Życie nietoperza

633 49 24
                                    

Severus Snape był znany ze swoich błędów. Z biernej postawy w młodości. Z oceniania innych z góry. Z zostania szpiegiem.

Był zimnym, nieczułym draniem, żywiącym się starchem uczniów Gryffindoru.

Był hamskim i ironicznym mężczyzną w średnim wieku, lubującym się w szczątkach zwierząt i dziwacznych, śmierdzących roślinach.

Był skrzywdzonym przez życie i własną głupotę człowiekiem, który czuł się pewnie jedynie w swoim laboratorium.

Był najmłodszym, i jednym z najlepszych Mistrzów Eliksirów w Europie, jak nie na świecie.

I tylko to mu wychodziło.

Trzeba było też przyznać, że Severus Snape nie użalał się nad sobą jedynie od święta.

Często zasatanwiał się, bał, rozmyślał i pogrążał w zmartwieniach.

Dział skarg i zażaleń był jego ulubionym.

Rzecz jasna, ten kosmiczny.

Wyimaginowany.

Siedząc na lekko przestarzałym krześle popijał kawę, analizując ostatni wieczór. Gdyby ktoś go nie znał, mógłby uznać, że jest przybity. Lub bliski płaczu.

Jednak Severus był jedynie zamyślony. Nie do końca wczoraj kontaktował, a w nowym świetle wszystko zdawało się coraz bardziej pogarszać.

Nie chcąc niszczyć sobie resztek dobrego humoru, jakie ostały się z myślą, że  Harley był o niego zadrosny, co musiało oznaczać, że jednak mu zależało, wstał i skierował się w stronę wyjścia. wyjścia końcu, nie zdażyło mu się opuszczać posiłków, a to nie powinno się zmienić.

Usiadł na swoim miejscu, a nie długo po tym, jak nałożył na talerz pierwszą lepszą kanapkę, zaczęli się schodzić inni. Z swoją typową, niemrawą miną obserwował uczniów i współpracowników, do momentu aż na swoim miejscu nie zjawił się dyrektor.

Mężczyzna powstrzymywał się, aby nie buchnąć śmiechem, szczególnie na widok białego, puchatego króliczego ogonka.

- Coś się stało, dyyrektorze?

Mężczyzna skrzywił się, lecz po chwili obdarował drugiego swoim dobroczynnym, dziadkowatym uśmiechem.

- Absolutnie, mój drogi chłopcze. Nasza młodzież staje się bardzo kreatywna.

I z uśmiechem zaczął jeść, pozostawiając bruneta bez odpowiedzi. Ten spokojnie powrócił do kanapki, gdy uchwycił strzępek rozmowy Sprout i Poppy.

- Ponoć zabito ją w jej własnym gabinecie. Choć dyrektor uparcie twierdzi, że to samobójstwo.

- Tak tak. Nie chce wszczynać paniki. Biedna Dolores. A na dodatek ponoć nasz kochany Flitch się zapodział.

- Straszne rzeczy się dzieją, kochana. Straszne.

I w tym momencie Severusa olśniło. Spojrzał podejrzliwie na stół Slytherinu, i gdy zobaczył, jak Potter odsuwa się od blednącego w zbyt szybkim tempie Zabbini'ego, a następnie z gracją godną arystokraty odchodzi od stołu, opuszczając Wielką Salę, był niemal pewien, kto odpowiada za nowinki dzisiejszego dnia. I szczerze pragnął, aby to nie była jego wina.

Po posiłku skierował się prosto na lekcje. Miał zajęcia z Ślizgonami i Gryfonami, co wcale nie poprawiło mu humoru. Otworzył klasę już z daleka, zaklęciem, i patrzył z satysfakcją jak przerażeni uczniowie wlewają się do klasy z tempem Zyzgaka McQuuena. Wszedł zaraz za ostatnim uczniem, bez oglądania się stając na swoim standardowym miejscu. Machnął różdżką, a na tablicy pojawiły się instrukcje do dzisiejszej lekcji. W klasie było zbyt cicho, i to go niepokoiło. Odwrócił się, lecz wszyscy uczniowie byli na miejscu.

- Eliksir koregujacy drobne zaniedbania w organiźmie. Nazwę znajdziecie sami, na jutro trzy stopy pergaminu na jego temat. A teraz do roboty.

I znów. Szmer i hałas, gdy podopieczni zaczęli podchodzić po skladniki. Jedynie dwóch chłopaków siedziało na swoich miejscach w bezruchu. I chyba to martwiło go najbardziej. Jednak, nim zdążył zapytać, czemu nie pracują, Malfoy również odszedł od ławki po potrzebne ingredencje. Gdy zaczęli pracować, w sali słychać było tylko dźwięki towarzyszące ważeniu; uderzenia ostrza, pluski cieczy, ciche mamrotania.

Czekał cierpliwie, aż uczniowie skończą swoją pracę, bądź po prostu na koniec czasu. Przyglądał się im uważnie, szczególnie kilkorgu wyjątkowo specyficznym osobą, jednak nie dostrzegł żadnych nieprawidłowośći czy zagrożeń. O dziwo, Draco i Hai robili wszystko zgodnie z instrukcjami. Dokładnie obserwował ruchy niebieskookiego, jednak wyglądało na to, że chłopak na prawdę się stara i nic nie kombinuje.

Oh, jakże się przeliczył!

Gdy sprawdzał mikstury, jak zwykle tę Granger musiał zaliczyć, z niemym zadowoleniem zauważył, że kociołek Deana i Harry'ego ma w sobie zdatną do zaliczenia zawartość, Neville zawalił, jak to miał w zwyczaju, choć było trochę lepiej niż zazwyczaj, co również nagrodził wyższą oceną niż powinien. Większość Gryfonów jednak oblała, a kociołek Seamusa zawierał coś, co mocno woniło spirytusem, więc nawet się do tego nie zbliżył.

Przyszła pora na Ślizgonów. Parkinson i Daphne zdały, choć ledwo, Blaise i Teodor zaliczyli z nienajgorszym wynikiem, a i Crabb z Goylem jako tako sobie poradzili. Większość jego Domu, w przeciwieństwie do Domu Gordryka poradziła sobie z zadaniem, lepiej lub gorzej.
Ostatnim z kociołków, jak i duetów, był ten Malfoya i Pottera. Przejrzał się dokładnie cieczy, następnie nachylił, aby powachąć, przelał chochlą część i z aprobatą uznał, że eliksir jest na mistrzowskim poziomie.

- Profesorze! A ja?!

Odwrócił się do rudowłosego ucznia Gryffindoru, patrząc z powątpieniem na nienajgorzej wyglądającą miksturę. Był w parze z jedną z dziewczyn, która była na tyle nie problematyczna, że nie pamiętał jej imienia. Szatynka uśmiechała się delikatnie. Nachylił się nad kociołkiem.

I od tej chwili Severus był różowookim blondynem z piegami.

A Mari Smith dumnie opuszczała klasę, idąc ramię w ramię z szatańsko uśmiechniętym Potterem, odprowadzana wściekłym wrzaskiem nauczyciela.

Zaczynamy kolejną rundę.

Bliźniak Pottera /  ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz