Lily
Mimo tego, że przebudziłam się dobry kwadrans temu, nadal zastanawiałam się, czy czasami wciąż nie śpię. Leżałam i gapiłam się w sufit, po uprzednim zauważeniu, że James musiał wstać przede mną. Po chwili usłyszałam jego głos zza ściany z pokoju Syriusza, więc uspokojona postanowiłam dać sobie jeszcze chwilę na wylegiwanie się. Odkąd straciłam go na długie tygodnie, miałam ciągłą potrzebę posiadania wiedzy, gdzie przebywa. Inaczej od razu się denerwowałam. Nie dzieliłam się tym z nikim, nawet z nim, wiedząc, że tylko bym go zirytowała. Nie zmieniało to jednak faktu, że jeszcze nie potrafiłam sobie z tym poradzić. Może kiedyś. Jeśli uda nam się pożyć trochę dłużej niż zakładał upiorny termin.
Wpatrując się w sufit, pozwalałam sobie na kompletną gonitwę myśli. Na ulgę przeplatającą się ze strachem, którego i tak nijak nie umiałam z siebie wyrzucić. Po tym, jak nad ranem skończyliśmy rozmawiać, doszliśmy do wniosku, że nie pozostało nam wiele więcej, jak po prostu pójść spać. Musieliśmy wziąć pod uwagę stan Syriusza i pozwolić mu na porządne odespanie wczorajszych przeżyć, co prowadziło do tego, że zrobiliśmy szybki podział opieki nad małą. Łapa na początku próbował protestować, że da sobie radę, że skoro podjął taką, a nie inną decyzję, to musi za nią płacić, nawet w takiej chwili, ale kiedy zachwiał się po próbie wstania z fotela, siłą zagoniliśmy go do łóżka. Ostatecznie zamilkł, bo może dotarło do niego, że kiedy my wszyscy pójdziemy spać, on zostanie sam z Shailene. Na dobrą sprawę bał się wziąć ją na ręce, nie wspominając już o jakimkolwiek karmieniu czy przewijaniu. Ja i Jamie wzięliśmy dyżur jako pierwsi, co może wydawało się mało logiczne pod względem naszego zmęczenia, ale oboje wiedzieliśmy, że nie zaśniemy tak od razu po położeniu się do łóżka.
Kiedy Syriusz już słodko spał, podobnie jak reszta domowników (Dumbledore zwinął się właściwie od razu po zakończeniu rozmów), a Shailene została ułożona do snu w wózku Teddy'ego, który postawiliśmy sobie obok łóżka, zaczęliśmy rozmawiać. O wszystkim. O tym, co oboje przeżyliśmy w Dunnottar, a potem w Stonehaven. O rewelacjach, jakie przyniosła nam kartka znaleziona w zamku i o decyzji Syriusza. O wszystkim, tylko nie o tym, że obok nas cicho posapuje malutkie dziecko i nie jest ono nasze, chociaż Felix powinien mieć już jakieś dwa miesiące, gdyby tylko urodził się w terminie i przeżył. Oboje nie byliśmy na to gotowi. Oboje udawaliśmy, że nas to nie boli, chociaż za każdym razem kiedy choćby pochylałam się nad Shai, coś mocno ściskało mnie w gardle. Po Jamesie widziałam, że też walczy. Musieliśmy jakoś przez to przejść i się z tym pogodzić, ale czułam, że nie będzie to łatwe.
James przysnął pierwszy, praktycznie w pół słowa, bo widocznie fakt, że po tak wykańczającym dniu leżał wykąpany w ciepłym łóżku zrobił swoje. Ja jeszcze przez jakiś czas czuwałam, ale później również zasnęłam. Kiedy z błogiego stanu wyrwał mnie płacz dziecka, zerwałam się na równe nogi, z jakimś dziwnym uczuciem w sercu, że jest tak, jak powinno być. A potem oprzytomniałam i ze łzami w oczach podeszłam do wózka.
Wkrótce potem do pokoju zajrzała Dora, która powiedziała, że ona i Remus już się wyspali, więc kradną nam małą, żebyśmy mogli porządnie wypocząć. Nie protestowałam, ze sztucznym uśmiechem oddałam jej wózek, po czym wróciłam do łóżka. James spał tak twardo, że kiedy Shailene zaczęła płakać, nawet nie drgnęła mu powieka. Poprawiłam mu kołdrę, po czym położyłam się obok i zerknęłam na zegarek. Była prawie dziewiąta rano. Przeczuwając, że mój zegar biologiczny będzie się po tym długo zbierał, zwinęłam się w kłębek i niemal natychmiast zasnęłam. Nawet gdybym chciała jakoś się przemęczyć do wieczora, wiedziałam, że nie dam rady. Byłam zbyt wykończona i musiałam się jakoś zresetować po tym wszystkim. Poza snem nie miałam innych opcji.
CZYTASZ
Oraveritis
FanfictionKontynuacja opowiadania znanego pod nazwą "Obliterati". "Ciągniecie za sobą konsekwencje, o jakich nie macie pojęcia". Życie osób wskrzeszonych przez Harry'ego Pottera wydawało się być sielanką, a James, Lily, Syriusz, Remus, Nimfadora i Fred szybko...