsza zdradzisz mi to, co wiesz.

- Najpierw niech mi pan jeszcze odpowie na jedno pytanie.- Przerwała mu. Snape uniósł brew. - Czy... Lucjusz Malfoy jest w Azkabanie, ponieważ służy Temu-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać... to znaczy, że on jest... Śmierciożercą?

Snape zaklął w myślach błyskotliwy umysł Benson. Szybko łączyła fakty i wyciągała, o dziwo, trafne wnioski, sprawiające, że wszystko wydawało się coraz bardziej niebezpieczne. Nie odpowiedział jednak.

- Pamiętam pana... z tamtej wigilii rodzinnej dawno temu. Nie był pan zbyt wylewny i radosny, jak na tamten czas, ale był pan bliski rodzinie Malfoy'ów, więc zapewne pan wiedział, że Lucjusz Malfoy był Strażnikiem Tajemnicy mojej rodziny.

- Podsłuchiwanie to bardzo niepoprawna cecha.

- Sami byście mi nic nie powiedzieli. Ciotka uważa, że to on zdradził moją rodzinę, obszedł zaklęcia ochronne, ale to nieprawda.

Snape wyprostował się, jak struna na te słowa.

- Nie? A jakąż to prawdę skrywa twój umysł?

- To nie on zdradził.

- Zatem kto?

Harley wbiła paznokcie w skórę, przygryzając nerwowo wargę. Jedno słowo- jedno imię. Winowajca i osoba, która zmieniła życie małej dziewczynki. Profesor Eliksirów zauważył, że prawdę dziewczyna mieli nieudolnie w ustach, walczy sama ze sobą, by wypuścić słowa za mur. Przewrócił oczami, mocno zniecierpliwiony.

W takim razie, rozegra to inaczej.

- Śmierciożercy poszukiwali twej rodzinny od kilkunastu lat, ponieważ Lord Voldemort- Dziewczyna skrzywiła się na to mroczne, mrożące krew w żyłach, imię- chciał zdobyć coś, co znajdowało się na terenie waszej posiadłości. Może źle się wyraziłem. Nie coś, a raczej kogoś. Ich zadaniem było porwać, ale całą i zdrową Alice Manson. Za niepowodzenie ukarał każdego, kto zawiódł, a przeżył tylko jeden nieudacznik, gdyż cała reszta zginęła trafiona zaklęciem niewybaczalnym Avada Kedavra. Zakon nie odnalazł osoby, która cię ocaliła, chociaż podczas jednej z naszych rozmów powiedziałaś, że uratowałaś siebie sama, a to oznaczało...

Avada Kedavra.

Harley wytrzeszczyła oczy, przez jej ciało przechodziła salwa nieprzyjemnych dreszczy, zaparła się stopami na krześle, by zaraz nie runąć na ziemię. Szukali jej. Chcieli jej. Przez nią to się stało, przez nią wszyscy zginęli. To była jej... nie, to nie winna Alice, to była...

- Dlaczego chcieli mnie?

- Powiedziałem dość dużo, czyż nie jest twoja kolej, by zdradzić jakiś sekret z tamtego dnia? Kto zabił Śmierciożerców? Kto zdradził? Konkrety!

- Ja!- krzyknęła, a potem poczuła, jak traci oddech.

Po jej policzkach płynęły łzy, była cała czerwona z zażenowania, wstydu i gniewu.

- Ty...?

- Ja ich zabiłam... Tych Śmierciożerców... Rzuciłam zaklęcie niewybaczalne różdżką mojej siostry, kiedy... zdrajca chciał dobić mnie.

Jej nie!

- Ktoś się wtedy pojawił i kazał mnie nie ruszać... Wystraszyłam się zamieszaniem, wszystko wydarzyło się tak szybko- mówiła prędko, łapiąc się za głowę, chcąc wyrzucić z głowy te straszne obrazy.- Zabrałam różdżkę mojej... martwej siostry i krzyknęłam to, co ostatnio usłyszałam. Zielone światło błysnęło i gdy się obudziłam był już tam Zakon... resztę znacie... Ja... broniłam się.

Twarz Snape'a nie wyrażała emocji, a zeznania dziewczyny nie wywarły na nim większego znaczenia. Uśmiechnął się szorstko i powiedział tylko:

- Dobry początek, Benson.


Avada Kedavra ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz