Nimfadora
Na wpół przytomna usiadłam na łóżku i po omacku zaczęłam wkładać protezę. Uchyliłam powieki tylko na chwilę, żeby upewnić się, że wszystko dobrze zapięłam i nie wywinę orła, schodząc po schodach. Wpuszczając marudzenie Teddy'ego jednym uchem, a wypuszczając drugim, podeszłam do łóżeczka i uspokoiłam go na tyle, by zdołał doczekać aż zejdę na dół i przygotuję mu mleko. Takie sytuacje zdarzały się coraz rzadziej, ale widocznie wczorajsza balanga na tyle go przebodźcowała, że musiał wyrazić swój bunt dramatyczną pobudką o piątej nad ranem. Kiedy się uspokoił i chyba na chwilę przysunął, ssąc smoczka, który wjeżdżał już tylko właśnie w takich awaryjnych sytuacjach, odwróciłam się i zmierzyłam wzrokiem śpiącego Remusa. Uśmiechnęłam się pod nosem. James i Syriusz dotrzymali słowa i mój mąż przyszedł do sypialni może nieco weselszy niż zazwyczaj, ale na pewno nie ciężko pijany.
Jak to zwykle bywa z człowiekiem wyrwanym ze snu, było mi tragicznie zimno, a moim największym marzeniem w tamtej chwili był po prostu powrót pod ciepłą kołdrę i przytulenie się do Remusa, który grzał jak przenośny grzejnik. Wiedziałam jednak, że mój syn zaraz znowu pokaże światu siłę swoich młodych płuc, budząc nie tylko mnie, ale też pozostałych domowników, więc owinęłam się szlafrokiem, zarzucając na niego jeszcze sweter męża i wyszłam na korytarz.
— Brr, co za ziąb — mruknęłam pod nosem, mając wrażenie, że poza sypialnią jest jeszcze chłodniej. W domu panowała idealna cisza i wiedziałam, że prędko się to nie zmieni. W końcu skończyli się bawić dopiero jakieś dwie godziny temu. Po drodze na parter nie omieszkałam uchylić drzwi do sypialni Syriusza i zerknąć czy z Shailene wszystko w porządku, ale jak się okazało, nie miałam żadnych powodów do obaw. Oboje smacznie spali.
Wiedziałam, że im szybciej zrobię mleko i dam je Teddy'emu, tym szybciej będę mogła wrócić do łóżka i zanurkować w pościeli. Ignorując więc swoje szczękanie zębami, szybko pokonałam schody i weszłam do kuchni. Biorąc pod uwagę skalę wczorajszych zabaw byłam pewna, że zostawili chlew, żeby zająć się nim dopiero rano, ale widać Lily i Mer na to nie pozwoliły. Wszystko było posprzątane, pozmywane i poukładane. Zakładałam, że w salonie było podobnie, nawet nie musząc tam zaglądać.
Wzięłam butelkę i mleko, upewniając się, czy nie mylę go z tym, które piła Shailene, po czym czarami szybko podgrzałam wodę w czajniku tak, żeby była idealnie ciepła, ale nie za gorąca. Jedyne, czego nie lubiłam robić za pomocą różdżki, to odmierzanie mlecznego proszku. Wolałam zrobić to ręcznie i właściwie tylko dlatego w ogóle pofatygowałam się na dół. W końcu z góry wszystko mogłam załatwić czarami.
Upewniwszy się jeszcze, czy Teddy się nie poparzy, wyszłam z kuchni i powłócząc nogami ze zmęczenia, skierowałam się ku schodom. Akurat miałam wejść na pierwszy stopień, gdy nagle za moimi plecami coś tak głośno huknęło w drzwi wejściowe, że aż podskoczyłam.
— Matko boska! — zawołałam przestraszona, w ostatniej chwili łapiąc butelkę, która wysunęła mi się z palców. Jak na swój raczej denny refleks byłam w szoku, że mi się to udało. Zanim zdążyłam jeszcze bardziej spanikować, że Voldemort znalazł naszą kryjówkę i właśnie chcę się do nas dostać, żeby dokonać zbiorowego mordu, ktoś ponownie załomotał w drzwi i tym razem postanowił się odezwać.
— Otwórzcie! To ważne, nie obchodzi mnie, że pewnie jeszcze śpicie! Będę tu stał i się darł, dopóki mi nie otworzycie! — Z zaskoczeniem rozpoznałam głos Neville'a, co nieco mnie uspokoiło. Uff, dobra, on znał nasze położenie, więc bez problemu mógł nas odwiedzić. Tylko, co u licha, robił tutaj o tak wczesnej porze i dlaczego próbował wyważyć Jamesowi drzwi?!

CZYTASZ
Oraveritis
FanfictionKontynuacja opowiadania znanego pod nazwą "Obliterati". "Ciągniecie za sobą konsekwencje, o jakich nie macie pojęcia". Życie osób wskrzeszonych przez Harry'ego Pottera wydawało się być sielanką, a James, Lily, Syriusz, Remus, Nimfadora i Fred szybko...