28. Operacja "minister dzban"

840 46 324
                                    

Syriusz

      Z rozbawieniem patrzyłem, jak Remus i Dora wnoszą wielki karton do aktualnej sypialni Jamesa, którą wciąż był gabinet Fleamonta. Chyba nikt na razie nie chciał ryzykować przenoszeniem go, a poza tym często zbierało się tutaj sporo ludzi, by z nim pogadać lub mu pomóc, a kręcenie się wokół niego było znacznie wygodniejsze, gdy leżał tutaj, niż gdyby miał znaleźć się na powrót w swojej sypialni. Podejrzewałem, że mogłoby to być dla niego mało komfortowe, w tym również dla Lily.

      — Czy to jakieś specjalistyczne narzędzie tortur? — spytał niepewnie James, obracając w dłoni swoją różdżkę. Mimo sprzeciwu Lily w końcu udało mu się o nią wybłagać, choć widziałem po jego minie, że nadgarstki wciąż bolały go na tyle, że trudno było mu utrzymać nawet tak mały kawałek drewna w ręku. Sądziłem jednak, że mając ją w dłoniach mógł czuć się pewniej, niezależnie od bólu czy dyskomfortu. W końcu przez miesiąc był jej pozbawiony. Wiedziałem, jak to jest. Ja byłem jej pozbawiony przez dwanaście lat, ale już po tygodniu dostawałem szału.

      — Skądże znowu — powiedziała dziarsko Dora, odstawiając karton na podłodze. Coraz lepiej szło jej poruszanie się z protezą, dlatego korzystała jak mogła, by testować ją na wiele sposobów. — To stare komiksy mojego ojca. Zaczął je kolekcjonować, gdy był nastolatkiem, z czasem również mnie wciągając w ten świat. Pomyślałam, że może chciałbyś je poczytać. Wiesz, żeby ci się nie nudziło.

      James mimowolnie się skrzywił. Nie musiałem pytać, by wiedzieć, o co mu chodziło. Bycie przykutym do łóżka w takim momencie mocno go frustrowało. Widziałem nie raz, jak próbował wstawać i poruszać się o własnych siłach, ale wciąż sprawiało mu to olbrzymi problem i bardzo szybko z tego rezygnował, wracając na łóżko i po prostu godzinami wpatrując się w sufit. Choć te komiksy mogłyby skutecznie zająć mu czas, wolałby teraz działać, a nie leżeć i regenerować siły. To również doskonale rozumiałem. Stagnacja w czasie wojny była nie do zniesienia. Przeszedłem przez to nie tylko w więzieniu, ale również gdy nie mogłem opuszczać Grimmauld Place. To naprawdę kuriozalne, że moje poprzednie życie było znacznie gorsze od tego, choć teraz historia w wielu przypadkach wydawała się powtarzać.

      Nie chcąc, by Dora zobaczyła jego grymas, bardzo szybko przywołał na twarzy szeroki uśmiech, a przynajmniej na tyle szeroki, na ile mógł sobie teraz na to pozwolić.

      — Dzięki, Doro, z pewnością umilą mi czas — powiedział, wychylając się z poduszek. — Podałabyś mi kilka? Chętnie je przejrzę.

      — Pewnie. — Wyciągnęła z kartonu kilka gazet i położyła mu na kolana. James od razu sięgnął po pierwszy i zaczął go przeglądać, a Dora opadła na krzesło obok mnie. — I pomyśleć, że na początku nie chciałam zabierać tych szpargałów z domu.

      — To czemu w końcu się zdecydowałaś? — zapytał Remus, opierając się o parapet.

      — Sama nie wiem. Chyba chciałam mieć ze sobą coś, co będzie przypominało mi o tacie.

      Zapadła niezręczna cisza, w trakcie której słychać było jedynie szelest kartek, które przerzucał James, oraz ciche krople deszczu uderzające o okno. Rozpadało się już dwie godziny temu i nie zanosiło się na prędkie rozpogodzenie.

      — Czyli te komiksy opowiadają o super bohaterach? — zapytał James po kilku minutach. Chyba tak się wciągnął, że nie dosłyszał tego, co Dora mówiła o ojcu.

      — Tak — odparła, otrząsając się z zamyślenia. — Jest ich cała masa i te komiksy, które posiadam to nie wszystko. Najwięcej znajdziesz o Spider-Manie, bo tata go uwielbiał. — Zerknęła z rozbawieniem na Remusa. — Wiesz co? Trochę mi go przypominasz.

OraveritisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz