61

1.4K 65 5
                                    

- Ryan?! - krzyknęła Emily, która od razu zbiegła na dół w stronę drzwi, jednak widząc tylko mnie i Luke'a wypuściła ze świstem powietrze podpierając się o barierkę schodów.

- Jeszcze go nie ma, prawda? - spytałam przełykając gorzko ślinę i podchodząc do niej.

Ciocia tylko pokręciła głową przytulając mnie, na co od razu odwzajemniłam jej gest.

- Potwornie się martwię, powinien być już w domu, robię coś nie tak? - spytała odsuwając się ode mnie, a ja widząc jej zaszklone oczy poczułam się po prostu gorzej.

- Nic nie robisz źle. - powiedziałam zgodnie z prawdą. - Ryan tutaj wróci, okej? Nie ma innej opcji. - zagryzłam wargę bo ja naprawdę nie chciałam wierzyć w inną wersje.

Emily pokiwała głową, po czym spojrzała raz na mnie, raz na Luke'a i udała się w głąb domu.


Luke wyszedł jakieś trzydzieści minut później, kiedy obiecał mi, że jeszcze dzisiaj do mnie zadzwoni. Nie widziałam takiej potrzeby, jednak chłopak martwił się i po prostu chciał wiedzieć co i jak. Emily w końcu zasnęła, uważałam, że to nawet lepiej gdy dzisiejszy wieczór po prostu ją wymęczył. Ciocia raczej należała do bardziej opanowanych osób, chyba że chodziło o rodzine. W tej kwestii była naprawdę emocjonalna dlatego nie dziwie się, że tak się tym przejęła. Ja tymczasem w takich sytuacjach nie potrafiłam zasnąć, czego trochę żałowałam. Mogłabym obudzić się rano gdyby nigdy nic, zobaczyć zaspanego Ryana, którego głowa niemal styka się z jego śniadaniem. Jednak chłopak nie wracał, a ja wiedziałam, że jeśli serio nic mu się nie stanie i tak będę musiała z nim poważnie porozmawiać. Już nie chodzi o to, że się spóźnia ale o to, co musi przeżywać ciocia przez jego głupotę.

Siedziałam na fotelu co jakiś czas zerkając na telewizor, w którym puszczany był jakiś stary odcinek dość popularnego serialu, gdy do moich uszu dotarł dźwięk z korytarza. Nie był to dzwonek, a przekręcanie kluczy w zamku drzwi. Jeszcze przez chwile wpatrywałam się głupio w ekran, dopóki nie wstałam z fotelu i podbiegłam na korytarz.

- W końcu. - westchnęłam patrząc na mojego brata krzyżując ręce na klatce piersiowej i patrząc na plecy bruneta, który w tej chwili odkładał buty. Chłopak w ogóle nie wyglądał na pokrzywdzonego, wiec przez chwile myślałam, że i w tym przypadku zawiniła jego głupota.

- Hej. - mruknął najwyraźniej nie mając zamiaru zdejmować kaptura i powiedzieć czegoś więcej.

Spojrzałam na niego niezrozumiałe kiedy chłopak po prostu wyminął mnie z zamiarem pójścia do swojego pokoju.

- Nie skończyłam. - poinformowałam łapiąc go za ramię tym samym zatrzymując go i zmuszając do spojrzenia na mnie.

Chłopak odwrócił się unosząc nieśmiało na mnie wzrok, kiedy ja otworzyłam usta ze zdziwienia widząc pokrytą przeróżnymi ranami twarz mojego młodszego brata. Zdjęłam kaptur przyglądając się po kolei jego ranom: fioletowa plama pod okiem ani trochę nie wyglądała na zwyczajnego siniaka, bardziej na podbicie. Jego warga była w jednym miejscu zakrwawiona, co zapewne oznaczało, że została ona po prostu przecięta. Chaos na włosach jeszcze bardziej wskazywał, że chłopak zdecydowanie nie wrócił bezproblemowo do domu. Pojedyncze siniaki były mniej zauważalne, jestem prawie pewna, że jutro nie będzie po nich śladu. Ostatni raz zlustrowałam teraz bruneta, po czym niewiele myśląc mocno go przytuliłam.

- Ryan, co się stało i kto ci to zrobił? - zapytałam kiedy w końcu odsunęłam się od niego.

- Czy to jest ważne? - spytał odchrząkając, tym samym chcąc poprawić barwę swojego głosu. Przełknął gorzko ślinę widząc moje spojrzenie, które oznaczało, że nie zamierzam mu odpuszczać. - Wywróciłem się na deskorolce, okej? Wypadki bywają bolesne.

Hetemmo|l.h.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz