Meredith
Wpatrywałam się w wodę lecącą z kranu. Zdążyłam już zapomnieć, po co ją odkręciłam i dlaczego w ogóle przyszłam do łazienki. Kiedy moje myśli znowu zaczęły przypominać jakiekolwiek słowa, zaczęłam się zastanawiać, jak długo tak stałam. Wyciągnęłam rękę i zakręciłam kran, potrząsając głową. Zerknęłam przelotnie w lustro, ale szybko odwróciłam wzrok. Świadomie zrobiłam to dopiero wczoraj wieczorem i się przeraziłam. Nie chciałam dłużej patrzeć na ten obraz nędzy i rozpaczy, wystarczyło, że równie rozpaczliwe obrazy co jakiś czas przesuwały się przed moimi oczami. Spojrzawszy przez małe okienko przy suficie, przypomniałam sobie, po co tutaj przyszłam. Żeby się wykąpać. Po raz pierwszy od... sama nie wiedziałam kiedy. Nie wiedziałam nawet, którego dzisiaj mamy, a o porze dnia wnioskowałam tylko na oko, oceniając to, co widziałam na dworze.
Czując obrzydzenie do samej siebie, weszłam pod prysznic, spłukując z siebie nie tylko zewnętrzny brud, ale mając wrażenie, że po raz pierwszy od dawna, w mojej głowie też robi się jaśniej. Jakbym potrzebowała tylu dni wegetacji, żeby zdać sobie sprawę, że jeszcze żyję. Tak. Że jeszcze żyję mimo nędzności rozciągających się przede mną perspektyw. Gdyby ktoś mnie zapytał, co robiłam odkąd odłączyłam się od moich bliskich, nie umiałabym odpowiedzieć na to pytanie. Niewiele pamiętałam. Musiałam się skupić nawet na tym, żeby przypomnieć sobie, gdzie w ogóle jestem i jak znalazłam się w hostelu, w którym obecnie wynajmowałam pokój. Myślę, że moja obecność tutaj też powinna zostać uznana za pewien sukces. Równie dobrze mogłam robić to samo w lesie pod jakimś drzewem. Tam też mogłam leżeć, wgapiać się w górę na przemian z płaczem i zaspokajaniem jakichś prymitywnych, ludzkich potrzeb. To do jakiego stanu się doprowadziłam, zaczynałam odczuwać dopiero teraz. Byłam odwodniona, niedożywiona, kręciła mi się w głowie przy najmniejszym ruchu i nie wiedziałam, ile spałam i czy w ogóle spałam.
Nie wiedziałam też, czemu właśnie teraz coś zaczęło do mnie docierać. Czemu poczułam, że powinnam wstać i zająć się sobą choć w najmniejszym stopniu. Szorowałam swoje ciało tak, jakby zależało od tego moje życie. Tak mocno, że aż zaczęła boleć mnie skóra. Może w ten sposób chciałam też zmyć z siebie całą wewnętrzną agonię, wyrzuty sumienia i przemożną chęć cofnięcia czasu.
Umarłabym w tym lesie. Umarłabym w tym lesie i nie pozwoliła na ból, który trawił mnie od wielu dni i był bólem znacznie gorszym od jakichś tam tortur. Gdybym nie była tak cholernie słaba, tak cholernie mało warta w porównaniu do ludzi, którzy byli dla mnie wszystkim, mogłabym teraz gnić w grobie. A może i bez grobu, bo nie miałam gwarancji, że zostałabym pochowana. Przynajmniej gniłabym z czystym sumieniem. Z przeświadczeniem, że zrobiłam wszystko, co mogłam zrobić, by nie sprowadzać zagłady na swoją rodzinę. Świadomość, że mój ojciec zginął przez coś, co ja oddałam od tak, sprawiała, że momentami sama, gołymi rękami, chciałam wykopać dla siebie ten grób. Gdzieś podświadomie czepiałam się jednak pewnej myśli i teraz, wychodząc spod prysznica na brudną podłogę podrzędnego hostelu, w którym opłaciłam dwa tygodnie z góry, żeby nikt mnie nie niepokoił, uświadomiłam sobie, że ta sama myśl sprawiła, że się wreszcie podniosłam.
W końcu na śmierć zawsze przyjdzie pora, prawda?
Jeśli im się nie uda, jeśli coś pójdzie nie tak, w sierpniu i tak moje dylematy pozostaną nic niewarte, a sprawiedliwość dosięgnie mnie sama, bez mojego udziału. Nie mogłam powiedzieć, że na to czekam, bo o niczym tak nie marzyłam, jak o ich sukcesie (o ile ja w ogóle jeszcze o czymkolwiek marzyłam) i o tym, by mieli szansę na długie i szczęśliwe życie, na które zasługiwali, jak nikt na tym świecie.
Obiecałam coś Syriuszowi. Choć sama nie wiedziałam, co mu obiecuję i choć byłam pewna, że nie jest to nic warte, tej jedynej obietnicy chciałam mu dotrzymać. Żeby nie pomyślał, że to przez niego. Żeby nie obwiniał się, że mnie nie dopilnował, choć była to ostatnia rzecz, jakiej oczekiwałam. Znałam go jednak, znałam ich wszystkich i wiedziałam, że moją śmierć uznają za coś, czemu są winni.

CZYTASZ
Oraveritis
FanfictionKontynuacja opowiadania znanego pod nazwą "Obliterati". "Ciągniecie za sobą konsekwencje, o jakich nie macie pojęcia". Życie osób wskrzeszonych przez Harry'ego Pottera wydawało się być sielanką, a James, Lily, Syriusz, Remus, Nimfadora i Fred szybko...