Sojusznicy, cz.2

731 58 1
                                    

Harley przysypiał, siedząc pod ścianą, gdy usłyszał trzaśnięcie drzwiami. Uniósł powieki. Przed nim stali wszyscy, których chciał tu zobaczyć.

- Dobra, co tu się dzieje?

Pansy mierzyła Gryfonów nieufnym wzrokiem. Luna jak zwykle miała nieobecny wzrok, a Neville, jak to na niego przystało, rozglądał się strachliwie po obecnych. Bliźniacy uśmiechali się głupowato, a wszyscy Ślizgoni stali troszkę z boku. Harrison wyszedł mu na przeciw, pomagając wstać.

- Strezzczaj się. Jak się nie wyśpię, będę miał cienie pod oczami.

Narcystyczna uwaga Draco rozluźniła nieco atmosfrę, kilka osób zachichotało.

- I co szczerzycie kły? Ta twarz się sama nie ogarnie.

- Tak. Drey ma rację. Streszczaj się Potter, jeszcze na lekcje nie pójdzie, zdołowany swoją brzydotą.

Crabb usiadł wygodnie na podłodze. Po chwili reszta poszła w jego ślady, na co niebieskooki lekko się skrzywił. I po co on wstawał?

- Na początek. Ufacie mi? A jak nie mi, to Harry'emu?

Gromadka zgodnie przytaknęła, choć Nev i Vincent z lekkim wachaniem.

- Świetnie. Musicie złożyć mi Wieczystą, że nic co tu usłyszycie, nie wyjdzie poza nasze grono. Harry będzie gwarantem.

Składanie Przysięgi Wieczystej przyjęli z podejrzliwością, jednak nikt nie protestował. Wszyscy byli zbyt ciekawi, po co też Ślizgon ich tu zebrał.

- Świetnie. Czy przysięgacie zachować milczenie w sprawie tego spotkania i zatrzymać jego przebieg w swoim gronie, oraz nie wyjawić nikomu informacji, których tu nabędziecie?

- Tak.

Przysięga splątała ich dłonie, a białowłosy odetchną z ulgą.

- Więc...

Zaczął Fred ze śmiechem.

- Mów wężyku...

- Co też iście szatańskiego...

- Masz mam do przekazania?

Chłopak uśmiechnął się, by po chwili spoważnieć. Spojrzał każdemu z obecnych w oczy, oceniając szanse na udaną konwersację.

- Czy każdemu z was zależy na Czarodziejskim Świecie?

- Też mi pytanie!

Oburzenie Dracona wywołało kolejną falę chichotu.

- Cudnie. Słuchać, nie przerywać.

Po otrzymaniu potwierdzenia wziął głęboki wdech.

- Cóż. Zebrałem was tu, bo uważam, że można wam zaufać. Pierwsza sprawa. Wciśnięto wam ładnie udekorowaną uśmiechem bajeczkę.

- Czyli?

Harry zmierzył Hermionę spojrzeniem mówiącym "cichej albo smok zaryczy", po czym gestem kazał bratu kontynuować.

- Czyli, w skrócie, stoicie po złej stronie barykady.

Przeczekał szmery i zniósł podejrzliwe, wojownicze spojrzenia Gryfonów. Ślizgoni znali w końcu sytuację, a Luna o dziwo przyjęła informację dość spokojnie, z właściwym dla niej rozkojarzeniem.

- Dumbledore wrobił Toma, aka Lorda Gadzią Mordę. To on wraz z częścią zakonu stoi za morderstwami. Chce wrobić Riddle'a, uważa go za przeciwnika mogącego odebrać mu władzę, dlatego od dawna niszczy mu opinię. Przepowiednia również jest kitem. Harry jest silny magicznie, a dzięki ich epickiej walce dyro chce pozbyć się obu zagrożeń przy jednym zamachu. Jakieś pytania.

Fred i Georg siedzieli z wyjątkowo poważnymi minami. Ślizgoni, świadomi tego faktu, czekali na reakcję reszty. Luna zmarszczyła brwi i zaczęła miętosić w dłoniach kolorową, puchową kulkę przyczepioną do sweterka w czarne prążki. Nev był zamyślony, lecz z powagą patrzył na Harry'ego. Choć nie ufał drugiemu z braci, zielonookiemu mógłby powierzyć życie.

- No dobrze. Harry by nas nie okłamał. Co dalej?

Jego pewny i rzeczowy ton zaskoczył znajomych.

- Właśnie? Chcę wszystkiego się dowiedzieć. Skąd takie wnioski? Dlaczego nas tu zebraliście? Jaką mamy pewność, że nie kłamiecie?

- No tak. Wiem-To-Wszystko musi robić problemy.

Hai westchnął, gestem uciszając Blaise'a.

- Spokój. Wiem, i to ci musi wystarczyć. Mam dość tej atmosfery jakby wszyscy mieli kije w dupie. Szybko i na temat. Dropsa załatwimy sami. Gorzej z resztą. Walczycie z nami, czy przeciw nam?

Bliźniak Pottera /  ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz