68. Gorzki rozrachunek

455 27 301
                                    

James

        Leżałem na łóżku z rękami pod głową i wgapiałem się w ciemny sufit. Lily też miała problem z zaśnięciem, ale jakiś kwadrans temu w końcu odpłynęła. Wiedziałem, że nie zmrużę oka. Mimo to, nie podnosiłem się. Starałem się nawet nie poruszać, bo obawiałem się, że po tym, co przeszła, śpi bardzo czujnie. Nie chciałem jej budzić, zasłużyła na to, by choć na chwilę przed tym uciec. Co jakiś czas gdzieś z głębi domu dochodziły do mnie czyjeś ciche głosy. Wiedziałem, że sposób, w jaki kilka godzin temu weszliśmy do domu, zrzucając im na głowy Snape'a, sprawił, że mózgi pękają im od nadmiaru pytań. Byłem im wdzięczny, że rozumieją to, że nie byłem w stanie niczego im teraz opowiedzieć, ale z drugiej stronie miałem wyrzuty sumienia, że zostali z niczym.

       Nawet, gdybym się uparł, po cichu wymknął na korytarz i jednak stwierdził, że wszystko im powiem... nie wiedziałbym, w jaki sposób to zrobić. Pozostawała też kwestia, czy Lily w ogóle tego chciała. Odniosłem wrażenie, że w tej mieszance emocji, z którą musiała się mierzyć, nie brakuje też irracjonalnego wstydu. Zdecydowanie wolałbym się mylić. Nie chciałem znowu jej przekonywać, że cokolwiek myślała, nigdy nie zrobiła nic, co mogłoby ją zawstydzać w tej kwestii.

       Spojrzałem z irytacją w stronę zamkniętych drzwi pogrążonych w mroku. Co jakiś czas słyszałem też jakiś jęk Snape'a, często brzmiący, jak imię mojej żony. Tego, jak zabrać się do jakiejkolwiek rozmowy z nim, też nie wiedziałem..

        Nie umiałem wyobrazić sobie, że tak po prostu idę do niego, wykładam karty na stół i rozpoczynam jakąś denną przemowę, w której wyszczególniam mu, co mi nie pasowało. Gdzieś tam z tyłu głowy wiedziałem, że mam do tego prawo, ale po tym, co widziałem wczoraj, po widoku tej obmierzłej ulicy, tego zjedzonego przez pleśń domu... Zacząłem mieć dość poważne opory. Dochodził do tego też fakt, że odkąd po powrocie do żywych nasze drogi ponownie się spotkały, Snape niejednokrotnie mi pomógł. Na pewno tylko z powodu Lily i poczucia, że być może ma jakieś winy do odkupienia wobec niej, ale jednak.

      Westchnąłem ciężko i znowu spojrzałem na drzwi. Nie wiedziałem, która godzina, ale położyliśmy się bardzo niedawno. Nie było szans, że już go puściło. A nawet jeśli trzeźwe myślenie do niego wróciło, na pewno był zbyt wykończony, bym z czystym sumieniem mógł zaatakować go rozmową. Spojrzałem na Lily, śpiącą na boku z twarzą zwróconą w moją stronę. Nie miałem pewności, czy kiedykolwiek wcześniej byłem za nią tak wdzięczny jak dziś. Realnie zacząłem się zastanawiać, co bym ze sobą zrobił, gdyby to Snape w tej historii miał być szczęśliwy. Wyobraźnia mnie zawodziła, ale musiałem oddać mu tę sprawiedliwość, że ja miałbym wsparcie. Od rodziców, od przyjaciół, którzy bardzo szybko chcieliby mi znaleźć nową wybrankę. On został sam. I może to ta samotność doprowadziła go do miejsca, w którym się teraz znajdował.

         Miałem to za coś w rodzaju... szaleństwa. Nie mógł jej kochać tak prawdziwie, zdrowo. Gdyby tak było nie zniszczyłby sobie życia dla kobiety, która nigdy nie zrobiła mu nadziei. Która od lat była z innym. To nie mogło być dobre uczucie. Za bardzo go zrujnowało, by nawet on sam mógł tak myśleć.

          Poddałem się i ostrożnie wstałem. Musiałem wyjść z tego pokoju, musiałem wygrzebać się z tysiąca myśli, które nie dawały mi spokoju. Podniosłem się najostrożniej jak potrafiłem, starając się to zrobić tak, by sprężyny w łóżku nie skrzypnęły. Kiedy już stanąłem na dwóch nogach, obejrzałem się na Lily. Na szczęście wciąż spała. Wymknąłem się po cichu na korytarz i powoli zamknąłem za sobą drzwi. Mój wzrok od razu powędrował w kierunku pokoju, w którym obecnie przebywał Snape. Przy drzwiach stali Syriusz i Regulus pogrążeni w cichej rozmowie. Co jakiś czas w ich słowa wkradał się jęk lub westchnienie naszego gościa, ale od razu poznałem, że jest już zdecydowanie lepiej.

OraveritisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz