33. Wieńce pamięci

754 52 376
                                    

Syriusz

      Początkowo trochę przerażała mnie ilość ludzi zamieszkujących dom Potterów, jednak teraz było mi to wręcz na rękę i wcale bym nie narzekał, gdyby zjawił się tutaj ktoś jeszcze. Dzięki temu mogłem skutecznie unikać Mer rozmawiając z pozostałymi lub po prostu ukrywać się gdzieś pośród domowników bez obaw, że będzie coś ode mnie chciała. Na szczęście przestała podążać za mną jak cień, sama odsuwając się coraz bardziej. Chociaż może powinienem powiedzieć na nieszczęście? Bo czy to nie oznaczało, że historia zaraz zatoczy koło i Mer znowu odejdzie?

      Nienawidziłem tych durnych myśli, ale nie potrafiłem ich od siebie odepchnąć. Jasne, ja sam unikałem rozmowy z Mer, nie mogąc pogodzić się z tym, że przez jej odejście być może straciłem szansę na szczęśliwe życie, ale ona zachowywała się równie biernie. Czy nie powinna wyjść z jakąś burzliwą kłótnią? W końcu to ja zacząłem zabawę w unikanie. A zamiast tego po prostu z każdą chwilą akceptowała mój chłód i całą tą obojętność, jakby... jakby w ogóle jej to nie przeszkadzało. 

      Nie, to było zdecydowanie najgłupsze stwierdzenie, do jakiego mogłem dojść. Chyba po prostu się bała, bo wiedziała, z czym może wiązać się moje zachowanie i wolała to przeczekać. Ale nikt, a zwłaszcza ona, nie miał prawa mnie o to winić. Musiałem to wszystko przemyśleć. Musiałem odpowiedzieć sobie na niezwykle ważne pytanie – czy ten związek w ogóle ma jeszcze jakąś przyszłość i w zależności od tego, jak zabrzmi odpowiedź, podejmę odpowiednie kroki. Na razie jednak nie zanosiło się na to, by przepaść między nami miała się zmniejszyć.

      Kocham cię.

      Potrząsnąłem głową. I jakie znaczenie w ogóle miały jej słowa, skoro teraz na wszystko było już za późno? Ja powiedziałem jej to już dwadzieścia lat temu. I nigdy nie zmieniłem zdania. A ona była zbyt wielkim tchórzem, by dać nam szansę wtedy, gdy mieliśmy jeszcze możliwość zaznania szczęścia.

      — Hej, ziemia do Łapy.

      Wzdrygnąłem się, zerkając na Rona, który patrzył na mnie z zaniepokojeniem. Nawet nasze figury szachowe sprawiały wrażenie, jakby mnie obserwowały i z zniecierpliwieniem czekały, na jaki okrutny los je poślę.

      — Hmm, wybacz, odpłynąłem — odparłem, uśmiechając się przepraszająco. — Koń na A4.

      Figura posłusznie przestawiła się na wskazane pole.

      — Naprawdę jesteś dzisiaj jakiś nieobecny — stwierdził Fred, zerkając mi przez ramię; po drugiej stronie George szarpał się z Krzywołapem, który kilka minut temu wszedł do pokoju bliźniaków i usilnie próbował przerwać nam grę.

      — Co? — zapytałem, marszcząc brwi i przyglądając się pionkom.

      — Goniec na B4 — rzekł Ron, krzyżując ręce na piersi.

      Goniec przesunął się o kilka pozycji, stając na skos od mojego króla. Na początku nie wiedziałem, o co im chodzi, dopóki król nie zdjął swojej korony i nie cisnął nią o szachownicę, grożąc mi pięścią.

      — Szach i mat, stary — stwierdził Ron.

      — To była szybka rozgrywka — zauważył George, w końcu puszczając Krzywołapa i pozwalając mu pogonić figurki po planszy; gdyby mogły krzyczeć, zapewne mielibyśmy tutaj nie małe wrzaski agonalne. — Brawo, Ronaldzie, dobiłeś już i tak wystarczająco dobitego człowieka.

      — Idź się wypchaj — burknął Ron, po czym posłał mi długie, uważne spojrzenie. — Wybacz, Syriuszu. Możemy to powtórzyć albo...

      — Nie przepraszaj — odparłem pospiesznie. — Po prostu nie jestem w najlepszej kondycji do szachów. Dajcie mi tego kocura, teraz wy zagrajcie.

OraveritisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz