Kokieter, cz.3

900 76 15
                                    

- Co się dzieje?

Harry odetchnął głęboko, a blady uśmiech zniknął z jego twarzy. Uniósł się do siadu, spoglądając z góry na Czarnego Pana. Po chwili utkwił pusty wzrok w przeciwległej ścianie.

- To długa historia.

Starszy również usiadł, obejmując ramieniem avadookiego. Przyciągnął go do siebie, pozwalając mu oprzeć się na swoim boku.

- Mamy czas.

Zielonooki nie zobaczył pokrzepiającego uśmiechu. Myślami był daleko od sypialni kochanka. Jego umysł pogrążył się we wspomnieniach.

Rozbieganym wzrokiem skanował otoczenie. Pierwsza zasada, zawsze znaleźć punkt odnośny, zachować orientację w terenie. Zgubił się. Zawiódł. Nie dopilnował.

- Przed czym uciekasz? Nie uda Ci się.

Otoczony ścianami bloku, stał w ślepej uliczce, bojąc się odwrócić w stronę Dudley'a.

-  Ojej. Potter się wystraszył? Uroczo...

Odwrócił się. Zaryzykował. Pożałował. Ciężka pięść wylądowała wprost na jego poliku. Kolejny cios osiniaczył żebra. Upadł. Poczuł chłodne dłonie pod bluzką. Później pod zbyt dużymi spodniami. Załkał. Nie miał sił się bronić....

~

- Wróciłem!

Zielonooki chłopiec wszedł do domu. Wracając z zakupów, nie wiedział jeszcze, że tego dnia zmieni się całe jego życie. Zbyt dorosły jak na swój wiek, doświadczony życiem, lecz wciąż z klapkami na oczach.

- Wuju?

Z bladym uśmiechem, zadowolony z dobrze wykonanego zadania, z nadzieją na choćby nikłą kolację, z trudem ustawił siatki na stole. Słysząc głuchy jęk, zaniepokojony, skierował się do salonu. Kilkukrotnie słyszał takie dźwięki. Wtedy brat wracał zmęczony, dziwnie rozkojarzony, jakby osłabiony. Zawsze mówił że wszystko okej. Raz zapłakał. Chyba za pierwszym razem. Później nawet się uśmiechał. Zagadywał go. Ale Harry'emu coś nie pasowało. Coś było nie tak w tym sztucznym spokoju. Powoli wszedł do salonu. Jego oczy rozszerzyły się gwałtownie, gdy Vernon spojrzał na niego nienawistnym, dzikim wzrokiem. Trzymał Harley'a przed sobą, nagiego i w bardzo dziwnej pozycji.

- Będziesz następny.

Harry nie rozumiał. Pożałował, że zrozumiał.

- Harry?!

Zaniepokojona twarz Riddle'a była pierwszym, co ujrzał, wyrwawszy się z amoku myśli.

- Powiedz mi. Proszę.

Łagodność, jaką Voldemort wobec niego wykazał, podświadomie wzmocniła jego zaufanie do starszego czarodzieja.

- My... ja i Hai... Nigdy nie mieliśmy łatwo. Wszyscy sądzą, że miałem idealne dzieciństwo. Gówno prawda.

Przerwał na chwilę, by wziąść drżący oddech i zebrać myśli. Tom czekał cierpliwie, aż chłopak będzie gotów kontynuować.

- Nasz wuj nie był litościwy, czy delikatny. Wychowywał nas na dziwki, nie na ludzi. Tak też nas traktował.

Przerażenie przemknęło przez pobladłą twarz Marvolo, gdy zaczął łączyć kropki. Nie był głupi. Zrozumiał. I to go przeraziło.

- Większość kar, czy pomysłów wuja, brał na siebie Harley. Zawsze był silniejszy. Mimo równego wieku, odkąd pamiętam byłem jego małym braciszkiem. Troszczył się o mnie i ochraniał. Jednak... nawet on nie był w stanie uchronić mnie przed wszystkim.

Znów nastała nieprzyjemna cisza. Starszy analizował zebrane dane, nastolatek zaś walczył z przemykającymi przed oczami wspomnieniami. Pamiętał każdy szczegół, każdy najmniejszy pokaz bólu.

- Hai... Nie wyobrażam sobie żyć bez niego. Jest moim oparciem. Zawsze w moim cieniu, milczący, niewyróżniający się, zapomniany. A jednak, zawsze obok. Gotów mnie wspierać, i przywalić gdy dominuje głupota.

Obaj cicho się zaśmiali. Harrison spojrzał w brunatne tęczówki.

- Nie chcę się tobie opierać. To... odruch bezwarunkowy. Hai zawsze powtarzał, że muszę walczyć. Nauczył mnie wielu rzeczy, wielu... reakcji. Nie panuje nad tym.

Tom pogładził go po poliku.

- To normalne. Kojarzysz to z cierpieniem, więc się opierasz.

Potter westchnął.

- To nie tak.

- Więc jak.

Przyjrzał się podejrzliwie rozmówcy. Czy mógł mu powiedzieć również o tym?

- Hai się poddawał. Kazał mi wyuczyć się cielesnego oporu odruchowego. Wtedy nie rozumiałem o co mu chodzi, później było za późno. Chciał mnie chronić. Zarówno wuj, jak i Dudley, świadomi mniejszego oporu z jego strony, częściej zajmowali się nim. Było im prościej.

Szatyn pokiwał głową ze zrozumieniem. Zaczął postrzegać  nastolatka o przeszywającym, lazurowym spojrzeniu zupełnie inaczej,  niż do tej pory.

- Więc..?

Harry uśmiechnął się, ukazując cały swój urok osobisty.

- Daj mi czas, Tom.

Riddle odwzajemnił uśmiech. Położył niższemu dłoń na policzku i z uśmiechem na ustach oddał się pełnemu czułości pocałunkowi.

Bliźniak Pottera /  ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz