Syriusz
Znów czułem się jak na siódmym roku nauki w Hogwarcie, gdzie moje życie toczyło się od pełni do pełni, w międzyczasie zahaczające o przygotowywanie się do nieuniknionej wojny i przeplatane nauką, do której mnie i Jamesa zmuszał Remus, gderając jak katarynka, że czytanie nas nie zabije, a z pewnością nam się przyda. Teraz jednak różnica była taka, że oczami wyobraźni widziałem wielki zegar odmierzający nam czas do końca. Jeszcze do niedawna był styczeń i jakoś mnie to nie przerażało, ale zaczął się luty i zacząłem odczuwać coraz większą presję. Jeśli szybko nie zlokalizujemy ludzi, którzy wrócili z nami na ten świat, za równo pół roku przestaniemy istnieć. A razem z nami każdy człowiek na ziemi. Wesoła perspektywa, nie ma co.
Padłem na podłogę w salonie Potterów, dysząc jak stara lokomotywa i wpatrując się tępo w sufit. Po ostatniej pełni wszyscy zgodnie postanowiliśmy, że nie ma co się dłużej obijać i pora wziąć się za ćwiczenia zaklęć czy, na co przystali najmocniej Remus, Lily i Meredith, wertowanie masy książek, z których informacje mogą nam się przydać przy nadchodzącym końcu świata. Dodatkowo James zarządził, że naszej sferze fizycznej również przydałby się trening, bo – na co zareagował z przerażeniem – dostrzegł na swoim brzuchu maleńką fałdkę tłuszczu. Osobiście niczego takiego u niego nie zauważyłem, podobnie jak wszyscy inni, którzy bywali w domu Potterów częściej, niż w swoich własnych mieszkaniach, a ciężko było nie badać jego zwidów, gdy dzień w dzień paradował bez koszulki, wykonując katorżnicze ćwiczenia i zmuszając do nich również mnie. Początkowo próbował namówić też Remusa, ale gdy ten zagroził, że załatwi u McGonagall odwołanie wszystkich meczów quidditcha, odpuścił. Ja nie miałem żadnych kontrargumentów, które by do niego dotarły, więc niestety zostałem wciągnięty w to szaleństwo. To właśnie po jednym z takich jego treningów rozciągnąłem się na dywanie, modląc się w duchu, by już nie kazał mi z niego wstawać.
— Co ma znaczyć ten przypływ lenistwa? — fuknął, stając nade mną i wspierając ręce pod boki. Jego skóra lśniła od potu tak bardzo, że pewnie można by go sprzedawać w litrach. — Kiedyś lepiej ci to szło.
— Przypominam, że, ugh, moje ciało jest starsze, niż twoje.
— Ale ja dłużej leżałem w grobie.
— Nie tłumacz się. Po prostu coś przyćpałeś. I proszę, nie możesz się ubrać? Twoje blizny mnie dekoncentrują. Przez nie męczę się dwa razy szybciej.
James zerknął na swoją pierś. Choć Mer dała świetny popis umiejętności leczniczych tamując krwawienie, jakie zafundowała mu pierwsza mściwa pełnia, to wszystkie jego stare rany sprawiały wrażenie jeszcze większych i gdyby ktoś go teraz zobaczył, pewnie pomyślałby, że każda z nich jest nowa. A nikt normalny nie przeżyłby takich cięć zafundowanych w jednej chwili.
— Zawsze możesz zamknąć oczy — zauważył, wspinając się na palce i opadając na dłonie. W radiu popłynęło właśnie Runaway Del Shannona, a Jamie zaczął wyciskać w rytm melodii, przy okazji podśpiewując tekst pod nosem. Podziwiałem, że był w stanie robić pompki i jednocześnie śpiewać.
— Ja nie narzekam — mruknęła Lily, wyglądając na Jamesa zza Poradnika Transmutacji dla zaawansowanych. Ona kategorycznie odmówiła wykonywania przeklętych treningów Jamesa, skupiając się na wertowaniu książek, które mogłyby nam się przydać. Właśnie przeglądała jakiś przeraźliwie wyglądający stos starych tomiszczy, siedząc na kanapie odsuniętej pod samą ścianę. Tam też wylądowały wszystkie meble z salonu. Dom Potterów znów wyglądał tak, jakby dział się w nim wielki remont, a w końcu robił jedynie za chwilową miejscówkę do ćwiczeń.

CZYTASZ
Oraveritis
Hayran KurguKontynuacja opowiadania znanego pod nazwą "Obliterati". "Ciągniecie za sobą konsekwencje, o jakich nie macie pojęcia". Życie osób wskrzeszonych przez Harry'ego Pottera wydawało się być sielanką, a James, Lily, Syriusz, Remus, Nimfadora i Fred szybko...