2. Pokłosie

1K 80 231
                                    


Syriusz

      Przewracałem się z boku na bok, z każdą chwilą skopując z siebie kołdrę coraz bardziej. W domu Potterów panowała niczym niezmącona cisza, ale wiedziałem, że nie jestem jedyną osobą, która nie może spać. Zapewne każdy wolał udawać, byle tylko nie siedzieć razem przez całą noc i nie próbować robić dobrej miny do złej gry. Z frustracją odrzuciłem kołdrę na tyle mocno, że spadła na podłogę, po czym usiadłem gwałtownie. Mimo że był środek zimy, a dom moich przyjaciół nigdy nie należał do najcieplejszych, czułem, że jeszcze chwila, a się uduszę. Z sapnięciem zdjąłem z siebie górę od piżamy, po czym cisnąłem ją w kąt. Podniosłem się chwiejnie, po czym podszedłem do okna, kątem oka zerkając na elektroniczny zegarek, którego cyferki jarzyły się w mroku. Było grubo po północy.

      Westchnąłem ciężko, opierając się czołem o zimną szybę, po czym zacisnąłem powieki. Odkąd pozbyliśmy się Petera i przekazaliśmy go w ręce władz minęło już przecież tyle godzin, a ja nadal czułem wszystkie te negatywne emocje, z którymi prawie sobie nie poradziłem. To obrzydzenie, strach, żądzę mordu, wściekłość... Prychnąłem, a mój oddech sprawił, że na szybie pojawiła się para.

       Od samego początku, od dnia kiedy Harry wrócił mi życie, nie opuszczało mnie niedowierzanie. Dzisiaj, a raczej już wczoraj, podwoiło swoją objętość, wypełniając moją głowę stadem niespokojnych myśli.

      Może lepiej było zostać zimnym trupem, pomyślałem gorzko, czując jak moją twarz wykrzywia grymas. Wtedy już nie czułbym tego strachu, tego bólu... obawy o życie przyjaciół. Przecież ja już to wszystko przeszedłem. Czy dostałem szansę na nowe życie tylko po to, by zaliczyć powtórkę z rozrywki? Naprawdę wszechświat aż tak chciał zabawić się moim kosztem? Jakaś część mojej podświadomości podpowiadała mi, że bredzę, bo przecież ponowne spotkanie z Jamesem czy możliwość dzielenia z przyjaciółmi tych kilku miesięcy normalnego życia, było czymś niewyobrażalnie wspaniałym, ale znajdowałem się w takim stanie, że nic nie było w stanie nakłonić mnie do pozytywnego myślenia. Nie w tamtej chwili.

      Zbyt wiele razy w ciągu swojego życia uwierzyłem tylko po to, by dać się zawieść. Teraz wolałem pozostać realistą, choć pewnie brzmiałem bardziej jak pesymista.

      Byłem pewien, że Remus też nie śpi. Na pewno ślęczał nad tymi kartkami. Może nawet poznał już nasz ewentualny wyrok śmierci. Poczułem zimny dreszcz przebiegający mi po plecach. Wzdrygnąłem się, po czym powoli wyprostowałem. Cieszyłem się, że nie wróciłem na noc do siebie. Z nerwów jeszcze rozniósłbym Grimmauld Place w drobny mak, a tutaj miałem tę świadomość, że muszę się zachowywać.

      Meredith też została.

      Po wyjściu Remusa zgodnie stwierdziliśmy, że lepiej się nie rozdzielać. Skoro mój wróg numer jeden robił za nasz ogon, choć wcale nie powinno go być na tym świecie, to kto wie, co jeszcze na nas czyhało? Byłem świadomy, że kiedy jutro Lunatyk powie nam o wszystkim, co Harry powinien wiedzieć przed tym zanim zabrał się za przyzywanie zmarłych zza grobu, przyjdzie nam podjąć wiele ważnych decyzji. Modliłem się tylko o to, byśmy nie musieli czekać na śmierć z założonymi rękami, bo okaże się, że już na późno na zrobienie czegokolwiek.

      Uniosłem czujnie głowę, kiedy z sąsiedniego pokoju dobiegł mnie odgłos tłuczonego szkła. Na korytarzu zapaliło się światło, mieniąc się w szybie drzwi prowadzących do pokoju gościnnego, który zajmowałem. Obok znajdowała się sypialnia Jamesa i Lily. Zawahałem się, ale tylko przez chwilę. Po kilku sekundach wyglądałem już z zaniepokojeniem na korytarz. James właśnie wychodził z sypialni, w jednej dłoni mając resztki czegoś, co wyglądało jak stłuczona szklanka.

OraveritisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz