Cegiełka do nienormalności, cz.2

495 47 9
                                    

Harley obudził się w schowku na miotły, cały umazany czymś, co niepokojąco przypominało krew, choć szczerze miał nadzieję, że jego diagnoza jest mylna. Wyczyścił się zaklęciem i wyszedł ze schowka, ze spuszczoną głową i beznamiętnym wyrazem twarzy. Nie miał ochoty na spotkanie kogokolwiek. Chciał też na spokojnie pomyśleć. Co się wczoraj stało? Nie pamiętał, co dokładnie zrobił, jednak czuł, że to wcale nie było grzeczne i dobre. Nie zdziwił się więc, widząc zwisającą z sufitu Levander, powieszoną, z setkami igieł wbitymi w ciało. Westchnął jedynie ciężko, nawet nie próbując po sobie posprzątać. In tak nikt się nie zorientuje. Nikt go z tym nie powiąże, chyba że... Nie pójdzie na lekcje. Nie chciał tego. Nie chciał tam iść. Wyszedł na korytarz, w którym była powieszona. Zatkało go zupełnie. Tego by się nawet po sobie nie spodziewał.

Podjął decyzję.

Sprintem ruszył w stronę pielęgniarki, uznając, że to oczywiste iż uczeń w szoku biegnie w najbliższe miejsce, gdzie jest dorosły. A nim było właśnie Skrzydło Szpitalne.

- Pani Pmfrey! Pani Pomfrey!

Harley zdyszany wbiegł na pełną łóżek salę.

- Panie Potter! Ciszej! Tu są pacjenci!

Niebieskooki z przerażeniem opadł na framugę, udając zadyszkę i błądząc wzrokiem po ścianach, co najmniej, jakby  goniło go stado morderców na kucykach Ponny.

- Harley, dziecko, co się dzieje?

Pomfrey podeszła do roztrzęsionego nastolatke, kładąc mu dłoń na ramieniu. No. Pora na sprawdzenie swojej gry aktorskiej.

- Nie ja..nie...korytarz...dzieci...oni...liny...i szpilki..i...nie ja...to nie ja...to oni...oni są...szpilki...

Chłopak zemdlał z zadyszki, jaka dostarczyła za mało tlenu do mózgu, co, w gruncie rzeczy, dodało efektu jego grze.

- Merlinie!

Kobieta szybko przelewitowała ucznia na łóżko, sprawdzając sprawnie jego stan.  Rzuciła czar, mający sprawdzić resztę ciała, na wszelki wypadek i podążyła na korytarz, o którym chłopak tak mówił.

Widok zmroził jej krew w żyłach.

Przed jej oczami, w równych odstępach wisiało dziesięć ciał. Dziesięcioro martwych już uczniów Hogwartu, przebitych tysiącami drobnych szpilek. Pod ciałami utworzyła się zaschnięta już szkarłatna kałuża. Kobieta prawie zemdlała, jednak szybko wzięła się w garść i pobiegła do dyrektora. Było zbyt wcześnie, aby uczniowie wstali i powinni coś z tym zrobić, zanim któryś z uczniów znajdzie kolegę, czy kuzyna, martwego.

Tego dyrektor nie mógł już zignorować. Mógł zatuszować, fakt, i zapewne to zrobi, jednak powinien rozpocząć poszukiwanie sprawcy, lub sprawców. Najpierw pracownicy szkoły, teraz wychowankowie. Szaleństwo. Świat staje na głowie.

Poinformowawszy Albusa, mediwiedźma wróciła spojrzeć na stan swojego pacjenta. Nie powiedziała Dumbledore'owi, kto zgłosił sytuacje. Powiedziała, że była rozprostować kości, i ujrzała ten makabryczny obraz. Z jakiś przyczyn czuła, że nie powinna wydać młodego Pottera.

Opadła ciężko na krzesło, tracąc dech na widok wyników. Z tym nie poradzi sobie bez Severusa i jego mikstór.

Z jej oczu poleciały gorące łzy, a cieczy nabywało, z każdym przeczytanym w sprawozdaniu medycznym słowem.


Bliźniak Pottera /  ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz