Rozdział 1

9K 250 152
                                    

Świata nie zmienicie, prędzej to świat zmieni was. Nie, żebym was demotywował, walczcie, walczcie o swoje, bo warto.

I tak to się zaczęło.

31.07.1989

Nawet śpiąc, miałam dwie lewe nogi. Obudziłam się, bo spadłam z łóżka, a na podłodze przy nim leżał mój budzik, który od razu zaczął dzwonić. Przymrużyłam oczy i zobaczyłam godzinę na zegarku. Och, świetnie, państwo Kimberly mieli u mnie być za jakieś 15 minut. Mozolnie wstałam i rozciągnęłam się, to jakiś taki mój nawyk. Oczywiście nie było to nic wielkiego, trochę pokręcenia głową, jakieś nieudolne wymachy nóg i rąk. Po tym podeszłam do szafy, wybrałam białą bluzkę z frędzlami i do tego białe spodenki, również z frędzlami. Włosy spięłam w wysoki kucyk, ale nie chciało mi się go jakoś perfekcyjnie spinać, więc wylatywało z niego parę włosów. Po 10 minutach zbiegłam do kuchni, w której siedziała moja mama, Kathleen Roger. 

Niska kobieta o farbowanych blond włosach, sięgających ledwie do ramion, które zazwyczaj spinała w niskiego koka. Miała szare oczy oraz fioletowe okulary. Moja mama była pół krwi i pochodziła z Polski (jej rodzice, czyli moi dziadkowie, byli Polakami, mieszkającymi jednak w Londynie). Nie umiałam jednak tego języka, miałam zakaz uczenia się go.

Rzadko się malowała, przez co widać było jej pieprzyki, które znajdowały się na całym ciele. Ubrana była w fioletowo-białą, letnią sukienkę na ramiączkach. Rzuciłam się na talerz z tostami, przez co szklanka z sokiem, która stała na stole, prawie się przewróciła.

-Gdzie ci się tak śpieszy? Twój brat nawet nie wstał - jak na zawołanie do kuchni wszedł mój brat. Darek był o trzy lata starszy i szedł na trzeci rok nauki. Był on niski jak na swój wiek, miał zielone oczy i jasne włosy.

-Dzień dobry - odezwał się, a głos miał spokojny.

-Dzień dobry - rzekła moja mama, nie odrywając wzroku od sprawdzianów, które leżały na blacie stołu. Nauczycielka matematyki w mugolskiej szkole. Nie, nie wiem co ona z nimi robiła w wakacje, ale szczerze to wolałam nie wiedzieć.

-Jest 11:20, gdzie oni są? - spytałam samą siebie, lecz Darek usłyszał to.

-Przecież przychodzą dopiero za dziesięć minut - rzekł, a ja natychmiast przypomniałam sobie, że wszystkie moje zegarki chodzą o 10 minut za szybko, żebym zawsze była wcześniej niż jest to potrzebne. - Smarkacz niedouczony - powiedział pół tonem, przez co oberwał tostem w czoło. - Ej! Mamo, ona rzuca we mnie jedzeniem!

-Nazwał mnie smarkaczem! - nasza kłótnia trwała te dobre dziesięć minut i powoli zamieniała się w rękoczyny, gdy nagle rozległ się dzwonek. - Ja pójdę otworzyć! - krzyknęłam i rzuciłam się biegiem do przedpokoju. Ledwo otworzyłam drzwi, a już trzymałam w objęciach ją - Adriannę Kimberly.

-Jeju, spokojnie - rzekła rozbawionym głosem. - Przecież widziałyśmy się wczoraj - stwierdziła, gładząc mnie po plecach. Mimo tego nadal trzymałam ją w ramionach, wdychając zapach jej napuszonych włosów. Z kuchni wyłoniła się moja mama z lekkim uśmiechem, gdy już się odsunęłam od dziewczyny.

-Dzień dobry Wioletto, dzień dobry Gracjanie - zwróciła się do obojga rodziców brunetki.

-Cześć Kath - uśmiechnęła się mama Ady, po czym podeszła do swojej znajomej i pocałowała ją w policzek na przywitanie.

-Gdzie jest twój mąż? - zapytał szeroko uśmiechnięty pan Gracjan.

-W ministerstwie, ma jakąś dodatkową sprawę do załatwienia.*

-Czyli na Pokątną zawitamy bez niego, tak?

-Niestety - odpowiedziała nadal uśmiechnięta, jednak nauczyłam się odczytywać jej mimikę. Uśmiech zawsze zakrywał prawdę.

-No dobra, to w drogę młodzieży - obwieścił Pan Kimberly, wskazując ręką na mój salon, a my z Adą uśmiechnęłyśmy się do siebie.

Po szybkich przypomnieniach od rodziców weszłyśmy do kominka, chwyciłyśmy się za ręce, wzięłyśmy trochę proszku Fiuu i wykrzyknęłyśmy równo:

-Na Pokątną!

Ogłoszenia Parafialne
*Tata głównej bohaterki pracuje w Ministerstwie w Departamencie Tajemnic.

Bo warto /(Fred Weasley)/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz