48. Jedna jedyna

552 40 363
                                    

Meredith

         Przechyliłam się przez barierkę schodów, zaglądając na parter. Po korytarzu nikt się nie kręcił, natomiast głosy domowników słyszałam z salonu. Było już po ósmej, a według tego, co udało się wyliczyć Remusowi, pełnia miała nastąpić równo o ósmej czterdzieści. Jeśli wtedy nic się nie stanie, kto wie, może będą bezpieczni, a my, niewskrzeszeni, razem z nimi. Wczoraj kiedy wrócili z Hogwartu opowiedzieli nam o sytuacji z Malfoyami i niespodziance Neville'a. Wedle wcześniejszych zamiarów, które mieli, nie zaprosili Longbottomów. Syriusz uznał, że Regulus popsuł im całą radość, przypominając o "cholernym księżycu" i nikt już nie miał głowy do tego, żeby myśleć o miejscu pobytu niedawno stworzonego horkruksa.

        Przy kolacji Harry nieco poprawił wszystkim humor, czytając listy od ludzi, które dostał w szkole. Miałam wrażenie, że ktoś dobrze przemyślał, które z nich powinien zobaczyć. Nie były ani przesadnie słodkie czy obciążające, po prostu... normalne, szczere. Jeden mężczyzna pisał, że przez ostatnie miesiące przyrzekał sobie, że jeśli tylko spotka gdzieś Harry'ego, to skręci mu kark, ale dodał, że po audycji przemyślał sobie wszystko od nowa i dotarło do niego, jak wysoka była stawka tego wskrzeszania. Najbardziej rozbroił nas jednak krótki list od jakiejś dziesięcioletniej dziewczynki, która napisała, że jej mama zginęła w Bicester i była za to bardzo zła na Harry'ego, ale przecież jego mama też zginęła i gdyby mogła, to zrobiłaby to samo, co on. W ostatnim czasie rzadko pozwalałam sobie na wzruszenia, ale zrobiło mi się aż gorąco z żalu. Nawet James, który po Oklahomie obiecał sobie, że już nigdy nie uroni łzy, siedział bez ruchu dłuższą chwilę, jakby walczył sam sobą.

        Wzdrygnęłam się na samo wspomnienie o Oklahomie i o tym, co się tam stało, po czym przygładziłam nerwowo włosy i podążyłam do salonu. W poprzednią pełnię też wszyscy razem czekaliśmy na to, co może się wydarzyć i doczekaliśmy się objawień martwych ludzi. Z jednej strony byłoby to wyjątkowo łagodne, jak na to, co dotychczas księżyc nam fundował, ale z drugiej strony, mówiłam tak tylko dlatego, że ja nie zobaczyłam swojej matki. Nie rozdrapałam starych ran, czego nie można było powiedzieć o Jamesie, który chodził struty kilka następnych dni, po tym jak objawili mu się jego rodzice. Nie chciałam powtórki z rozrywki, bo naprawdę nie wiedziałam, jakbym się zachowała, gdyby nagle przede mną stanęła mama, potencjalnie zdrowa i uśmiechnięta. Zamrugałam, odpędzając od siebie wspomnienia z nią związane, bo w tych ostatnich była już tak wyniszczona chorobą, że ciężko było w niej zobaczyć tą piękną kobietę, w której bez pamięci zakochał się mój ojciec.

        Weszłam do salonu, natychmiast łowiąc spojrzenie większości tam zgromadzonych. Cieszyłam się, że nie muszę czuć się z tym nieswojo. Pomachałam im na powitanie i przysiadłam na kanapie obok Lily, która siedziała po turecku i gryzła paznokcie. Miałam wrażenie, że wszyscy co chwila patrzą na zegar.

         — Nie mamy żadnego planu działania, prawda? — zapytałam tylko po to, żeby choć na chwilę przerwać tą pełną napięcia ciszę, która zapadła.

         — Nie bardzo — mruknął James, opierający się o komodę z rękami założonymi na piersi. — Nie wiemy, co się może stać. Po pełni Freda myśleliśmy, że już żadna kolejna niczego nam nie przyniesie, ale byliśmy w błędzie. Te dziwne objawienia, czy jak to tam nazwać...

         Zagryzł wargę.

         — Myślałem trochę o tym — mruknął Remus, który razem z Teddym układał zamek z klocków na środku dywanu. — Gdyby to miało się powtórzyć, może mieć większe natężenie.

        — Co dokładnie masz na myśli? — zapytał Syriusz, siedząc rozparty w fotelu i nogą od niechcenia kiwając stojący obok wózek. Momentalnie umknęłam wzrokiem. Dziwnie mi było patrzeć na niego w tej... roli. Za każdym razem czułam pieczenie w gardle i jeszcze do końca nie umiałam zidentyfikować, o co mi chodziło.

OraveritisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz