36. Bez zbędnych dramatów

741 42 418
                                    

James

      Siedziałem na krześle przy łóżku Remusa, dosunąwszy je sobie wcześniej do szafki nocnej, by móc się oprzeć. Wpatrywałem się z otępieniem w ogromną, zajmującą całą stronę ilustrację serca z dokładnym opisem każdego fragmentu tego narządu. Ziewnąłem potężnie, po czym na chwilę podniosłem okulary do góry i przetarłem oczy. Bardzo źle spałem tej nocy i jedyną rzeczą, która w tym momencie trzymała mnie jeszcze przy jakimkolwiek funkcjonowaniu, była gorąca kawa, którą przyniosłem sobie tutaj razem z książką. Zrobiłem łyka aromatycznego napoju, po czym zerknąłem na Remusa. Spał dość spokojnie i oddychał miarowo. To odrobinę koiło moje nerwy. Ale naprawdę tylko odrobinę.

        Odkąd Dora zeszła z Teddym do kuchni, żeby dać mu śniadanie, ja zaklepałem dyżur przy Lunatyku. I tak od piątej tylko się przewracałem z boku na bok, więc przynajmniej mogłem się na coś przydać. Przeniosłem wzrok z powrotem na książkę i chwyciłem ołówek, który wcześniej zatknąłem za ucho. Serce, na które patrzyłem było opatrzone masą strzałeczek prowadzących do numerków. Zawierały one swoją legendę dopiero na kolejnej stronie, więc postanowiłem przepisać sobie nieznane mi wcześniej słowa, żeby szybciej je zapamiętać.

      — Aorta — mruczałem pod nosem, szybko kreśląc litery. — Pień ramienno-głowowy...

        Na początku swojej nauki uważałem za uciążliwą konieczność poznania całej anatomii człowieka od podstaw. Chciałem od razu przejść do chorób i urazów, żeby nie być tak bardzo bezradnym, jak jeszcze przedwczoraj. Okazało się jednak, że jeśli nie przyswoję podstaw, to dalej nie ruszę, bo po prostu nie będę rozumiał, o co chodzi. Im dłużej wkuwałem, tym mniej mi to przeszkadzało. Co więcej, zaczynało interesować. Może Mer miała całkiem fajny pomysł, wybierając sobie zawód.

     Zgrzytnąłem zębami, przyciskając ołówek do kartki tak mocno, że prawie zrobiłem w niej dziurę i złamałem gryfel. Wspomnienie jej wczorajszych słów piekło mnie nieustającą wściekłością. Pal licho fakt, że dotykały mnie osobiście. Bardziej martwiłem się o Lily, która początkowo pozornie spokojna, później płakała pół nocy po tym, jak to wszystko do niej wróciło. Wiedziałem, że nie taka była intencja Mer. Że może palnęła to w złości. Ale miałem już dość ciągłego usprawiedliwiania jej, ciągłego rozmyślania, co nią kierowało. Może to była zwyczajna podłość, a ja jak głupi starałem się ją tłumaczyć na wszystkie sposoby. Gdy Lily w końcu się uspokoiła i zasnęła, ja tylko leżałem gapiąc się w sufit.

       Chyba wszyscy mogliśmy się spodziewać, że związek Syriusza i Mer niedługo przejdzie do historii. W sumie warto było im pogratulować, że wytrzymali ze sobą tyle czasu, będąc tak szczęśliwi, jak za czasów szkoły przez te parę miesięcy, zanim Mer go zostawiła. Nie mieściło mi się to w głowie. Po prostu tego nie rozumiałem. Łapa zadał jej wczoraj bardzo trafne pytanie, bo skoro tak bardzo go kochała, to dlaczego uciekła? Nie wspominając już o tym, jak bardzo skrzywdziła Lily, zwiewając bez żadnych wyjaśnień.

       Wczoraj podczas awantury często przewijał im się ten cholerny peron. Wiedziałem, że Syriusz wtedy za nią poszedł, ale właściwie na tym kończyła się moja wiedza. Wygadał się po pijaku, przez przypadek, a potem się zaciął i już więcej mi nie powiedział. Ja nie naciskałem, wiedząc, co jej wyjazd z nim zrobił. Jak bardzo go zmienił i sprawił, że ten cyniczny i rozgoryczony Syriusz Black, powoli stawał się codziennością. A potem było już tylko gorzej, bo zniszczyła go wojna.

       Westchnąłem ciężko, zastanawiając się, co mam zrobić, żeby przestać myśleć. Już powoli zaczynałem mieć tego dosyć. Po zachowaniu Mer w Oklahomie robiłem, co mogłem, żeby nie pozwolić na zalanie się przez złość i żal. Robiłem wszystko, żeby nie mieć pretensji. Byłem wyrozumiały, a przynajmniej starałem się takim być. Uznałem, że wzajemne obrażanie się na siebie nie przyniesie nic dobrego, wręcz tylko nam zaszkodzi. Widziałem, że Dora też się stara, by nie rzucać nerwami w kierunku Meredith i bardzo ją za to podziwiałem, bo moja wyrozumiałość kończyła się tam, gdzie zaczynała cierpieć moja żona. Po stracie naszego dziecka.

OraveritisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz