***Melanie's POV
- Luke, mówiłam, żebyś nie przychodził. - jęknęłam zrezygnowana ponownie opadając na łóżko dzisiejszego dnia.
Nie czułam się najlepiej, nie mówię już o bólu brzucha, a o przeziębieniu. Chusteczki kończyły się tak szybko jak Dominic Toretto wygrywał wyścigi. Westchnęłam odgarniając pozostałości od miękkich tkanin z łóżka, żeby blondyn miał gdzie usiąść. Aktualnie cały mój pokój wyłożony był chusteczkami, miałam okropny bałagan i ostatnie czego chciałam to wizyta wysokiego chłopaka.
- Martwiłem się, nie odpisywałaś. - wzruszył ramionami przyglądając mi się.
Mam lustro w pokoju i, okej, wiem jak wyglądałam. Moje oczy były lekko podpuchnięte i zaczerwienione, nie raz wstawałam w nocy aby wydmuchać nos co było okropnie męczące. Moje usta, które musiałam mieć w tej chwili ciągle otwarte aby oddychać bez zakłóceń, że tak to ujmę, były okropnie suche. Tak, były spierzchnięte i niemiłym widokiem dla oczu. Miałam ochotę odgryźć sobie wysuszone naskórki ale wizyta Hemmingsa pokrzyżowała mi plany, może i nawet lepiej. Miałam na sobie trochę za duże, czarne dresy i szary top, bo temperatura w moim pokoju wariowała. A raczej ja, bo raz miałam ochotę ubrać się w kurtkę zimową i skoczyć pod pościel trzęsąc się z zimna, za to drugim razem ubrałabym się w sam strój kąpielowy i na dodatek związałabym włosy chcąc choć trochę nie spalić się z gorąca.
- Myślisz, że jestem w stanie ci odpisać? - spytałam z lekką chrypą w głosie na co odchrząknęłam.
Sięgnęłam w ręką w dół, aby wziąć wodę, bo okej, zaczynała się Sahara. Oddychałam głęboko co chwilę biorąc łyka z butelki.
- Nie lepiej byłoby się nią oblać? - spytał ignorując moją wcześniejszą wypowiedź, a wskazując na plastik w mojej ręce.
Spojrzałam na niego ze zmarszczonymi brwiami próbując go zrozumieć, jednak poddałam się po zaledwie dwudziestu sekundach wpatrywania się w te cholerne niebieskie oczy. Czując, że z moim nosem ponownie dzieją się złe rzeczy wyprostowałam się do pozycji siedzącej w poszukiwaniu chusteczek. Każde opakowanie było puste, a ich zawartość zapełniała kosz po brzegi. Nawet i więcej, bo niektóre z nich znajdowały się poza nim, z czego było mi okropnie wstyd. Nie chciałabym wejść do czyjegoś pokoju gdzie roiło się od twoich...
Nie, po prostu nie.
A więc doznałam uczucia radości, gdy zobaczyłam na końcu pokoju pudełko z chusteczkami. Na mojej twarzy pojawił się wielki banan kiedy podbiegłam do biurka. Sięgnęłam po mojego wybawce i usiadłam na łóżku wpatrując się w Luke'a. Zagryzłam poliki od środka, czekając aż się odwróci bądź po prostu wyjdzie, ale nic takiego nie nastąpiło.
- Coś się stało? - spytał zdezorientowany blondyn na co uniosłam brwi.
- Czy coś się stało? - powtórzyłam robiąc głębokie wdechy, bo uh, miałam wrażenie, że za chwilę się roztopie. - Przyszedłeś do mojego domu pomimo że kategorycznie ci tego zabroniłam. Nie oszukujmy się, wyglądam jak siódme nieszczęście i zamiast oszczędzić mi wstydu i po prostu wyjść, dać wydmuchać nos w spokoju, ty siedzisz i wypalasz dziurę we mnie swoim wzrokiem. Nie chcę wydmuchiwać nosa przy ładnym chłopaku, okej?
- Słucham? - on również uniósł brwi cicho się śmiejąc. - Czy ty właśnie powiedziałaś, że jestem ładny?
- Luke, nie o to chodziło...
- Jestem przystojny. - uśmiechnął się unosząc podbródek na co przewróciłam oczami. Widząc moją reakcję, nachylił się lekko, przeczesując swoje włosy palcami. - Hej, choroba to chyba normalna rzecz, co nie? Możesz wydmuchać nos bo uwierz, byłem przy tobie w gorszych sytuacjach.
CZYTASZ
Hetemmo|l.h.
RandomMelnon: nahh, nie zasnę dzisiaj. O której idziesz spać? Hetemmo: o 3 Melnon: to dobrze, będziesz ze mną pisać bo wszyscy mają mnie już dość Hetemmo: 23*