Spowiedź debila + notka

643 36 1
                                    

Harley leżał wtulony w swojego ukochanego, patrząc sennie na buchający z kominka ogień. Ciepło rozlewające się po pomieszczeniu wzmagało jedynie znużenie i senność, lecz nastolatek uporczywie utrzymywał swoją świadomość nad powierzchnią majaczenia, będąc na granicy jawy.

- Hai..?

Brunetowi odpowiedział cichy pomruk. Lazurowe spojrzenie wbiło się w niego z siłą rozpędzonego lodowca ( od autora~wyścigi lodowców powinny być uznane za dyscyplinę sportową). Snape z przyjemnym zaskoczeniem zauważył, że mimo lekkiej mgiełki zmęczenia pokrywającej te niezwykłe tęczówki, ich blask nie przygasł.

- Jak to zrobiłeś?

Młodszy zmieszał się. Nie był pewien, czy nie urazi dumy ukochanego, informując, iż wolał sam coś opracować i uważyć niż zawracać tym głowę Mistrzowi Eliksirów. Westchnął smutno i uśmiechnął się delikatnie.

- Wiesz... Od początku się tego spodziewałem. Znaczy.. ten plan wydawał się mieć lukę od pierwszych punktów. Nie chciałem, żeby mój heroiczny braciszek poświęcił życie dla nas. Nie zrozum mnie źle, Severusie. Gdyby coś poszło nie po mojej myśli, zostawiłbym was, Ciebie. To też nie byłoby Okej. Jednak..

- Jednak musiałeś spróbować. Ochronić Harry'ego.

Severus posłał mu delikatny, pełen zrozumienia uśmiech.

- Tak. Wiesz... zawsze myślałem raczej poza schematami. Wymyśliłem, czym zastąpić tę lukę.

- Upozorowaną śmiercią.

Mężczyzna uśmiechnął się sarkastycznie, tak, jak lubił najbardziej, na co Potter jedynie wywrócił oczami.

- Owszem. Tylko pozostało pytanie, jak? Nie uwierzą na 'zdechł pies'. Dobrze by było również się ich pozbyć. W końcu dalej będą wam zagrażać. A logicznym i oczywistym było, że chcielibyście się mścić...

- Bez pomyślunku, rzucając zaklęciami na oślep, podając się im niemal na tacy.

Chłopak przytaknął bezgłośnie.

- Trzeba było zrobić coś, co zabije wszystkich razem. Najszybciej? Przez magię. Zaklęcia mają różną wartość magiczną. Gdyby żucili zaklęcie jednocześnie, mógłbym dotrzeć do ich magii, i zabić...

- Dla tego wtedy się usmiechnąłeś. Wiedziałeś, że przeżyjesz. Tylko jak?

Severus potarł podbródek, chwilę później krzywiąc się brzydko, gdy szczupłe palce roześmianego chłopaka trafiły między jego żebra.

- Nie przerywaj.

- Dobrze.

- Nie wiedziałem. Nie mogłem mieć pewności. Wracając. Najsilniejszym magicznie zaklęciem jest to śmiercionośne. Gdyby żucili je wszyscy na raz, siła, z którą przyszłoby na powrót ich magią była by większa. Tylko pozostało pytanie, jak przekierować zabójcze zaklęcie przez ich magię? I jak zmusić ich do skupienia Avady w jednym punkcie, skoro walka trwa? Odpowiedź nasunęła się sama. Nie zaklęcie, a eliksir.

Brunet uniósł wysok brwi, zaciskając wąskie usta.

- Zrodził się plan. Jeśli eliksir byłby wstanie postawić w ciele coś w rodzaju tarczy, mógłby odbić moc i przekaz zaklęcia tam, skąd przyszło. Pomijając fakt, iż taki eliksir nie istnieje, zostawał problem ze skupieniem tego samego czaru w tym samym punkcie w czasie i przestrzeni. O wtedy mnie olśniło. Przecież jest na to szansa. Ale jeśli skupią się na kimś, a nie czymś. Reszta myśli zawirowała w mojej głowie i poleciała z prędkością Błyskawicy. Jeżeli znajdę eliksir, zdatny do tego zadania, wystarczy, że go wypije. Plan od początku miał lukę, jak już mówiłem.

Teraz na twarzy kochanka mówcy mieszała się irytacja, troska i niedowierzanie. Snape zastanawiał się, jakim cudem ten nastoletni zaledwie chłopak przemyślał coś tak dokładnie i precyzyjnie w tak krótkim czasie. Wzmianka o eliksirze go zaciekawiła, lecz, zgodnie z przypuszczeniami Pottera, wprawiła w lekkie zażenowanie. Dlaczego nie przyszedł z tym do niego? Był jego partnerem, jak i mistrzem w tej dziedzinie, do cholery!

Harley nie dostrzegł jednak wzburzenia powoli malującego się na szarawej twarzy, patrzył tępo przed siebie, pustym wzrokiem obserwując ścianę za Severusem. Mechanicznie odgarnął włosy, które opadły mu na oczy, biorąc głębszy wdech.

- Pewnym było, że  w punkcie zwrotnym, zbiorą się w jednym miejscu, chcąc mieć w sobie na wzajem oparcie, może wzbudzić w nas lęk. Jedynym miejscem zdatnym do pomieszczenia takiej ilości osób jest Wielka Sala. Więc wszystko było już oczywiste. Pozostawała kwestia pułapki. Szybko zrozumiałem, że nie znajdę nic pomocnego w książkach. Zacząłem więc pracę nad eliksirem. Próbowałem różnych kombinacji, lecz żadna nie była poprawna...

- Przecież mogłeś mi powiedzieć.

Harley uśmiechnął się smutno, unikając wzroku mężczyzny.

- Nie mogłem, Sev. Ale do tego dojdziemy. Ostatniej zrobionej próbki nie zdążyłem przetestować, a mimo to wylądowała w kieszeni mojej szaty.

Wyczuł, jak czarnooki spina się nieznacznie, umacniając uścisk na jego biodrze.

- Poszedłem na wojnę. Sytuacja pogorszyła się szybciej, niż zakładałem i niestety, w tym kierunku, który wcześniej obrałem za pewnik. Biegłem przed siebie, jedynie odruchowo omijając zaklęcia. Nie zwracałem uwgi na nic, poza drogą, którą mam do przebycia. Przed Wielką Salą, wypiłem eliksir, który wziąłem ze sobą przecież tylko jako zabezpieczenie. Nie miałem pewności, jak zadziała. Nie wiedziałem, jaki będzie mieć na mnie wpływ. Jednak musiałem spróbować. Właśnie dlatego nie przyszedłem z tym do ciebie. Nie pozwoliłbyś na to, gdybyś wiedział, że to ja planuje go wypić. A nawet z twoimi zdolnościami nie zdążylibyśmy go odpowiednio przetestować. Zauważyłem dziurę zbyt późno. Nie zgodziłbyś się. Musiałem to przemilczeć.

Białowłosy przęłknął ślinę, łapiąc kochanka za dłoń.

- Wbiegłem tam. Wymieniłem z dyrektorem prowokacje, poleciały pierwsze zaklęcia. Musiałem utrzymać jego czar, aż reszta nie zaatakuje. Gdy zobaczyłem dziesiątki zielonych promieni, opuściłem różdżkę. Świat zwolnił mi przed oczami. Miałem nadzieję, że eliksir przekieruje czary do nadawców. Nie obchodziło mnie, czy, tak jak zakłdałem, przeniesie mnie w stan chwilowej śmierci czy zabije całkiem. Zobaczyłem Was, i mogłem odejść spokojnie. Wiedząc, że jesteście bezpieczni.

Kolejny delikatny ruch.

- Eliksir w założeniu miał mnie wprowadzić w kilkugodzinne zawieszenie między życiem a śmiercią. Jak widać, zadziałał, tylko z dłuższym czasem ostoju.

Błękit znów sierował się w stronę nauczyciela. Harley bał się reakcji kochanka, jednak widząc jedynie troskę, uśmiechnął się ponownie. Położył bladą, szcupłą dłoń na ziemistym policzku starszego.

- Hai...

- Ci.... To już przeszłość...

Noc powitali pocałunkiem delikatnym jak powiew wiosennego wiatru.

Koniec.
Muahaha.
Jak gdzieś kiedyś było wspomniane, będzie druga część.
Kiedyś tam.
Narazie brak weny do egzystencji nie pozwala mi na nic ciekawszego, więc takie zakończenie musi Wam wystarczyć.
W poprzednich rozdziałach było od groma błędów. Autokorekta w moim telefonie wkurwia jak nikt, jednak nie zawsze to dostrzegam. Może kiedyś to poprawię. Narazie pozostaje się domyślać co autor miał na myśli.
Chciałbym, żebyście pod tym rozdziałem wyrazili swoją opinię co do całokształtu tego... no. Po prostu tego. Dobrze by było wiedzieć, co jest ok, a co zjebałem, tak na przyszłość.

Cóż. Dziękować wszystkim, którzy wytrwali, czytając to i znosząc moje niekoniecznie normalne poczucie humoru.

Opowiadanie, ze względów na dostarczanie mi weny w postaci gróźb zarobienia laczkiem w mordę, poganianie i motywację pod tytułem 'nudziii mi siee' dedykuję Mari.

Yo!i

Bliźniak Pottera /  ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz