W domu znalazłam się około godziny 14, kiedy Luke postanowił mnie odprowadzić. Byłam tutaj już od dłuższego czasu, w którym zdołałam mniej więcej odrobić lekcje, aby nie móc robić tego później. Poza tym, ciocia mnie o to poprosiła, a że nie będzie mnie w domu już od godziny osiemnastej, postanowiłam spełnić jej prośbę. Nocowanie u Mirandy zaczynało się właśnie o tej godzinie, a ja nie zamierzałam się spóźnić. Poza tym, miałam najpierw podejść pod Taylor, która uznała, że jej tata bez problemu mógłby nas podwieźć.
Osobiście zazdrościłam jej tak dobrych kontaktów z rodzicami. Moi byli na drugim końcu świata i ograniczyli swój kontakt kiedy dowiedzieli się, że chce zostać tutaj w Ameryce niż przeprowadzić się z nimi do innego kraju. Po prostu chodzi o moją decyzje, która nie bardzo przypadła im do gustu, w przeciwieństwie do Ryana, do którego dzwonią trzy razy w tygodniu i pytają co u niego. To moja decyzja no i nie za bardzo mam ich za co przepraszać. Przeprowadzka do innego miasta jest ciężka, zwłaszcza jeśli w aktualnym miejscu zamieszkania masz przyjaciół, których naprawdę nie chciałbyś opuszczać. No i niestety tego rodzice nie potrafili zrozumieć.
W każdym bądź razie tata Taylor był jak najbardziej w porządku. Słysząc przekleństwo abo inne „niegrzeczne" słowo nie gniewał się ani nas nie upominał. Sam z chęcią z nami rozmawiał o dosłownie wszystkim. Miał poczucie humoru i był po prostu... wyluzowany.
Obejrzałam kawałek filmu, który leciał w telewizji do momentu, aż dzwonek w telefonie nie powiadomił mnie o wyjściu. Często nastawiałam sobie budziki, w innym razie dawno zapomniałabym co mam zrobić, albo jak w tym przypadku - mogłabym się spóźnić. Haward się uparła, że mnie pomaluje więc nie miałam nic innego do roboty niż zjawienie się w jej domu przed czasem.
Pożegnałam się z ciocią, która kazała mi uważać na siebie i dzwonić, jakby coś się działo. Pomachałam jej posyłając lekki uśmiech i kierując się do domu przyjaciółki.
- Mc Donald Quenn. - usłyszałam piskliwy głosik, który wyraźnie z czegoś drwił. - Błagam cie, ta bluza już na początku była żałosna.
- Przecież to bluza Luke'a.
- Tak, no i? Oddał ją Melanie, więc automatycznie stała się żałosna. - uniosłam brwi nie mogąc się powstrzymać od dalszego nasłuchwianiu tej rozmowy.
- Okej? Więc co zamierzasz zrobić? - zapytał znajomy głos, jednak nie na tyle abym mogła go rozpoznać. Jedyne co mogłam rozszyfrować to to, że rozmawiał z Jessicą.
- Jeszcze nie wiem, na razie dam jej spokój. Ona naprawdę wszystko wyolbrzymia, zamiast po prostu dać mi to, czego chce. - Dzisiaj jest to całe nocowanie u Mirandy, prawda? Niestety nie zostałam zaproszona, więc uważam, że trzeba to zmie...
- Nie zostałaś zaproszona bo nikt cie tam nie chce. - warknęłam nie wytrzymując dłuższej ciszy. - Nie dasz mi spokoju na razie, tylko na zawsze. - poprawiłam mierząc wzrokiem jej krwistoczerwoną sukienkę, która jak zwykle na mój gust była przykrótka.
- Melanie, tutaj? Nie masz prawa tak mówić, poza tym, czy ty nas podsłuchiwałaś? - szybko zmieniła temat udając oburzoną.
- Posłuchaj, Jessica. Nie zawracaj mi głowy, bo jak już mogłaś zdążyć zauważyć twoje pomysły nie bardzo ci się udają. Chęć poniżenia mnie bądź skłócenia z Luke'iem ci nie wychodzi, naprawdę. - powiedziałam patrząc jak jej twarz robi się coraz bardziej czerwona. Dziewczyna chyba nic nie zamierzała zrobić, gdyż stała w miejscu zaciskając szczękę. Stałam tam jeszcze chwilę w końcu decydując się na opuszczenie tego miejsca.
Przyszłam do Taylor, która czekała na mnie ze wszystkimi swoimi kosmetykami, których miała serio sporo. Uśmiechnęła się szeroko widząc mnie po czym od razu poklepała siedzenie obok siebie. Dziewczyna doskonale wiedziała, że nie lubię żadnych wariacji i przesadnych makijażow, dlatego też o dziwo mnie posłuchała i nie zrobiła wyróżniającego się makijażu. Poza tym, nie było sensu niewiadomo czego robić, zwłaszcza, że miałyśmy mieć zwykle nocowanie, nie imprezę.
Malowanie mnie nie zajęło Taylor więcej niż piętnaście minut. Blondynka miała wprawę i czasem po prostu zazdrościłam jej „makijażowych umiejętności". Dziewczyna malowała się trochę dłużej ode mnie, kiedy ja w tym czasie, za jej prośbą, sprawdziłam czy wzięła wszystko potrzebne na nocowanie.
CZYTASZ
Hetemmo|l.h.
RandomMelnon: nahh, nie zasnę dzisiaj. O której idziesz spać? Hetemmo: o 3 Melnon: to dobrze, będziesz ze mną pisać bo wszyscy mają mnie już dość Hetemmo: 23*