James
Chodziłem nerwowo po salonie, mnąc w dłoni list do Diany i czując na sobie wzrok wszystkich domowników. Po tym, jak o mały włos nie udusiłem się kawą po rewelacjach mojej ulubionej uczennicy, podniosłem alarm i zwołałem wszystkich na parter. Kiedy przedstawiłem im całą sprawę, podrygując ze zdenerwowania, Harry natychmiast wyszedł, żeby skontaktować się z McGonagall. Na szczęście chwilę wcześniej zdążył wrócić do domu po spotkaniu z Zakonem w sprawie Potterwarty.
— Pozostanę sceptyczny i stwierdzę, że to wcale nie musi być horkruks — oznajmił Remus po raz kolejny, siedząc na kanapie z Teddym na kolanach. — To byłoby jakieś zrządzenie losu, pieprzony cud. Ostatnimi czasy zdecydowanie za dobrze nam idzie.
Dora parsknęła kpiącym śmiechem.
— I co? To jest twój nowy powód do zmartwień? Że w końcu zaczęło nam się powodzić? Nigdy nie przestaniesz mnie zadziwiać, mój mężu. Na starość skończysz w wariatkowie.
— I jakie jest prawdopodobieństwo, że Diana znalazła przypadkowo inny porzucony wisiorek, który wygląda tak okazale? — zapytał Syriusz, kręcąc głową i spoglądając na Lunatyka z politowaniem. Obok niego stał wózek ze śpiącą Shailene, którym lekko kołysał, używając do tego nogi opartej o jedno z kół. — Pogódź się z tym swoim nowym nieszczęściem, Remusie, że może jednak los się do nas uśmiechnął.
Zerknął na swojego brata, który w perspektywie możliwości rychłego odegrania bardzo ważnej roli w naszej historii, chyba lekko się zestresował i teraz siedział wyprostowany jak struna, udając pozorny spokój. Zdradzały go zaciśnięte szczęki i palce, którymi rytmicznie stukał w podłokietnik. Już chyba dawno zapomniał, że cokolwiek czytał. Reszta obecnych w salonie szeptała między sobą z podekscytowaniem, że być może jesteśmy blisko wykonania kolejnego kroku ku zakończeniu tej galopującej masakry, ale ja nie podzielałem ich nastroju. Nie potrafiłem, bojąc się, że horkruks mógł mieć na Dianę zły wpływ. Harry zdążył nam opowiedzieć, co to cholerstwo potrafi wyczyniać z ludźmi. Zerknąłem na Ginny, która obgryzała paznokcie, wpatrując się w jeden punkt. Westchnąłem ciężko. Znałem historię o dzienniku i o tym, co z nią zrobił na początku jej drogi w Hogwarcie. I właśnie dlatego tak się bałem.
Lily nie przejawiała przesadnie żadnych emocji. Siedziała spokojnie, zerkając to na mnie, to na Remusa, który chyba właśnie obraził się na Dorę za wysyłanie go do wariatkowa i całą uwagę ostentacyjnie poświęcił Teddy'emu. Spojrzałem na drzwi, nerwowo wyczekując Harry'ego, po czym przeniosłem wzrok na zegarek. Nie było wcale tak późno, mogliśmy załatwić tą sprawę jeszcze dzisiaj. Wręcz musieliśmy, bo nieważne czy Diana znalazła horkruksa, czy jakieś badziewne świecidełko, musiałem mieć pewność, że jest bezpieczna. Choć jeszcze nikomu o tym nie powiedziałem, zamierzałem sam tego dopilnować.
— Przestań łazić, usiądź — mruknął do mnie Syriusz. — Wiem, że się martwisz, ale to nic ci nie da.
— Wiem, że nic mi nie da, ale aktualnie nie wiem, czy mam się cieszyć, że być może jesteśmy na tropie horkruksa, czy bać, że to coś zrobi Dianie krzywdę — odpowiedziałem, znowu zerkając na drzwi.
— A cały list brzmi normalnie? — zapytała Ginny, patrząc na mnie uważnie. — No wiesz, czy pisała tak samo jak zawsze, czy może jednak coś cię zaniepokoiło.
— Nie, wszystko jest tak, jak zawsze. O naszyjniku wspomniała dopiero pod sam koniec, jakby jej się w ostatniej chwili przypomniało i to nie w kontekście samego znalezienia biżuterii, tylko faktu, że koleżanki z dormitorium zabawiły się w złodziejki — odrzekłem, dla pewności zerkając na list. — A co? Gdyby została opętana, to pewnie bym to poznał, prawda?
CZYTASZ
Oraveritis
FanficKontynuacja opowiadania znanego pod nazwą "Obliterati". "Ciągniecie za sobą konsekwencje, o jakich nie macie pojęcia". Życie osób wskrzeszonych przez Harry'ego Pottera wydawało się być sielanką, a James, Lily, Syriusz, Remus, Nimfadora i Fred szybko...