Problem

486 43 15
                                    

- Mogę Cię prosić na słówko?

Dobroduszny uśmiech byłby przekonujący, gdyby nie brak tradycyjnych, radosnych iskierek w wyblakłych oczach.

- Oczywiście, profesorze.

Harley uśmiechnął się delikatnie, niewinnie niczym dziecko i podążył za dyrektorem,  gorączkowo analizując, czegóż ten mógłby chcieć. Nie zwrócił nawet uwagi na przejście za gargulcem, nie zarejestrował momentu zajęcia miejsca na krześle, czy przyjęcia zapewne jak zwykle zbyt słodkiej herbaty, której smaku, mimo wzięcia kilku sporych łyków, nawet nie poczuł. Gdy jego filiżanka była całkiem pusta, uśmiech dyrektora zmienił się na bardziej pewny siebie, a oczy zwęziły niebezpiecznie.

- Teraz inaczej porozmawiamy.

Białowłosy uniósł brew, nie rozumiejąc przesłania.

- Jak się nazywasz?

Po chwili siedzenia w ciszy, wywołanej zdezorientowaniem, poczuł nasilający się ból.

Teraz już zrozumiał. Veritaserum.

- Harley Lilian Potter.

Dyrektor wyraził zdziwienie uniesieniem brwi, co jednak szybko sprostował.

Zapomniał jednak o najważniejszym. Zapomniał, komu wywołał wojnę.

- W jakim celu przybyłeś do Szkoły Magii I Czarodziejstwa Hogwart?

Potter spuścił wzrok i zagryzł wargę, a w świetlistych oczach zabłysły łzy.

- Uciekłem.

- Od?

Widział, że Albus się waha, powoli wątki w swoje czyny. Dobrze. Łzy powolnymi strużkami rozpoczęły drążenie korytarzy na jasnych policzkach, a drobne ciało zaczęło drżeć.

- Od wujostwa...

- Dlaczego?

Widział, jak postawa dyrektora się zmienia, jak ucieka z niego pewność siebie, a brawurę zastępuje skrucha i poczucie winy. Jaki by nie był, wciąż był tylko człowiekiem. A największą bronią przeciw człowiekowi jest jego własne sumienie.

- Harry tak się cieszył na wyjazdy do Hogwartu... Tu nikt go nie bił, nie ubliżał, nie gwałcił... Też chciałem dostać odrobinę zrozumienia... jak widać, oczekiwałem na zbyt wiele...

Nastolatkiem wstrząsnęły spazmy tłumionego szlochu, lecz nie dał starcowi odpowiedzieć. Show must go on.

- Nawet pan... był pan taki dobry... odwiedził mnie w szpitalu... a... a teraz? Co ja takiego panu zrobiłem? Czy jestem gorszy, bo brak mi ciepła? Czy chęć znalezienia oparcia w drugim człowieku jest taka zła? Jest pan taki sam jak inni.., Daje złudne szczęście, by odebrać wszystko i zostawić dwa razy więcej bólu!

Niebieskooki zerwał się z miejsca, i wybiegł zapłakany z gabinetu, zostawiając poruszonego Albusa samego ze swoim sumieniem.

Gdy tylko odbiegł dostatecznie daleko gabinetu, zwolnił kroku, powoli normując oddech. Idąc przed siebie, zastanawiał się, jakim cudem udało mu się odstawić tę szopkę po akurat tym eliksirze. A może to była prawda? Może sam nie był w pełni świadom? Może list od rodziców był tylko przykrywką do spełnienia podświadomych pragnień?

Nie.

Nie chciał być czarodziejem. Chciał zostać malarzem.

Ewentualnie seryjnym mordercą, więcej zarabiają.

No i śmierć wujostwa mógłby podsumować w słowach "taka praca".

Nim się spostrzegł, wpadł na kogoś.

- Przepraszam...

- Potter?

Z wszystkich ludzi w szkole, musiał wpaść akurat na niego. Severus przyglądał się zaczerwienionej i mokrej od płaczu twarzy przez kilka minut, aby następnie bez większego zastanowienia złapać chłopaka za dłoń i pociągnąć w kierunku, do którego przed chwilą zmierzał.

- Gdzie mnie pan prowadzi, profesorze?

Nie otrzymał odpowiedzi, gdyż chwilę potem stał już naprzeciw bruneta w jego prywatnych kwaterach.

- Harley. Co ci się na Merlina stało?

Nastolatek westchnął z zrezygnowaniem, uśmiechając się z powątpieniem.

- Mały teatrzyk dla Ambiego.

Mężczyzna odetchnął, a już po chwili, ku stworzeniu nowej legendy, w którą żaden spełna rozumu człowiek i absolutnie żaden Gryfon by nie uwierzył, Severus Snape śmiał się w głos wraz z Ślizgonem, pieczętując tym łatwowierność swego pracodawcy.

Bliźniak Pottera /  ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz