Harry
Przebudziłem się, przekręcając z boku na bok. Syknąłem cicho, bo głowa przypomniała mi o swoim istnieniu, ale z całą mocą mogłem stwierdzić, że i tak czułem się już o niebo lepiej. Rana, choć jak mogło się wydawać, perfekcyjnie zaleczona przez Hermionę, a potem poprawiona jeszcze przez Meredith, przysporzyła mi więcej problemów niż mogłem przypuszczać. No, może nie tyle, co sama rana, a uderzenie, które było dość silne, nawet jak na mój próg bólu.
Od mojego widowiskowego omdlenia, którym tylko wszystim napędziłem strachu, a sam zarobiłem twardy nakaz leżenia w łóżku, minęło już kilka dni. Kilka kolejnych jałowych dni, które niczego nie przyniosły. Leżałem, bo po pierwsze, byłem pilnowany, a po drugie, co ja mogłem? Nie miałem pojęcia czy to kwestia tego, że przez uraz miałem spowolnione myślenie, czy już po prostu zaczynałem wariować, ale nie miałem pomysłu. Żadnego. Nie wiedziałem, gdzie szukać taty, choć rozpaczliwie podsuwałem ministerstwu (odkąd zaniemogłem za pośrednictwem najbliższych) kolejne propozycje miejsc do przeszukania. Kingsley, choć wciąż na mnie cięty, sprawdzał te miejsca, a raczej kazał je sprawdzać swoim ludziom, bo sam miał w ministerstwie masę spraw do ogarnięcia. Również tych, których z dnia na dzień dokładała nam ta cholerna starożytna magia.
Już nie miałem siły słuchać o kolejnych kataklizmach, o kolejnych niewinnych ofiarach swojej głupoty i o tym wszystkim, co działo się na świecie. Siedząc w zamknięciu w Oxfordshire może miałem ten komfort, że nie byłem świadkiem tego bałaganu, ale co z tego? Podobno ostatnio nawet na ulicy Pokątnej doszło do tajemniczego zniknięcia kilku osób. Wszyscy próbowali to wyjaśnić, ale ja swoje wiedziałem - Voldemort zbierał armię. Nieważne czy składającą się z ludzi naprawdę mu podległych, czy z tych, którzy zostaną zmuszeni do posłuszeństwa. Początkowo słyszeliśmy o dziwnych zaginięciach w mniej uczęszczanych miejscach, a skoro teraz posunął się do tego, by zahaczyć o Pokątną? O ostatniej powodzi na północy kraju wolałem nawet nie myśleć. Wszystko się waliło, a ja nie miałem nawet na tyle siły i rozsądku, żeby jakoś ułożyć to w głowie.
Kiedy ostatnio walczyłem ze złem, szło mi o niebo lepiej, ale, jak sądziłem, kluczowa tutaj była świadomość, że to, z czym się mierzę, nie było moją winą. Teraz nie miałem wątpliwości, że nawet jeśli, jakimś cudem uda nam się doprowadzić świat do porządku i tak nie zmażę wszystkich krzywd. Nie wrócę życia tym, którzy bezsensownie przeze mnie zginęli. Mugole mogli sobie tłumaczyć, że to katastrofa klimatyczna, ale ja wiedziałem, że każdy niemagiczny człowiek, który zginął w ostatnich tygodniach, zginął z mojej winy. Miałem krew na rękach i w żaden sposób nie byłem w stanie się jej pozbyć.
A najbardziej w sobie nienawidziłem tego, że gdzieś w głębi duszy wciąż myślałem tylko o tym, żeby rodzice, Syriusz, Remus, Dora i Fred ze mną zostali... Nieważne, jak wielkim kosztem.
Uniosłem się na łokciach, czując łzy wstydu pod powiekami. Kiedy zamieniłeś się w tak obrzydliwą i samolubną bestię, człowieku?
Może wtedy, kiedy poczułeś, co to znaczy mieć rodzinę i jak ciężko ją oddać, pisnęło coś w mojej obolałej głowie. Świetnie. Tylko, że ludzie, którzy ginęli, może właśnie w tej chwili, kiedy ja leżałem i konałem pod ciężarem wyrzutów sumienia, też mieli rodziny. I pozostawili je w wiecznej tęsknocie, z którą, zdawać by się mogło, kilka miesięcy temu byłem pogodzony. Gdyby nie ta cholerna książeczka w gabinecie Dumbledore'a.
Przerażało mnie to, ile skrajności we mnie walczyło. Z jednej strony przeklinałem chwilę, kiedy znalazłem ten cholerny zbiór starych, pożółkłych kartek, a z drugiej miałem świadomość, że gdybym tego nie zrobił, wciąż nie miałbym rodziców, a o rozmowie z Syriuszem mógłbym tylko marzyć, wgapiając się wieczorami w ścianę.

CZYTASZ
Oraveritis
FanfictionKontynuacja opowiadania znanego pod nazwą "Obliterati". "Ciągniecie za sobą konsekwencje, o jakich nie macie pojęcia". Życie osób wskrzeszonych przez Harry'ego Pottera wydawało się być sielanką, a James, Lily, Syriusz, Remus, Nimfadora i Fred szybko...